Ciepły piach pod palcami przyjemnie, drażnił moje stopy. Szłam przed siebie w zwiewnej, białej sukience bez ramiączek, napawając się pięknym krajobrazem. Słońce wysoko na niebie jaśniało swoim blaskiem, a na błękitnym nieboskłonie nie zawitała ani jedna samotna chmura. Materiał spódnicy, był tak delikatny, że wraz z niewinnym podmuchem wiatru tkanina tańcowała wokół moich nóg. Fale leniwie mąciły wodę, a ich uspokajający szum koił nerwy i dawał upragniony spokój. Maszerowałam ochoczo przez tę oazę tak jak piechur żądny dalekich wędrówek… Ale ja tak naprawdę nie miałam pojęcia, dokąd chciałam zawędrować, ani gdzie prowadziła mnie ta piaskowa ścieżka. Umysł czysty jak łza sprawiał, że moja podświadomość kazała mi się śmiać i cieszyć tym urokliwym miejscem… Cieszyć się chwilą. W oddali spostrzegłam męską sylwetkę, która stała zanurzona po kolana w wodzie. Zaintrygowana przyspieszyłam, by przekonać się, kto jeszcze krył się razem ze mną w tym beztroskim zakątku, pośród tej morskiej bryzy, piaszczystych brzegów oraz soczysto zielonych palm. Stał w oddali – dzieliło mnie od niego tylko paręnaście kroków. Czarne, krótkie kosmyki włosów poruszały się wraz z wiatrem, który nieustanie tańczył w jego ciemnej czuprynie. Błękitna, rozpięta koszula powiewała, jakby chciała się uwolnić i pofrunąć jak najdalej od właściciela. Szorty, które miał na sobie, lekko zmoczyło morze, dzięki czemu miałam miły widok na wyeksponowane, zgrabne uda. Tajemniczy mężczyzna, powoli zaczął odwracać się w moją stronę... Już za sekundę miałam mieć okazję odkryć jego tożsamość. Tak bardzo chciałam się dowiedzieć, czy to jest ktoś, kogo znałam, czy ktoś zupełnie dla mnie obcy? Nie było mi jednak dane się o tym przekonać, gdyż w tej samej chwili moje długie, falowane włosy poderwały się i zasłoniły to, co mogłam przed chwilą ujrzeć...
Usłyszałam złośliwy dźwięk budzika. Zbudziłam się tak gwałtownie, że o mało nie spadłam z łóżka. Naprawdę niewiele brakowałoby, abym gruchnęła porządnie tyłkiem o podłogę. Opadłam głową z powrotem na mięciutki materiał dużej poduchy. Słodki Jezu, na moim grafiku widniał przecież dzień wolny od pracy, na dodatek zakreślony fioletowym pisakiem. Chciałam ukatrupić młotkiem to elektroniczne pudełko do takiego stopnia, że pozostałby tylko po nim plastikowy wiór. Zerknęłam na kotkę, która dzieliła ze mną poduszkę. Chwilę obserwowała mnie leniwie swoimi ślepiami, po czym ziewnęła i rozciągnęła się gotowa na dzisiejszy dzień. Zazdrościłam jej tego, że mogła się obijać do woli i nikt od niej niczego nie wymagał – była kotem, małym mruczącym stworzeniem. Zgarnęłam z czoła splątaną grzywkę i przetarłam ręką zaspane oczy. Policzyłam do trzech, z trudem poderwałam głowę, niechętnie usiadłam na łóżku, a na koniec uwolniłam się ze skotłowanej pościeli.
Kim So Joon – przemknęło mi przez myśl. Gdyby nie jego propozycja, chyba nie byłabym tak chętna do wczesnego wstawania, szczególnie w dzień wolny od pracy. Chciałam się jednak przekonać, co miał mi do zaproponowania Koreańczyk, bo byłam ciekawa propozycji, o której wspominał.
Wzięłam z krzesła przygotowane uprzednio ubrania i nie zwlekając ani minuty dłużej, poszłam w kierunku łazienki. Oczywiście kotka deptała mi po piętach, jak to miała w zwyczaju. Dzielnie dotrzymywała mi towarzystwa przez większość czasu, a to był nasz taki poranny rytuał. Niedokończony sen chodził mi po głowie. Miałam głęboką nadzieję, że jeszcze mi się przyśni i poznam tożsamość tajemniczego mężczyzny.
Odłożyłam ubrania na stos poskładanych ręczników, zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam do kabiny. Odkręciłam kurki, ale myślami byłam gdzieś w fantazji i nie chodziło mi wcale o to, że zaintrygował mnie ten tajemniczy nieznajomy, którego miałam praktycznie na wyciągnięcie reki. Gdyby nie dźwięk tego natarczywego urządzenia zwanego budzikiem, zobaczyłabym jego twarz. Nie, żeby mi na tym specjalnie zależało, ale miło byłoby wiedzieć, z kim byłam na wyśnionej wyspie. Oczarowało mnie piękno tej plaży i nie miałabym nic przeciwko pozostaniu tam parę chwil dłużej.
Strumień lodowatej wody przywrócił mnie do rzeczywistości. Pisnęłam zaskoczona tym raptownym otrzeźwieniem i szybko przestawiłam zawory na letnią temperaturę, aby nie zapaść w brodziku na hipotermię. Nie tracąc wiele czasu, umyłam się w pośpiechu, a następnie wyszłam spod natrysku owinięta w mięciutki ręcznik. Ubranie się, zajęło mi nie więcej niż kilka sekund. Zajrzałam jeszcze tylko do pokoju po opakowanie nowego tuszu do rzęs i pomalowałam się, ledwo spoglądając w lustro. Miałam sporo czasu do przyjazdu Minsun, więc nie musiałam się specjalnie spieszyć, ale ten wczesny poranek chciałam spędzić z dziadkami. Już na górze, dało się słyszeć ich krzątaninę, a nęcące zapachy kusiły, abym jak najszybciej zeszła na dół.
Poprawiłam wilgotne włosy i ruszyłam z zapałem ku apetycznym pysznościom przygotowanym przez babcię. Dziadek szeroko się do mnie uśmiechnął, gdy schodziłam z ostatniego stopnia, babcia natomiast posłała mi półuśmiech, wkrawając jabłka do ciasta. Na stole piętrzył się już stos naleśników, obok którego dostrzegłam dzbanek świeżo parzonej kawy. Atmosfera mogłaby uchodzić pozornie za przyjemną, gdyby nie jeden istotny szczegół – babcia posyłała co chwilę dziadkowi zdegustowany wzrok i nawet nie musiałam zgadywać, że coś ewidentnie było na rzeczy.
– Dzień dobry, jak się wam spało? – Podeszłam do stołu i nalałam sobie kawy. Strasznie mnie korciło, by poznać przyczynę rozdrażnienia babci Rozalii.
– Witaj, kluseczko – odpowiedział nad wyraz spokojnym tonem dziadek, wychylając się znad gazety. Poprawił szlafrok i dodał mrukliwie: – Mogło być lepiej. Plecy trochę bolą, ale nie narzekam zbytnio.
Uniosłam brew z zaciekawieniem, bo staruszek cieszył się całkiem dobrym zdrowiem, jak na swój wiek przystało. Babcia prychnęła poirytowana, jednak dziadek Stefan zignorował zachowanie poddenerwowanej kobiety i żarliwie dalej studiował czasopismo. Nie wiedziałam, czy miałam interweniować, aby załagodzić sytuację, czy się przyglądać i czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
– Witaj, żabko. Mi się spało wyśmienicie,. Dziadek nie może już tego samego powiedzieć o sobie, gdyż swoim wczorajszym wybrykiem o mało nie złamał kręgosłupa – rzekła niezadowolona babunia.
Zerknęłam zaniepokojona w stronę starszego mężczyzny, który, pochwyciwszy moje zmartwione spojrzenie, mrugnął do mnie z uśmiechem na ustach i powiedział konspiracyjnie.
– Babcia jak zwykle przesadza – zażartował cicho.
– Słyszałam… – wtrąciła babcia z niesmakiem. – Tak, oczywiście, bo takiemu staremu prykowi jak ty przystoi skakać przez przeszkody. Stary jak piernik, a głupi jak but. – Czułam, że babcia dopiero zaczynała się rozkręcać i w zanadrzu miała niejedną epicką wiązankę słów na tę okoliczność.
– Sport, kobieto to zdrowie i zakoduj to sobie w głowie! Jeśli my nie damy młodym przykładu, to nikt tego nie zrobi, a już na pewno nie te filmiki na YouTube – oznajmił ironicznie dziadek i lekko rozdrażniony odłożył na bok czytaną przez siebie gazetę.
Zaintrygowana tą wymianą zdań uznałam, że lepiej będzie, gdy spróbuje się wtrącić do rozmowy. Przy okazji dowiedziałabym się, czym dziadek tak zawinił babci. Poruszyła mnie wiadomość o niedoszłym urazie kręgosłupa. Chociaż mężczyzna cieszył się dobrą kondycją oraz zdrowiem, młodzikiem niestety już nie był i powinien uważać, gdzie stąpa stopą. Zresztą miał swoje lata i nie powinien tak ekstremalnie szaleć jak nastolatek na deskorolce! Sam w takich kwestiach odznaczał się specyficznym poczuciem humoru i do swojego upadku podchodził z dystansem, sugerując, że nie było powodu, aby się martwić na zapas. No ale jak tu się nie martwić, jeśli uszkodzony kręgosłup jest już poważniejszą sprawą! Jak gałąź złamie się w pół i nawet jakby się bardzo chciało, już się go nie naprawi. Można zostać przykutym do wózka inwalidzkiego do końca życia.
– Może powiecie mi, o co chodzi? — wzięłam łyk kawy i usiadłam na krześle.
– Twój dziadek zdecydował się stanąć do rywalizacji w biegu przez przeszkody. – Babcia zaczęła smażyć pierwszą porcję placków z jabłkami. Po jej słowach zagryzłam wargę, by się nie roześmiać. – Postanowił obudzić ducha walki wśród młodszych uczestników zawodów. Klub sportowy, do którego się wybraliśmy z państwem Kim, organizował imprezę z okazji dziesiątej rocznicy istnienia placówki. Oczywiście każda grupa wiekowa mogła uczestniczyć w tych zawodach. Dziadek, a wraz z nim pan Kim, rzeczywiście pokazali klasę, przeskakując przez belki. To cud, że skończyło się tylko potłuczeniem pleców – wyjaśniła babcia, przewracając racuchy na drugą stronę.
– Rozalio, pokazaliśmy klasę i mimo upadku wyszliśmy z tego z twarzą – skwitował mężczyzna z uśmiechem na ustach i dumą w głosie.
– A idź, ty stary pierniku! – zagrzmiała tylko babcia
– Nic mi poważnego nie jest, dziewczęta, więc nie ma co rozpaczać. Plecy pobolą i przestaną, a teraz jedzmy, bo te pyszności aż się proszą, by je skonsumować. – Dziadek przybliżył mi talerz z naleśnikami, zmieniając temat rozmowy.
Popatrzyłam z troską na staruszka. W odpowiedzi puścił do mnie oczko i szeroko się uśmiechnął, a wówczas pajęczynki zmarszczek na policzkach się pogłębiły. Westchnęłam zrezygnowana i posłałam w jego kierunku delikatny półuśmiech. Zachęcona gestem dziadka sięgnęłam po naleśnika,po czym polałam go obficie syropem klonowym. Wzięłam pierwszy kęs. Odkąd zaczęłam pracować, nie często miałam okazje usiąść razem z bliskimi do stołu – praktycznie cały dzień byłam w kawiarni i wracałam późną porą, kiedy to dziadkowie spali.
Brakowało mi rodziców oraz brata. Co prawda, utrzymywałam z nimi kontakt telefoniczny i często rozmawialiśmy przez kamerkę, więc ta komunikacja poprzez urządzenia elektryczne rekompensowała mi częściowo ich brak. Wiadomo, że to nie było, to samo, co spotkanie twarzą w twarz, ale i tak byłam zadowolona z dostępnych opcji. Często zarywałam nocki, aby skontaktować się z nimi przez Internet lub pogawędzić przez telefon. Mama z tatą dzwonili do mnie prawie codziennie, chociaż dzieliła nas spora odległość oraz, co za tym idzie, różnica czasu. Jednak nasza rodzina tworzyła zgrany zespół, któremu nigdy nic nie stanęło na przeszkodzie, by ze sobą po prostu porozmawiać. Nieważne, gdzie się znajdowaliśmy w danym momencie, zawsze mogliśmy się wyżalić lub zwrócić do siebie z problemami, których próba rozwiązania nieraz spędzała sen z powiek.
Dziadek wziął łyk kawy i sięgnął po dwa naleśniki. Zerknął na zegar zniecierpliwiony, jakby na coś czekał albo być może kogoś się spodziewał. Babcia postawiła na stole wysmażone złociste placuszki pachnące jabłkami, po czym również dołączyła do posiłku. Kończąc jeść, odłożyłam talerz na bok i nie minęła sekunda, gdy w kieszeni zawibrował mi telefon z wiadomością od Minsun.
Nieznany numer
Czekam na ciebie pod bramą.
Zagryzłam prawy policzek – trochę zastanowiła mnie treść tego esemesa. Nie znałam tego numeru, więc trochę ta wiadomość, wydawała mi się zaskakująca, bo nie przypominam sobie, abym komuś nie znanemu dawała swój numer komórki.
Może to wiadomość od Minsun - pewnie zmieniła numer komórki.
– Dziadku, wiem, że ten dzień miał być dla nas, ale umówiłam się z Minsun.
– Nic nie szkodzi. Idź, kluseczko, a ja w tym czasie spróbuję udobruchać babcię. – Dziadek spojrzał czule na kobietę, na co ona z posągową miną przeniosła na niego wzrok. Widziałam jednak w jej oczach rozbawione ogniki i wiedziałam, że już mu wybaczyła ten wybryk.
Zaśmiałam się cicho, a następnie wstałam od stołu.
– To idę. Postaram się szybko wrócić.
– Nie spiesz się, tylko baw się dobrze. – Babcia podeszła do mnie i pocałowała mnie w czoło. – My sobie z dziadkiem poradzimy, ucałuj od nas Minsun.
– Tak zrobię. – Obdarzyłam ich szerokim uśmiechem i skierowałam się w stronę wyjścia, zabierając po drodze swoją dżinsową kurtkę z wieszaka.
Nie spodziewałam się tylko tego, że zamiast uśmiechniętej Koreanki spotkam przy bramie samego Sojoona. Dyskretnie rozejrzałam się po podwórzu za Minsun, która być może przyjechała razem z nim i znajdowała się gdzieś w pobliżu, by za chwilę rzucić się na moją szyję z szerokim uśmiechem na twarzy. Jednak Koreańczyk był sam – ku mojemu zdumieniu, nie dostrzegłam nigdzie rozbawionej przyjaciółki. Sojoon czekał oparty o maskę samochodu z założonymi rękami i spoglądał w stronę sąsiedniej działki, jakby kogoś tam wypatrywał. Kogoś innego niż mnie.
You are reading the story above: TeenFic.Net