Oboje stali naprzeciw, mierząc się wzrokiem i nie wiem, kogo się teraz bardziej bałam - spokojnego i opanowanego Sojoona czy napakowanego gangstera.
Atmosfera była tak gęsta i nieprzyjemna, że można było ją kroić nożem jak kawałki ciasta, które podawano u nas w kawiarni. Miałam ochotę wziąć nogi za pas i zostawić przedstawicieli męskiego gatunku samych sobie. Umknąć cicho, niepostrzeżenie z tego kłopotliwego dla mnie położenia, czym prędzej oddalić się od buchającego testosteronem powietrza. Niestety byłam zablokowana i nie miałam możliwości się pomiędzy nimi przecisnąć, a tym bardziej swobodnie przejść, więc dosłownie nici z ucieczki. Kosmyki pojedynczych włosów opadły mi na oczy, przysłaniając scenę, która rozgrywała się tuż przede mną. Bałam się nawet je zdmuchnąć z powiek, żeby nie wywołać tym delikatnym podmuchem wichury męskich emocji. Darowałam sobie tę czynność, wolałam nie robić nic niż dodatkowo się narażać. Pozostało mi tylko śledzenie sylwetek przeciwników zza firanki falowanych, ciemnych włosów.
W większym centrum zainteresowania nie mogłam się już znaleźć. Zapach piżma i cytrusów mnie oszołomił, ale też z lekka irytował. Za Chiny nie mogłam pojąć, dlaczego moje zmysły zaczęły wariować. Zwykła woń stała się dla mnie czymś niezwykłym... Cennym flakonikiem perfum o unikalnej recepturze oraz oryginalnym składzie, sprowadzanych gdzieś z daleka. Zaczęła mnie cucić z omdlenia, jakbym od dawna była nieprzytomna. Byłam tej woni wdzięczna, bo dzięki niej w końcu przestałam czuć drażniący fetor, na który składała się mieszanka potu i wody kolońskiej oprycha.
Sojoon podszedł bliżej mnie. Jego pewność siebie i zdecydowanie robiły wrażenie, roztaczały aurę, która owładnęła cały korytarz. Wszystko przesiąkło zapachem jego siły i arogancji. Poczułam napór sylwetki Koreańczyka na swoim ramieniu. Podczas tego krótkiego dotyku odniosłam wrażenie, jakbym na swojej skórze poczuła dziwne wyładowanie elektryczne, jedno z tych przyjemnych, których powtórka byłaby u mnie mile widziana. Sojoon obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem, po czym z powrotem przeniósł wzrok na gacha. Uśmiechnął się cwaniacko. Zdjął rękę gangstera z kończyny, którą miałam skrępowaną. Zrobił to z taką lekkością, że zastanawiałam się, czy w to posunięcie włożył jakąkolwiek siłę. Odsunął mnie nieznacznie, zajmując moje poprzednie miejsce. Kim pokręcił zdegustowany głową i jeszcze mocniej ścisnął rękę delikwenta spod ciemnej gwiazdy, który bezskutecznie próbował się uwolnić. Zerknęłam z ukosa na mojego wybawcę, odgarnąwszy wreszcie z oczu włosy, które nadmiernie łaskotały mnie w nos. Wyraz jego twarzy niczego nie zdradzał, aczkolwiek nie mogłam tego powiedzieć o Panie Kolczyku, który świdrował wzrokiem to mnie, to Sojoona. Po jego twarzy przemykało zaskoczenie na przemian z irytacją. Ostatecznie tę emocjonalną huśtawkę zakończył gniewnym wyrazem twarzy, wobec czego uznałam, że nasz amant był już nieźle wpieniony. Jednym zdaniem, nie w smak mu było, że ktoś nad nim górował i go przewyższał - nie mówię tu tylko o wzroście. Chciałam odsunąć się od nich, by nie dostać od któregoś z łokcia, ale ciepła dłoń Kima obejmująca mój nadgarstek powstrzymała mnie od tego zamiaru. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam ręce w pięści, modląc się przy okazji, aby nie dostać przypadkowo w narząd odpowiedzialny za węch, ponieważ byłam od nich znacznie niższa, więc istniało duże prawdopodobieństwo, iż dostałabym centralnie w nos, gdyby doszło do poważniejszych rękoczynów. Przysunęłam się bliżej Sojoona i po chwili ponownie stykaliśmy się ramionami. Wydawało mi się, że bicie mojego serca było głośniejsze od dudniącej muzyki. Jego obecność podziałała na mnie kojąco, czego nie rozumiałam. Przecież się prawie nie znaliśmy, nawet szczególnie nie polubiliśmy, lecz moje ciało jakby samo wiedziało, czego chce. Trzymało się tego jak koło ratunkowe, które nie chciało iść na dno lub jak rozbitek szukający schronienia...
- Nie posłuchałeś mnie, więc teraz dostaniesz nauczkę! - usłyszałam gniewne słowa gangstera. Instynktownie wtuliłam się w rękę sąsiada, chociaż to nie na mnie była skupiona jego agresja. Pan Kolczyk z wiązanką przekleństw zamachnął się pięścią na mojego współtowarzysza.
Chyba niezbyt mu to wyszło, bo Sojoon zwinnie uniknął ciosu. W wyniku czego pięść napastnika wylądowała na ścianie, a Koreańczyk dodatkowo nogą podciął mu kostkę jak zawodowy gracz piłki nożnej. Zbir jęknął z bólem i upadł plackiem na ziemię. Rozdziawiłam buzię, bo byłam zaskoczona z jakim opanowaniem i spokojem powalił przeciwnika. Sojoon ze znudzeniem na twarzy nachylił się nad poszkodowanym i klepnął go przyjacielsko w ramię. Zabawne było to, że potraktował tę potyczkę jak zwykłą sprzeczkę niedogadujacych się ze sobą kolegów, a nie jako starcie z niedoszłym gwałcicielem.
- Dam ci radę, najpierw naucz się porządnie bić - powiedział z kpiną Sojoon, siadając napastnikowi na plecach. - Eh... nie na tym rzecz polega. Myślisz, że jak masz tatuaże i wyglądasz jak paker, to każdy powinien się ciebie bać. - Zacmokał z irytacją i klepnął go po głowie. - Nie, radzę ci mnie bardziej nie denerwować, dzieciaku, bo to skończy się dla ciebie nieprzyjemnie. - Puścił do mnie oczko, masując sobie kark.
Facet ewidentnie chciał się podnieść, by odpłacić się Kimowi pięknym za nadobne, ale mężczyzna skutecznie mu to udaremnił, przygniatając jego rękę butem, po czym jeszcze bardziej się na nim rozsiadł.
- Ej, dziewczyno! A ty nie znasz skuteczniejszego sposobu niż ugryzienie w podbródek? Podejdź do mnie, palli palli! - Zerknął na mnie zniecierpliwiony Sojoon, nieźle się przy okazji bawiąc.
Skubaniec wszystko widział i na dodatek się zabawiał moim kosztem - pomyślałam. Miałam ochotę tupnąć nogą albo, jeszcze lepiej, porządnie nim potrząsnąć.
- Znam... - powiedziałam ostrożnie i zagryzłam wargę, czując się jak uczniak, kiedy ruszyłam w jego stronę.
- To świetnie! - zawołał ucieszony Kim, po czym podniósł się szybko, a następnie pociągnął delikwenta za fraki. - Chętnie to zobaczę! Nasz nowy znajomy będzie, hm... twoim partnerem, który oberwie bardziej i może wreszcie się nauczy, że bezbronnych dziewczyn się nie zaczepia. - Sojoon, niczym profesjonalny policjant, wykręcił nadgarstki zbirowi i stanął za nim, ograniczając mu przy okazji swobodę ruchu.
Oprychowi nie w smak była taka pozycja, bo zaczął wyklinać pod naszym adresem. Chyba miał już zdecydowanie dość upokorzeń ze strony tego, który miał zostać pobity. Sojoonowi jednak to nie przeszkadzało, był wówczas zajęty wypalaniem wzrokiem dziury w moim ciele, jakby na coś czekał albo oczekiwał, że zrobię teraz to, czego on się po mnie spodziewał. Natarczywe brązowe oczy śledziły każdy mój krok, gdy się do nich zbliżałam. Szłam w jego kierunku, jakby łączyła nas niewidzialna nić. Rzut oka na uwięzionego mężczyznę wystarczył, aby na mojej twarzy zawitał niezręczny uśmieszek. Gdyby nie interwencja Sojoona, kto wie, jak by to się wszystko skończyło. Pokręciłam leciutko głową z przestrachem. Chciałam odgonić wizję najgorszego scenariusza, który mógłby się ziścić. Bojowego charakteru nie posiadałam, bo zawsze byłam tą spokojną i bezkonfliktową dziewczyną, ale perfidny wzrok oprycha, który wiercił mi dziurę w brzuchu... nie był przyjemnym uczuciem jak wizyta u masażystki lub odprężająca kąpiel w wannie. To spojrzenie było obrzydliwe i niesmaczne. Mężczyzna, którego imienia nie znałam, uświadomił mi, że aż sam prosił się o manto i o małe szpachlowanie tej nieszczególnie przystojnej twarzy. Nie odważyłabym się grać bohaterki, gdyby nie obecność Koreańczyka. Dobrze wiedziałam, że trzymał rękę na pulsie i panował nad całą sytuacją. Dzięki temu odniosłam wrażenie, że nic złego mi się już nie stanie. Mogłam Sojoonowi w pełni zaufać. Zdanie, które wypowiedział bandzior dodatkowo mnie zmotywowało do tego, by pokazać mu, gdzie raki zimują.
- Lala nie zrobisz tego - oznajmił z pewnością siebie Pan Kolczyk, po czym rzucił w moim kierunku prowokujący uśmiech, który mnie jeszcze bardziej rozzłościł.
- Oj, uwierz, że to zrobię i to z największą ochotą - powiedziałam poirytowana.
Popatrzyłam się na niego niewinnie i bez żadnego zawahania zamachnęłam się z całej siły nogą. Wycelowałam kopniaka dokładnie tam, gdzie zamierzałam - w jego krocze. W kopnięcie włożyłam całą swoją złość i frustrację. Cieszyłam się, że miałam okazję odpłacić mu za to, co planował zrobić. Trybiki w mojej głowie ponownie zaczęły podsuwać wszystkie niechciane wizje, które mogłyby się wydarzyć. Napastnik pod wpływem uderzenia zgiął się wpół i jęknął żałośnie. W tym momencie Kim puścił jego nadgarstki i ominął go, otrzepując dłonie, jakby miał na nich coś brudnego. Nachyliłam się nad klęczącym, zwijającym się z bólu, mężczyzną.
- Wybacz, zrobiłam to. - Nie ukrywałam, że nie jest mi z tego powodu przykro.
Adrenalina jeszcze we mnie buzowała, a ja naprawdę czułam się świetnie, jednak chciałam jak najszybciej opuścić już ten felerny korytarz albo najlepiej także to miejsce. Poprawiłam swoje ubrania, gdy poczułam na nadgarstku znajome dla mnie ciepło. Podniosłam oczy i zobaczyłam białą koszulę Sojoona w czarne pionowe pasy, który prowadził mnie w tylko sobie znanym kierunku. Uniosłam kąciki ust w półuśmiechu, bo tym razem szłam z własnej, nieprzymuszonej woli. Przedzieraliśmy się przez tłum imprezowiczów, by przejść do loży, gdzie na kanapach siedzieli Minran i nieznany mi facet. Oczywiście mogłabym powiedzieć, że zaskoczyła mnie w tym towarzystwie obecność Minsun, ale z drugiej strony to była Kim Min Sun, więc nic więcej nie trzeba było wyjaśniać. Sojoon puścił moją dłoń, a ja, nie wiedzieć czemu, poczułam rozczarowanie - tak jakbym przestała trzymać coś niesamowicie miłego i ciepłego. Obrócił się w moją stronę, mierząc mnie od stóp do głów z lekkim uśmiechem. Był taki inny... Mogłabym zrobić zdjęcie, by uwiecznić tę nietypową stronę mężczyzny. Nie zamierzałam ukrywać, że wolałam go w tej niearoganckiej wersji.
- W porządku? - zagadnął spokojnie.
- Tak, ze mną jest okej, a ty jak się czujesz? - zapytałam z zaciekawieniem, lecz on tylko poprawił koszulę i mrugnął do mnie znacząco.
- Lepiej niż mogłem przypuszczać - zaśmiał się zagadkowo, po czym odwrócił się i poszedł w stronę swoich znajomych.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie rzuciła się na mnie Minsun. Sojoon usiadł przy nieznanym mężczyźnie oraz Minranie, dołączając się do dyskusji. Byłam ciekawa, o czym prowadzili konwersację, lecz nie mogłam się skupić na ich rozmowie, ponieważ miałam obok siebie roztrzepaną Koreankę. Zerknęłam więc na dziewczynę, która miała mnie zamiar udusić, ale też wyściskać jednocześnie.
- Aish! Dziewczyno, gdzieś ty się podziewała? Martwiłam się o ciebie - powiedziała z wyrzutem, choć wiedziałam, że nie jest na mnie zła.
Objęłam ją przyjaźnie w pasie i z niewinną miną grałam na zwłokę, aby tylko nie odpowiadać. Nie chciałam jej mówić o sytuacji na korytarzu, bo jeszcze byłaby skłonna tam wrócić i przetrzepać plecy mojego prześladowcy.
- Wyszłam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza - skłamałam. - Nie było mnie tylko parę sekund... No może ewentualnie parę minut - wymyśliłam jakąś wymówkę na poczekaniu. - A tak na poważnie, i tak byłaś zajęta tym całym Kangdee - zwróciłam się do niej zadziornie. Byłam ciekawa, gdzie Minsun zgubiła naszych partnerów z randki, bo nigdzie ich nie dojrzałam w obrębie pubu.
- Hmm... - mruknęła Azjatka. Chciała dodać coś jeszcze, jednak nie zdążyła, bo między nami pojawił się Sojoon, łapiąc mnie za rękę. Nie dał mi możliwości na spokojnie porozmawiać z przyjaciółką, gdyż od razu pociągnął mnie na środek parkietu.
Zmarszczyłam brwi zaskoczona, bo nie byłam pewna, co mógł chcieć ode mnie Koreańczyk. Sojoon wówczas zdecydowanie odwrócił mnie tyłem do siebie i szepnął mi do ucha zmysłowo: tańcz. Automatycznie po moim ciele przebiegły ciarki ekscytacji i nieśmiałego oczekiwania, podczas gdy jego ręce pewnie przebiegały po materiale sukienki. Rozkoszowałam się tym zapomnianym od dawna doznaniem, nie wiedziałam, czy moimi poczynaniami rządził alkohol, czy może hormony po prostu dopominały się swoich praw, ale było mi dobrze. Mogłam nawet powiedzieć, że czułam się wyśmienicie, skoro pod wpływem chwili pozwoliłam się porwać mojemu partnerowi. Cień uśmiechu błąkał mi się na wargach. Było to takie pasjonujące i frapujące... Zaakceptowałam na razie taki stan rzeczy, dałam się prowadzić muzyce, a co ważniejsze, także mojemu partnerowi, który właśnie zręcznie okręcił mnie tak, bym mogła spojrzeć w jego ciemne oczy. Nasze oddechy mieszały się ze sobą, a usta pobudzały się nawzajem do cichej rywalizacji... prowokujących gestów. Dłonie wędrowały po naszych sylwetkach, jakbyśmy byli odkrywcami nowych światów. Patrzyłam w jego czekoladowe tęczówki, a półmrok w pomieszczeniu nadawał tej scenerii intymności. Słowa nie były potrzebne, cieszyliśmy się dźwiękami muzyki i swoim towarzystwem. Posyłaliśmy sobie ukradkowe uśmiechy, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi, którzy nie widzieli się od bardzo dawna, a teraz mieli sobie aż zanadto do powiedzenia. Wpadliśmy w rytm szalonej zabawy i nie chciałam, aby szybko nadszedł koniec. Zawsze jednak to, co przyjemne za szybko się kończy i nasz czas również. Lekko zawiedziona odsunęłam się od swojego towarzysza. Musiałam, choć nie chciałam jeszcze odejść. Sojoon miał jednak inne plany, ponieważ wziął mnie za rękę, po czym skierowaliśmy się w stronę wyjścia, zostawiając naszych przyjaciół w zatłoczonym i gwarnym pomieszczeniu.
Popatrzyłam na niego zdezorientowana. Nie rozumiałam, dlaczego zamiast pójść każdy inną drogą, znaleźliśmy się razem na świeżym powietrzu, z dala od tego całego klubowego zamieszania. Nikogo nie było na podwórzu, tylko ja i on. Opatuliłam się rękami, bo tak naprawdę nie miałam pojęcia, co mogłabym z nimi zrobić. Poczułam ulgę, że mogłam się uwolnić z tego dusznego i klaustrofobicznego lokalu. Oparty o słup świetlny Sojoon przyglądał mi się tym swoim typowym wzrokiem z figlarnie uniesioną brwią. Jeszcze nie doszło do mnie, do mojej świadomości, że mam przed sobą kompletnie innego faceta - wyluzowanego i zrelaksowanego. W mojej głowie stworzyło się coś na miarę mętliku, który pod lekkim podmuchem wiatru rozwiał wszystkie rozdrobnione karteczki pod tytułem: Kim So Joon.
- Naprawdę jestem ci wdzięczna. - Uśmiechnęłam się nieśmiało. Stałam przed nim i nie wiedziałam, co mogłam powiedzieć: coś miłego, uszczypliwego czy porozmawiać o pogodzie? Te parę chwil, które spędziliśmy w swoim towarzystwie, było ciekawym doświadczeniem, a ja nie chciałam go zakończyć niezręcznym milczeniem.
Widząc z oddali nadjeżdżającą taksówkę, uniosłam dłoń, aby ją zatrzymać.
- Drobiazg - zaśmiał się dobrodusznie i na dodatek przekrzywił głowę w bok, ale ten gest sprawił, że coś w jego spojrzeniu kłóciło się z tym miłym półuśmiechem. - Lepiej jakbyś teraz wróciła do domu i odpoczęła. Wytłumaczę cię przed Minsun, nie musisz się nią martwić. Jakoś spróbuję udobruchać moją siostrę.
Skwitowałam jego wypowiedź uśmiechem oraz niewysłowioną ulgą, po czym wsiadłam do pojazdu.
Trochę czułam się winna, że miałam zamiar zostawić Koreankę bez słowa wyjaśnienia, ale coś mi mówiło, że Sojoon zadba o to, aby dziewczyna nie była na mnie zła. Kiedy miałam już zamknąć drzwi taksówki, ręka Kima powstrzymała mnie przed tym zamiarem, a on sam schylił się na wysokość moich oczu. Te źrenice na tle nocnego nieba zlały się razem z brązowymi tęczówkami i utworzyły ze sobą spójną całość - tunel, w który wkroczyłam, choć, nie wiedziałam, gdzie ta ścieżka się zakończy. Nikłe światło, które wydobywało się z miejskich latarni rzuciło swój zdradziecki blask na twarz Koreańczyka, czyniąc ją interesującą i pociągającą. Nie chciałam robić gwałtownych ruchów, ale gdzieś mały głosik szeptał mi do ucha, aby zrobić krok dalej, by pogłaskać jego policzek. Przekonać się, czy też ma tę delikatną strukturę oraz gładkość najdelikatniejszej tkaniny.
Sojoon tylko chrząknął, a ja wróciłam z chwilowego letargu. Pomrugałam zawstydzona, ale zerknęłam na niego pewnie, bo czekałam na to, co miał mi jeszcze do powodzenia.
- Myślę, że znalazłem rozwiązanie na twój problem związany z pobytem w Korei, dlatego zapraszam cię do siebie. Widzimy się później - oznajmił zagadkowo, po czym zamknął drzwi i skierował swoje kroki do mężczyzny w okularach, który wyszedł z szerokim uśmiechem na patio.
Razem z taksówkarzem wyjechaliśmy spod klubowego zgiełku w towarzystwie składanki radiowej Trot. Oparłam się wygodnie o siedzenie. Dręczyło mnie, skąd Sojoon, u licha, wie o moim problemie związanym z pozostaniem w Korei. Wiedzieli o nim tylko Minsun, Hyusun oraz państwo Jung, którzy usłyszeli z kolei tę wiadomość od moich dziadków. Ważność mojej wizy turystycznej nieubłaganie dobiegała końca. Dotąd mogłam sobie pozwolić tylko na jakąś pracę dorywczą. na zasadzie umowy zlecenie i pracować na określonych warunkach, bo te dziewięćdziesiąt dni wizy turystycznej było ukierunkowane na cele rekreacyjne. Ten punkt mogłam sobie odhaczyć, bo takową pracę już miałam. Jeśli chciałam pozostać dłużej, musiałam znaleźć pracę w jakiejś korporacji lub nawet gdzieś na recepcji, abym mogła pozostać w Seulu na zasadzie wizy pracowniczej i to tylko na taki okres, który zleciłby mi pracodawca. Jeżeli chciałm pozostać jeszcze pełny rok, tak jak planowałam wcześniej, musiałam naprawdę mocno się postarać o pracę. Miałam jakieś opcje i to nie jedną, bo nie mogłam powiedzieć, że byłam w kompletnej kropce. Hyusun już na początku zaproponowała mi pomoc, gdy tylko o tym napomknęłam przy naszym wspólnym wypadzie na zakupy. Nawet rodzice Minrana zadeklarowali chęć udzielenia mi wsparcia, a teraz doszło to zagadkowe zaproszenie Kima. Po mojej głowie jak krążownik przewijały się słowa wypowiedziane przez Koreańczyka, lecz tak naprawdę nie mogłam dopatrzyć się w nich intencji, jakie miał mężczyzna. W torebce zawibrował mi telefon. Palcami przetarłam zmęczone oczy, zanim sięgnęłam po aparat i odczytałam wiadomość. Na ekranie aparatu, nad głową kota syjamskiego, widniała godzina pierwsza nad ranem.
Minsun
Jutro zabieram Cię do lecznicy, więc bądź gotowa na jedenastą. A i jeszcze jedno - będziesz mi się dokładnie tłumaczyć, bo jeśli myślisz, że wytłumaczenie Sojoona mi wystarczy, to się grubo mylisz ; D Wyśpij się, dobranoc ;*
PS. Niech za karę przyśnią Ci się paskudne maszkary.
Parsknęłam pod nosem. Wiedziałam, że już nie wymigam się od wyjaśnień. Możliwości ucieczki nie miałam żadnych. Minsun wiedziała, kiedy chciałam coś przed nią ukryć. Rozgryzła mnie, bo zawsze, gdy kłamałam, zagryzłam nerwowo wargę i zmieniałam temat, aby odwrócić uwagę od prawdy.
Schowałam telefon z powrotem do kopertówki i odpięłam pas, ponieważ samochód wjeżdżał już do dzielnicy, w której mieszkali dziadkowie.
I nici z dnia wolnego - westchnęłam tęsknie do szyby.
Wyjątkowo wypadło mi w grafiku, że ten piątek miałam wolny i chciałam go spędzić po prostu z moimi bliskimi, ale widocznie ten zamiar musiałam odłożyć na później. Taksówka podjechała pod wskazany przeze mnie adres. Zapięłam szczelnie kurtkę, by ochronić się przed chłodem październikowego powietrza, po czym zapłaciłam kierowcy. Wysiadłam z pojazdu i zaczęłam iść w kierunku posesji.
Myślę, że relacja z Sojoonem nabiera innego znaczenia w naszej niepewnej znajomości - pomyślałam, nie patrząc pod nogi, w efekcie czego zderzyłam się z furtką.
Pisnęłam zaskoczona i rozmasowałam obolałe czoło. Spojrzałam gniewie na przyczynę mojego ośmieszenia, jakbym chciała spalić tę bramkę samym wzrokiem. Popchnęłam ją ze złością tak, że trzasnęła o bramę. Weszłam na podwórze dziadków, by po chwili wreszcie znaleźć się w swoim przytulnym pokoju.
& & &
pali pali - szybko
Aish - Ugh
Trot - gatunek koreańskiej muzyki
You are reading the story above: TeenFic.Net