Rozdział 11

Background color
Font
Font size
Line height

Wycierałam stoliki w kawiarni i zastanawiałam się, jak przez te dwa miesiące, moje dotąd poukładane oraz w miarę spokojne życie, przerodziło się w dni pełne niespodzianek i spontanicznych decyzji. Przylot do dziadków miał być czasem, który powinien być spędzony tylko z nimi, lecz nowo poznani ludzie nie pozwolili mi ograniczać się tylko do bezpiecznej i komfortowej przystani moich najbliższych. Nawet serdeczni dziadkowie popychali mnie ku ich zadowoleniu w te barwne oraz pokręcone dwadzieścia cztery godziny. Każda pora dnia była inna, nigdy taka sama. Garstka obcych dla mnie osób stała mi się tak bliska, jakbym znała ich jeszcze przed przybyciem do Seulu.

Babcia Rozalia, dziadek Stefan, państwo Kim, Minsun, Hyusun, Samuel, Minran i Yongjin, a nawet Sojoon stali się epicentrum mojego życia towarzyskiego. Mimo że mężczyzna w stosunku do mnie już nie zachowywał się jak arogant oraz gbur, to i tak między nami pozostał jakiś dystans - kryształowa kula, która nie chciała się stłuc. Jakby wyznaczył sobie granicę, której nie chciał przekroczyć, więc ta znajomość opierała się na zwykłych przywitaniach i tylko czasem padło z jego ust pytanie, co u mnie.Jeśli miałabym zobrazować tą relację, to bez zastanowienia na kartce czystego arkusza narysowałabym dwa wrogie zamki oddzielone szeroką fosą.

Chociaż mój prosty grafik był napięty, nie ograniczał się tylko do spędzania czasu z dziadkami, ponieważ znajdowałam ułamek sekundy również dla moich nowych przyjaciółek. Mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że to one w tym naszym teamie pełniły rolę inicjatorek i z nimi chętnie spędzałam większość swojego dnia po pracy. Planowały nasze wspólne wyjścia, a zwykłe oglądanie ckliwych seriali z górą niezdrowych przekąsek, nie było dla nas godziną zmarnowaną. Minsun i Hyusun same postanowiły, że staną się częścią nowej mnie i to dosłownie, bo pod ich wpływem zmieniłam się, uwolniając swoją głowę od męczących mnie czasem nieprzyjemnych wspomnień. Nie wyobrażałam sobie nawet tego, że mogłoby dziewcząt w moim życiu zabraknąć. Stały się dla mnie moimi siostrami, których nigdy nie miałam, a tak bardzo chciałam mieć. Obie różne, a jednocześnie takie same. Gdybym miała je opisać w jednym zdaniu, napisałabym tylko, że Minsun była istnym wulkanem, natomiast Hyusun - oazą spokoju. Inne charaktery, ale z pozytywnym podejściem do świata. Z nimi to nawet napad na bank wydawał się dobrym pomysłem, lecz perspektywa mojego pobytu w więzieniu nie spodobałaby się pewnie dziadkom, a współwięźniowie nie wytrzymaliby z Minsun, poznawszy charakter Azjatki.

Zerknęłam na zegar ścienny, na którym widniała już godzina wpół do ósmej. Jeszcze mieliśmy dobre pół godziny do otwarcia kawiarenki. Chociaż my, jako pracownicy, pracowaliśmy od godziny siódmej, uwijaliśmy się jak w ukropie, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Zresztą tak było od zawsze, od momentu, gdy zaczęłam tu pracować. Kiedy ja i dwie inne dziewczyny sprzątałyśmy na sali, nasz szef stał za ladą i szykował na ten dzień rozmaite wypieki, wystawiając je do szklanej gabloty umiejscowionej obok baru. Różnorodne słodkości samym wyglądem kusiły, by ich skosztować.

Właśnie układałam poduszki na sofie, gdy ktoś znienacka szturchnął mnie w ramię, wskutek czego lekko się zachwiałam. Pisnęłam zaskoczona, zapadając się w puchową tkaninę, przez co rozbrzmiał w pomieszczeniu serdeczny śmiech mojego pracodawcy i koleżanek. Raptownie uniosłam głowę, by zmierzyć się z moim oprawcą. Zmarszczyłam brwi i rzuciłam poduchą w rozbawioną Eunyun, która złapała przedmiot i ułożyła z powrotem na wezgłowiu sofy. Uśmiechnęłam się do dziewczyny, ponieważ miałam świadomość, że nie zrobiła tego złośliwie lub żeby mi dokuczyć - Park Eun Yun była fajną dziewczyna, która dzieliła się ze wszystkimi swoją dobrą energią. Wiedziałam jednak na pewno, że się jej odpłacę z nawiązką. Mentalnie zacierałam już ręce na tą zemstę, ale głos Eunyun kazał mi odstąpić na razie od tych niecnych planów i wrócić do rzeczywistości. Koreanka usiadła na kanapie rozpromieniona, gdy ja jeszcze na klęczkach opierałam się o sofę.

- Kobieto, cała się ślinisz na widok tych ciast - oznajmiła dziewczyna z lekką kpiną, zakładając krótki kosmyk fioletowych włosów za ucho.

Moja ukryta natura łasucha w tym lokalu mocno się uaktywniła, mając do czynienia z tak ogromnym wyborem ciast i deserów. Ostatnio nawet przyłapałam się na tym, że zaczęłam liczyć kalorie, chociaż bardziej powinnam była pomyśleć o zakupie karnetu na siłownię. Pojawiało się jednak zasadnicze dla mnie pytanie: Kto by tam ze mną chodził? Samej ćwiczyć w pocie czoła to żadna przyjemność, lepiej w trakcie wysiłku z kimś porozmawiać i się powygłupiać. A ja niestety nie zrezygnuję dobrowolnie z takich drobnych dla mnie przyjemności, jakim jest wyborny smak rozpływającego się czekoladowego brownie w ustach lub smakowicie kolorowych makaroników oraz innych słodkości.

O nie! Grzech odmówić tym pysznym ciastom, więc czeka mnie randka z siłownią - pomyślałam załamana.

- Przynajmniej mam chrapkę na to, co jest dostępne - odgryzłam się jej, wstając z klęczek, po czym poprawiłam kapę i usiadłam na niej.

Powiedziałam to specjalnie, choć trochę ciszej. Umyślnie nawiązałam do delikatnej kwestii zadurzenia Eunyun w naszym szefie, lecz z dziką satysfakcją patrzyłam na to, jak Azjatka otwiera buzię niczym ryba, a na jej policzkach jak pąki kwiatów zakwitają rumieńce. Może i był to z mojej strony cios poniżej pasa, aczkolwiek zemsta została dokonana, wobec czego spokojnie mogłam sobie ten cel odhaczyć.

- Wcale nie jestem nim zainteresowana - zaprzeczyła szybko i jeszcze bardziej spąsowiała.

Ja tylko zerkałam znacząco to na nią, to na Jowana, który uśmiechał się do nas przyjaźnie. Park lekko poklepała mnie w ramię, przez co się zaśmiałam.

- Zemsta, kochana, bywa słodka. Zresztą nie zaprzeczaj, oczy masz jak maślanki - Mrugnęłam do niej.

- Dobra, dobra, Nana, zrozumiałam - powiedziała z kpiną - jesteś po prostu kwintesencją złośliwości i nic na to nie poradzę. Jednak nie znasz dnia ani godziny, kiedy nadejdzie odwet - oznajmiła żartobliwie, celując we mnie palcem.

- Deabak! Mam się bać? - Zaśmiałam się kąśliwie.

Przewróciłam oczami na tę jej niby groźbę, ciesząc się małą przerwą w pracy. Ogólnie wszystko było praktycznie gotowe i wystarczyło tylko przebrać się w strój pracowniczy, który składał się z białego T-shirtu i różowego fartucha. Teraz jednak rozkoszowałam się zasłużoną przerwą. Gdy tak odpoczywaliśmy z Eunyun, błogi spokój przerwała nam nasza druga koleżanka z zespołu.

- Aish! Ja tu pracuję, a wy się lenicie. - Zacmokała z naganą Le Ha Woo, jednak kącik jej ust uniósł się do góry.

Otworzyłam oczy, uśmiechając się do niej niewinnie. Miałam już coś odpowiedzieć, ale ubiegła mnie odpoczywająca obok Koreanka:

- To jest zasłużona przerwa, która jest częścią pracy. Hawoo, wyluzuj - zajęczała Eunyun, otwierając oczy.

Jednak Hawoo miała rację - wszystko co dobre, potrafiło się szybko skończyć. Wstałam, a w tym samym czasie podszedł do nas zadowolony Jowon z trzema talerzykami smakowicie wyglądającego serniczka na czarnej tacy. Kiszki mi marsza zagrały na sam ich widok, chociaż śniadanie już przecież jadłam.

- No, moje panie, czas abyście nabrały energii na dzisiejszy dzień - oznajmił mężczyzna, radośnie kładąc przed nami naczynia. Nie mogąc się powstrzymać, zgarnęłam talerzyk z ciastem w swoją stronę. Mój szef parsknął śmiechem, lecz nie skomentował mojego zachowania. Wang Jo Won był dobrym pracodawcą, który dbał o swoich pracowników i cieszyłam się, że to właśnie tutaj znalazłam dla siebie zajęcie. To dzięki pomocy jednej osoby dostałam posadę kelnerki praktycznie od zaraz, więc czy mogłabym w tej sytuacji mówić o łucie szczęścia, że na swojej drodze spotkałam Shing Young Jina? Gdyby nie wzmianka, że jego znajomy szuka pracowników do swojego lokalu, pewnie na tym miejscu od dawna pracowałaby inna dziewczyna.

- Dziękujemy, szefie! - odpowiedziałyśmy chórem.

Cafe of Book było niewielką kawiarnią otwartą miesiąc temu. Jeśli miałam być szczera, ta praca spadła mi z nieba, ponieważ po pierwszym miesiącu nicnierobienia szalałam z nudy. Ponadto moje oszczędności w pewnym momencie zaczęły świecić pustkami, więc po prostu musiałam znaleźć jakieś zajęcie. Chociaż dziadkowie nie kazali mi za nic płacić, to ja i tak dorzucałam cegiełkę do rachunków. Co prawda, nie byli biedni, ale nie chciałam ich dodatkowo obciążać finansowo. Tata podsyłał mi pieniądze, jednak nie zamierzałam być zależna od portfela rodzica. Kochał mnie nad życie i nie szczędził mi gotówki, nawet gdy wcześniej zarabiałam ją samodzielnie, ale mimo wszystko zadecydowałam, że i tym razem pójdę do pracy.

Wystarczyły cztery kęsy, by sernik zniknął z mojego talerza. Odłożyłam puste naczynie na tacę i pomknęłam do pokoju socjalnego, by przebrać się w strój roboczy.

Od paru dobrych godzin stałam za ladą, parząc razem z Jowonem kawę i dokrawając ciasta do lady cukierniczej. Hawoo i Eunyun roznosiły klientom zamawiane przez nich napoje oraz liczne słodkości z naszej słynnej szklanej gabloty. Uwijały się przy tym jak mrówki, co sekundę przynosząc nam zamówienia. Pracowaliśmy w wyśmienitych humorach, bo nasza malutka kawiarnia była przytulnym miejscem, gdzie zawsze można było napić się kawy i poczytać książkę lub po prostu spotkać się ze znajomymi, mając pod ręką coś słodkiego. Ludzie potrzebowali takiego lokalu, w którym mogliby pozbierać swoje myśli samemu bądź w towarzystwie. Nasza kawiarnia była przytulną tratwą dryfującą na spokojnych wodach, gdzie można było się odprężyć i odpocząć od żmudnego dnia w pracy lub szkole. Zawsze pojawiało się u nas dużo gości, a my byliśmy zadowoleni z efektów naszej aktywności.

Cafe of Book było kawiarenką położoną w spokojnej dzielnicy Seulu, lecz w środku to miejsce wypełniał zgiełk rozmów i aromatyczny zapach kawy.Przestronny lokal w jasnych, ciepłych barwach, krył w sobie regały pełne różnorodnych gatunkowo książek oraz kolorowe sofy z drewnianymi, okrągłymi stolikami. Doniczkowe rośliny poustawiane w rogach dodawały miłego domowego akcentu, a przyjemna muzyka dopełniała wyjątkowy klimat pomieszczenia.

Stałam przy ladzie, krojąc ten wyborny sernik, którym rano poczęstował nas Jowon, gdy poczułam na sobie czyjś wzrok. Oderwałam oczy od deseru i zerknęłam na rozpromienioną twarz Shing Young Jina.

- Hej - oznajmił mężczyzna, ukazując dołeczek w policzku.

- Cześć. Kroję ciasto, chcesz trochę? Ja stawiam - zagadnęłam przyjaźnie chłopaka.

- Kusząca propozycja, lecz dzisiaj niestety nie mogę długo zostać, aczkolwiek jak innym razem mi to zaproponujesz, to z chęcią skorzystam i na pewno nie odmówię - powiedział rozbawiony Koreańczyk. - Przywiozłem do was następne wypieki z mojej cukierni, więc na razie tych słodkości mi starczy. - Puścił mi oko. - Jednakże dobra gorzka kawa na wynos wprowadzi równowagę do mojego słodkiego świata. - Rzucił przez ramię, kierując się na zaplecze, gdzie przebywał akurat Jowon.

Poczułam gorąco na policzkach. Zaczerwieniłam się pewnie jak piwonia, bo uświadomiłam sobie, że mógł pomyśleć, iż zapraszam go, by skonsumować z nim ciasto sam na sam. Zagryzłam dolną wargę, ponieważ Youngjin był przystojnym, zabawnym mężczyzną z ciepłym uśmiechem i uroczym dołeczkiem. Zresztą, która z dziewczyn nie chciałaby się z nim umówić? Próbowałam doprowadzić swoje myśli do porządku, skupiając się na wykonywanej czynności. Nie bardzo mi to jednak szło, a moje ruchy stały się tak mechaniczne, że zaczęłam obawiać się o ten biedny sernik. Zdecydowałam, iż będzie lepiej, jak odłożę nóż, zanim zrobię z wypieku krajankę, a swoje ręce zajmę robieniem kawy na wynos. Kiedy przyrządzałam aromatyczny napój z ziaren arabiki, usłyszałam odgłos stawianej tacy na ladzie.

- Nana, ktoś do ciebie! - oznajmiła Eunyun, zanim wróciła do gości.

Zerknęłam na salę zaciekawiona. Na środku, wśród kolorowych stolików stała Minsun, uważnie rozglądając się po lokalu. Kiedy tylko mnie zauważyła, zamaszystym krokiem ruszyła w moją stronę z uśmiechem na ustach.

– Nana, powiedz, że się zgadzasz - rzuciła na wejściu rozpromieniona dziewczyna, gdy tylko usiadła na stołku barowym.

W mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka, bo jeżeli z ust dziewczyny padało zdanie Powiedz, że się zgadzasz, należało podchodzić już do tego stwierdzenia z ostrożnością. Z Minsun nic nie było pewne, a nie miałam zamiaru ponownie wylądować w grupie wsparcia, która miała na celu pomóc w odnalezieniu dla niej idealnego i wymarzonego faceta. Podchodziłam do tych spraw sceptycznie, ponieważ miałam dosyć mężczyzn po jednym związku, i tego raczej będę się twardo trzymać.

- Co ty znowu wymyśliłaś? Na co mam się zgodzić? - Spojrzałam na nią uważnie, na co Koreanka tylko westchnęła.

- No wiesz, na podwójną randkę - odparła lekko, jakby to było coś normalnego w jej mniemaniu i puściła mi oczko.

- Że co proszę?! Odwołaj, nie idę. - Pamiętałam jeszcze ostatnią niby-randkę, gdzie kolesie okazali się po prostu gówniarzami ze szkoły średniej.

- No nie daj się prosić... Teraz mogę cię zapewnić, że nie będzie takiej sytuacji jak dwa tygodnie temu - powiedziała rozpaczliwie.

I to niby miało mnie przekonać czy uspokoić? - pomyślałam, nieufnie zerkając w jej stronę.

- Zaprosił mnie na randkę, a nie chciałam mu odmawiać. - Spojrzała na mnie błagalnie, aby przełamać mój upór. - Poza tym, to niezłe z niego ciacho, wiesz? I ciężko mi było powiedzieć nie - dodała rozmarzona, po czym zmarszczyła zabawnie brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając.

Popatrzałam na nią podejrzliwie. Już sama nie byłam pewna, co do zachowania Koreanki. Raz mówiła tak, a raz tak, a gdy przychodziło co do czego, to wychodziło jeszcze inaczej. Przysięgam, że jeśli Minsun planuje wkręcić mnie w kolejną podwójną nieudaną randkę, to w pięć minut zorganizuję sobie lot do Polski i w Korei mnie już nigdy więcej nie zobaczą.

- Nawet o tym nie myśl - odparłam tylko. Nie miałam zamiaru zmieniać swojego zdania, dlatego wróciłam do zaparzania kawy na wynos.

- Aish! Dobra, dobra, nie namawiam, ale jak zmienisz zdanie to zadzwoń - oznajmiła konspiracyjnie, po czym poprawiła torebkę na ramieniu i wyszła z lokalu.

***

- Dziękuje, że się zgodziłaś - rozradowana Minsun objęła mnie przyjaźnie.

Czekaliśmy pod domem do chwili, kiedy podjechała do nas taksówka. Zastanawiałam się nadal, czy nie zawrócić do domu, przytulić do kotki, nakryć się kołdrą i zasnąć. Gdy Minsun stanęła u mnie w drzwiach godzinę temu, nie miałam prawa wyboru. Nie, gdy mówiło się o Koreance, która wparowała do mojego pokoju, jakby nigdy nic i zaczęła mi wszystko przewracać w szafie. Całe szczęście, że nie było dziadków w mieszkaniu, bo robiła okropny hałas głośno komentując, co się nadawało na wyjście, a co nie. Ta czarownica miała mnie nie namawiać na schadzkę, ale wyszło jak wyszło. Zostałam do tego zmuszona, jakbym nie mogła sama zadecydować. Z miną męczennika wstałam z łóżka i oddałam się w ręce mojej przyjaciółki, która popchnęła mnie w stronę łazienki, dając mi do rąk sukienkę z miłym uśmiechem. Usta miała roześmiane, lecz w jej brązowych tęczówkach ujrzałam stanowczość i upór. Dyskusja nie wchodziła w grę. Stwierdziłam, że musiałam jednak dać się zaciągnąć na randkę dla swojego własnego świętego spokoju.

- Ja też nie mogę w to uwierzyć - odparłam już z mniejszym entuzjazmem i poprawiłam czarną sukienkę w białe grochy z koronkowymi lamówkami.

- Będzie fajnie, a teraz chodźmy. Nie pozwólmy naszym dżentelmenom czekać. - Puściła mi oczko, wsiadając do taksówki. Owinęłam się szczelniej szarą dżinsową kurtką, po czym usiadłam obok Minsun.

Kiedy dojechaliśmy pod umówione miejsce, klub tętnił już życiem. Uliczne lampy oświetlały pobliskie miejsca, dzięki temu teren wokół klubu, był widoczny. Tłumy przed lokalem, głośna muzyka oraz kolorowe światła wydobywające się ze środka dyskoteki zapraszały imprezowiczów, by dali się porwać w ten szalony rytm nocy.

Wysiedliśmy z taryfy, a Minsun pociągnęła mnie za nadgarstek do dwóch rozmawiających ze sobą mężczyzn. Poprawiłam sukienkę i dałam się prowadzić Koreance jak małe dziecko, chodzące wszędzie z mamą. Skrzywiłam się w pewnym momencie, bo nowe szpilki dawały mi do wiwatu. Nie dane było mi zastanawiać się nad tym, jak bardzo cierpią moje stopy, bo nasi randkowi panowie nas zauważyli i uśmiechnęli się promiennie w naszym kierunku. Minsun oczywiście jak na skrzydłach pomknęła w ich stronę, ja natomiast delikatnie uniosłam kąciki ust do góry. Jeden z mężczyzn pomachał przyjaźnie, gdy się do nich zbliżyliśmy.

- Hejka, Kangdee - powiedziała Minsun z uroczym uśmiechem do chłopaka, który odwzajemnił gest. - Chciałabym wam, tobie i kolego Kangdee, przedstawić moją przyjaciółkę Natalię - oznajmiła Minsun, przybliżając mnie do siebie.

- Miło mi was poznać - odparłam, zawstydzona zachowaniem Kim - i możecie do mnie mówić Nana - dodałam z półuśmiechem, by rozluźnić atmosferę. Lubiłam to przezwisko, a zabawnie było słuchać, jak ten przydomek wymawiają Koreańczycy.

Przyjrzałam się dwóm przystojnym przyjaciołom. Byli tego samego wzrostu, ale Kangdee, w czarnej koszuli i wąskich jeansach, podkreślających smukłą sylwetkę wydawał się wizualnie wyższy przy jego towarzyszu w białej koszuli opinającej się na umięśnionej klatce piersiowej godnej Ryana Reynoldsa i beżowych garniturowych spodniach.

- Miło mi cię poznać, Nana, nazywam się Pak Kang Dee, a to jest mój kumpel Choi Young Nam. - Klepnął przyjaciela w ramię, po czym uśmiechnął się czarująco w stronę Koreanki.

- Cześć, jestem Kim Min Sun. Ciebie oraz moją przyjaciółkę wkręciliśmy w randkę w ciemno - oświadczyła uroczyście moja przyjaciółka, łapiąc pod ramię zadowolonego Kangdee. - A teraz, jak już mamy formalności powitalne za sobą, idziemy się bawić - dodała i przekroczyła próg lokalu z zapatrzonym w nią jak w obrazek Kangiemdee.

- Najwyraźniej nasi znajomi pozostawili nas samych sobie, więc jesteśmy na siebie skazani - mruknął speszony Youngnam.

Spojrzałam na jego przyjazny wyraz twarzy.

- Na to wygląda - przyznałam rozbawiona. - Więc nasz plan na ten wieczór jest taki, że próbujemy się tam w środku dobrze bawić. - Zamyśliłam się, obserwując śmiejącego się do mnie Koreańczyka, który mi przytaknął. - I nie patrzeć na gruchające do siebie gołąbki - dodałam rozbawiona z uniesioną brwią.

- Hm... Ten plan może się udać - odparł Choi, gładząc się po podbródku zamyślony, po czym się roześmiał.

- To co, idziemy? - Uśmiechnęłam się do Young Nama.

- Jasne - zgodził się ochoczo chłopak.

Weszliśmy do środka i od razu poczułam drażniący zapach mieszanki perfum męskich oraz żeńskich, które tworzyły ze sobą dusząco słodką woń. Yungnam zrównał się ze mną, po czym uniósł kąciki ust, by dodać mi tym otuchy. Odpowiedziałam półuśmiechem i razem zaczęliśmy się przedzierać przez tańczące osoby w stronę naszych znajomych stojących przy barze. Czułam dudnienie muzyki w uszach, kojącą energię od rozbawionego tłumu na parkiecie, a wibracje i pozytywna siła krążyła między pląsającymi się ludźmi, kusząc przybyłych do tańca. Sama miałam ochotę pójść w to skupisko rozgrzanych ciał i oddać się w ramiona szalonej melodii. Podeszłam do Minsun i Kangdee, którzy stali zwróceni w stronę baru.

- Hej, Nana! Zamówiłam nam alkohol - Koreanka podała mi różowy płyn, gdy się do niej zbliżyłam z Youngnamem. Podziękowałam jej skinieniem głowy i ruszyliśmy, szukać miejsc, a nasi panowie od randki jeszcze dyskutowali ze sobą, czekając na zamówione przez siebie napoje. Minsun wzięła mnie pod ramię i poszliśmy w stronę czarnych, podwójnych sof. Położyłam kieliszek na stoliku między nimi.

- Minsun, pójdę na chwilę do łazienki. - Zaczęłam szperać w torebce, szukając jakiś plastrów na

You are reading the story above: TeenFic.Net