Rozdział 10

Background color
Font
Font size
Line height

Hej misie, ten rozdział jest wyjątkowy, dlatego jest on dla was:)
Dedykuję go moim kochanym czytelnikczom❤️❤️

So Joon

Kiedy wysiadłem z auta Minrana, ledwo co się doczołgałem do swojego gabinetu. Jak odchodziłem, pomachałem jeszcze Jungowi z tym typowym aroganckim uśmiechem twardego faceta, chociaż tak naprawdę czułem, jakby przejechał po mnie dwutonowy walec. Nie mówiąc już, że jazda na miejscu pasażera była dla mnie istną katorgą. Minran z kolei, przez całą drogę miał ubaw i ani trochę mu się nie dziwiłem, jednak lepiej dla niego, że mimo wszystko starał się zachować powagę. W innym wypadku chętnie bym mu wtedy przyłożył w nos, bo raczej nie wypadało się chichrać z pracodawcy. Nie umknął mi jednakże wyraz jego twarzy, te znaczące spojrzenia oraz drgające kąciki ust, które tylko czekały na to, żeby się roześmiać.

Przeklinałem sam siebie za swoje wczorajsze pijaństwo. Najbardziej byłem wkurzony na to, że się zbłaźniłem... ale na szczęście nie aż tak bardzo, jak bym mógł. Trajkotanie Jeehee wczoraj w kawiarni uratowało mnie przed zrobieniem z siebie totalnego głupca, wyznając dziewczynie swoje uczucia chwilę przed tym, jak opowiedziała mi o swoich zaręczynach z jakimś bogatym gogusiem. Po tej wiadomości od razu poszedłem do knajpki Jung, gdzie urwał mi się film przy którejś tam z kolei butelce soju. Było chyba ze mną mocno coś nie tak, że dałem się porwać romantycznym uczuciom i to jeszcze do dziewczyny, która była świetną manipulantką.

Człowiek zakochany robi głupie rzeczy, ale człowiek zraniony stara się nie powtarzać tych samych błędów.

Poszedłem w stronę swojego biurka z zamiarem usadzenia swoich czterech liter na kremowym obrotowym fotelu. Jednak mało co brakowało, a mój tyłek zamiast na miękkim siedzisku, wylądowałby na zimnej posadzce. Przekląłem siarczyście i usiadłem wygodniej na krześle, podczas gdy w głowie kręciło mi się, jakbym był na karuzeli. Sporo sił mnie kosztowało, by przy państwie Kowalczyk, siostrze i ich wnuczce udawać nieskacowanego faceta. Domyśliłem się, że akurat Minsun nie dała się nabrać na moją marną grę aktorską, bo posłała mi w trakcie jej odgrywania przeciągłe spojrzenie. Oczywiście zignorowałem to i odtworzyłem rolę przyzwoitego faceta jak najlepiej potrafiłem, choć przed oczami wirowały mi obrazy, a w głowie łupało, jakby ktoś rozwalał ją młotem pneumatycznym. Jeszcze do tego ta sytuacja w łazience, która mignęła mi przed oczami jak scena z jakiegoś filmu romantycznego...

Nie no, po prostu żyć nie umierać... - pomyślałem z ironią.

Przetarłem ręką oczy ze zmęczenia, przy okazji szukając po szafkach jakichś przeciwbólowych proszków bądź tabletek. Kiedy nic takiego nie znalazłem, westchnąłem z frustracji. Zrezygnowany zapatrzyłem się na drewniany organizer biurowy. Gdy w kieszeni zawibrowała mi komórka, z ociąganiem odebrałem wiadomość esemesową. Na widok nadawcy, mojego dobrego przyjaciela, uśmiechnąłem się jednak pod nosem.

Samuel

Hej, Stary, jesteś u siebie w klinice czy w domu? Jeśli w pracy, to góra za dwadzieścia minut u ciebie będę. Korzystam z tego, że Hyusun uciekła ode mnie na babskie zakupy i jestem wolny, więc pomyślałem, że do ciebie wpadnę.

Niewiele zastanawiając się nad treścią, odpisałem:

So Joon

Jestem w klinice. Jasne wpadaj i weź ze sobą coś przeciwbólowego.

Nie musiałem długo czekać, by dostać odpowiedź zwrotną:

Samuel

Ciężka noc? :D Okej, coś Ci przyniosę.

Na razie.

Odłożyłem telefon na biurko. Ucieszyłem się z wizyty Sama, ale bardziej radował mnie fakt, że przyniesie coś na ulżenie moich dolegliwości wynikających z upojenia alkoholowego. Popatrzyłem na błękitne pomieszczenie, który raczej pełniło funkcję pokoju socjalnego dla Minsun i Minrana niż mojego gabinetu. Wyposażone zostało w dość nowoczesne udogodnienia, takie jak ekspres do kawy i PlayStation oraz wygodną sofę w prawym rogu, w kolorze ecru, z kompletem dwóch foteli. Wraz ze stolikiem kawowym wciśniętym między nimi, zestaw wypoczynkowy był sercem tego pomieszczenia. Wstałem i powiesiłem grafitową marynarkę na metalowym wieszaku, kiedy usłyszałem nawoływania na korytarzu. Niezbyt byłem zadowolony z zapowiadającej się wizyty. Skrzywiłem się nieznacznie, a na twarz przybrałem maskę obojętności, zanim odwróciłem się w stronę osoby, która wkroczyła dziarsko na moje terytorium.

Park Jee Hee była pewną siebie, niewiele wyższą ode mnie kobietą. Jej falowane, długie brązowe włosy, swobodnie układały się na ramionach, zakrywając górę granatowego kombinezonu. Zmierzyła mnie przenikliwym spojrzeniem, lecz nic nie powiedziała na temat mojego wyglądu. Usiadła wygodnie na krześle naprzeciwko mojego biurka i założyła nogę na nogę.

Wcześniej, po swoim przybyciu, mogłem zamknąć drzwi na klucz. Przynajmniej uniknąłbym nieplanowanych odwiedzin.

Nałożyłem okrągłe okulary w złotych drucianych oprawkach, a ręce złożyłem jak do modlitwy i z nonszalancją czekałem, co ma mi do powiedzenia dziewczyna. Zignorowałem fakt, że się fatalnie czułem, a ta wizyta pogorszyła tylko to beznadziejne samopoczucie.

- Hej, a gdzie reszta? - zapytała Jeehee zaintrygowana.

- Mają dzisiaj wolne - odpowiedziałem bez zbędnego wchodzenia z nią w dalszą dyskusję. - Ja też tylko wpadłem na chwilę - oznajmiłem i bluźniłem w myślach, że jeszcze nie zmieniłem ubrań z wczorajszego dnia. - W czym mogę ci pomóc? - zapytałem z ciekawością, jednakże chłód w oczach pozostał.

- Chciałam coś przekazać twojej siostrze, ale z racji tego, że jej nie ma, to sobie pójdę - powiedziała obojętnie i wstała z krzesła, kierując się w stronę wyjścia. Przed wyjściem z gabinetu, zerknęła na mnie jeszcze przelotnie. - Wybacz, że wczoraj nie dałam ci dojść do głosu, ale się spieszyłam, bo miałam spotkanie z narzeczonym - odparła z uśmiechem i przygładziła włosy.

W sumie to zrobiłaś mi przysługę - pomyślałem. - Byłem głupi, że poszedłem na to spotkanie. Sądziłem, że to świetna okazja, aby wyznać ci, co do ciebie czuję.

- To taki nic nieznaczący drobiazg. - Zmarszczyłem brwi i machnąłem ręką na podkreślenie charakteru tej wypowiedzi. - Mam coś przekazać Minsun? - Zapytałem, niby to z zainteresowania, niby z uprzejmości.

- Nie, nie trzeba, oppa. Miłego dnia - odpowiedziała Jeehee, po czym odeszła, stukając obcasami.

- Tak, miłego - mruknąłem i wstałem, aby rozciągnąć spięte mięśnie.

Podszedłem do okna i oparłem czoło o chłodną szybę. Obserwowałem, jak Jeehee wsiada do samochodu i odjeżdża z podjazdu. Dokuczliwy ból znów dał o sobie znać. Przycisnąłem powieki, zdejmując okulary. Bezceremonialnie położyłem się na sofie, czekając na przybycie Anglika. Już przysypiałem, kiedy na biurku zadzwonił telefon. Przekląłem, gdy po wstaniu potknąłem się o jakiś kabel. Nie zdziwił mnie za bardzo wizerunek mojej siostry na wyświetlaczu. Czyżby się o mnie martwiła? Wątpliwa sprawa. Prędzej bym uwierzył, że czegoś ode mnie potrzebowała... Tak, skłaniałem się ku tej drugiej opcji. Odebrałem i czekałem co ma mi do powiedzenia Minsun, chociaż nie miałem aktualnie ochoty rozmawiać z siostrą.

- Halo, co tam, Minsun? - zapytałem się grzecznie, więc to już o czymś świadczyło. Typowy ja bym odpowiedział: Minsun, czemu do cholery zawracasz mi głowę?

- Oppa, czy to ty? A może cię podmienili? - zapytała cynicznie moja siostra. - No nic, chciałabym ci tylko oznajmić, abyś na drugi raz nie zostawiał w samochodzie kart płatniczych, bo jakby jakaś wpadła w niepowołane ręce, to mógłbyś jej już nie zobaczyć. Masz szczęście, że ja osobiście ją znalazłam i nią dobrze zaopiekuję. - Słuchałem tej rewelacji z niepokojem. Wiedziałem jak Minsun zaopiekuję się tą kartą, a wtedy moje konto wyszczupleje o konkretną sumkę pieniędzy.

- Nawet mi tego nie mów... i, o ironio, niech zgadnę, na pewno jej użyłaś. - Odpowiedziałem sam sobie sceptycznie. Wszystko się we mnie zagotowało, złość przyćmiła nawet mój ból głowy. Zobaczyłem siebie w kwadratowym ozdobnym lustrze. Miałem taki wyraz twarzy, jakbym chciał kogoś zamordować, a najlepiej swoją kochaną siostrunię.

- Pewnie, że ją użyłam i właśnie wyszłam z przebieralni. - Usłyszałem zadowolenie i ten charakterystyczny dźwięk rozsuwanej płachty. - Chciałam się jednak zapytać, jak tam twój policzek? Boli?... - zapytała z kpiną. - Żałuję, że nie widziałam tego na własne oczy. Teraz się rozłączam, bo stoję w kolejce przy kasie - odparła swobodnie.

- Czekaj co?... Jaki policzek? - zapytałem zdezorientowany.

Odpowiedziała mi głucha cisza.

Wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczęły mnie bombardować, jakby ktoś włączył magiczny przycisk o nazwie: Co robiłem wczoraj.

Po mojej twarzy przemknął cień zaskoczenia, zdezorientowania i zażenowania, ponieważ uświadomiłem sobie, o co Minsun chodziło z tym policzkiem. Pocałunek, wyznanie miłości - i to jeszcze nie tej osobie co trzeba - uzmysłowiło mi, że, jeszcze bardziej niż przypuszczałem, zrobiłem z siebie idiotę. Czy mogłem usprawiedliwić się tym, że byłem pod wpływem alkoholu? Schowałem twarz w dłoniach, widząc przed sobą tę felerne zdarzenie, które nie miało prawa się wydarzyć. Przypominał mi się zszokowany wyraz twarzy dziewczyny, wnuczki państwa Kowalczyk, oraz jej zarumieniona buzia. Uderzyłem pięścią w kolano, bo tylko tak mogłem podsumować swój wczorajszy wyczyn.

Powinienem napisać poradnik: Jak skompromitować się przed dziewczyną.Punkt pierwszy: Upij się, wyznaj jej, że ją lubisz (koniecznie musisz pomylić jej imię, weź imię swojej niedoszłej dziewczyny) i ją pocałuj. Efekt murowany, a ty dostaniesz z liścia. - Pomyślałem cynicznie.

Syknąłem z bólu, kiedy przejechałem dłońmi po zranionych miejscach. Zabalowałem nieźle i miałem ku temu niezaprzeczalne dowody w postaci ran na buzi powstałych przez mój wczorajszy brak koordynacji ruchowej. Teraz wiedziałem, że jak w grę wchodzi zranienie i procenty, to wszystkiego się można spodziewać.

Wsparłem się o kant blatu, kiedy usłyszałem trzaśniecie drzwiami i charakterystyczny chód - definiowało to tylko jedną znaną mi osobę. Był nią Samuel Deivis, który, stojąc w wejściu, uśmiechał się od ucha do ucha. Nie czekając na zaproszenie, rozsiadł się na sofie i położył na stoliku papierową torebkę. Próbowałem się uśmiechnąć, jednak wyszedł z tego bardziej grymas człowieka cierpiącego.

Podszedłem do ławy, zaglądając do paczuszki i wyciągnąłem z niej pożądaną rzecz, jaką był pojemniczek z aspiryną. Kiwnąłem Samowi w geście podziękowania, a on tylko poruszył zabawnie brwiami, lecz nie skomentował mojej wcześniejszej prośby. Usiadłem naprzeciwko Anglika. Jako dobry gospodarz, ponalewałem do szklanek wody mineralnej ze szklanego dzbanka, stojącego na bambusowej tacy. Z ręki zrobiłem koszyczek i wysypałem na nią dwie tabletki, następnie łyknąłem je, oczekując upragnionej ulgi. Rozsiadłem się wygodnie na siedzeniu i przymknąłem powieki, marząc o tym, aby pigułki zaczęły działać jak najszybciej. Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu nim Sam zacznie mnie męczyć pytaniami związanymi z wczorajszym dniem.

Naprawdę nie miałem ani siły, ani ochoty, by mu się zwierzać, albowiem znałem Sama już dość czasu i wiedziałem, że nie przestanie wiercić dziury w brzuchu, dopóki nie dowie się tego, co go interesowało. Lepiej było czasami, dla świętego spokoju, się po prostu wygadać, nawet jeśli się tego nie chciało. Otworzyłem jedno oko, a Sam uśmiechnął się do mnie kpiąco i już wiedziałem, co zaraz nastąpi.

- Stary, wyglądasz naprawdę, ale to naprawdę marnie. Aż mi cię prawie... szkoda - wybuchnął szczerym śmiechem Samuel. - Jednak ja, jako twój dobry przyjaciel, nie będę się z ciebie za bardzo śmiać. - Mrugnął znacząco - Zresztą, jaki kumpel pobiegłby do okolicznej apteki, po środki na kaca? Hmm...

- Tak, dzięki wielkie za poświęcenie - odparłem kpiąco. - Uratowałeś mój dzień - prychnąłem, a kącik ust zadrgał z rozbawienia.

- Wystarczyło zwykłe dziękuję , ale teraz tym stwierdzeniem „Uratowałeś mój dzień, poczułem się jak bohater i prawie się wzruszyłem - odparł zadowolony, udając, że ociera niewidzialną łezkę.

- Pajac - rzuciłem w jego stronę i parsknąłem cichym śmiechem, masując palcami skronie. Sam z kolei pokręcił z rozbawieniem głową, wystukując palcem wskazującym o zagłówek sofy nieznany rytm. Po chwili namysłu spojrzał na mnie poważnie i z troską. W takich sytuacjach wolałbym, żeby znowu wrócił ten rozbawiony i pozytywny gość. Samuel należał do kategorii tych ludzi, którzy byli wiecznymi optymistami, aczkolwiek umieli zamartwiać się o swych bliskich na potęgę. Westchnąłem i podniosłem na niego wzrok. Dałem sobie chwilę na pozbieranie myśli.

- Chłopie, żarty żartami, ale teraz na poważnie. O co tu chodzi? Bo odkąd cię znam, to nigdy jeszcze nie doprowadziłeś się do takiego stanu. - Uniósł brew - Przede mną nic nie ukryjesz, bo za dobrze Cię znam - oznajmił kpiąco. - A propos, gdzie nabyłeś te rany? - Wskazał na swój policzek i podbródek, patrząc na mnie z zainteresowaniem. Wzruszyłem ramionami. Na moje szczęście, aspiryna zaczęła działać i ból trochę zelżał. Po chwili westchnąłem, bo wiedziałem, że bez względu na to, jak długo będę zwlekać, spowiedź i tak mnie nie ominie.

- Byłem wczoraj na spotkaniu z Jeehee.- Podniosłem wzrok. Byłem ciekawy reakcji przyjaciela, lecz on siedział niewzruszony... Dosłownie zero odzewu z jego strony, nawet uniesienia brwi, czy coś w tym stylu. Wstałem poirytowany. Nie wiedziałem, jak to ubrać w słowa, ponieważ sytuacja wydawała się trochę poplątana. - Chciałem wyznać uczucia JeeHee, lecz dobrze, że tego nie zrobiłem, bo, jak się okazało, niedługo wychodzi za mąż. No i co mogłem zrobić? To jedyna dziewczyna, na której mi kiedykolwiek zależało, więc byłem zły i poszedłem się napić, jednak troszkę przesadziłem... - powiedziałem to na jednym wdechu i usiadłem z powrotem na miejsce. Czułem się jak uczniak, który został wywołany do odpowiedzi. Usłyszałem chichot Samuela. Widocznie szybko przeszła mu ochota, aby się nade mną zamartwiać.

- O, chłopie. Źle ulokowałeś uczucia, tyle ci powiem - oznajmił z marsem na czole. - JeeHee to niezła kokietka, nieustannie wodziła cię za nos. Sam się zdziwiłem, że ty, taki arogancki facet, który na randki zawsze kręciłeś nosem, dałeś się jej podpuścić. Jednak cieszę się, że ci dała kosza. Może nie dosłownie, ale ona nie jest ci po prostu pisana. - Puścił mi oczko rozbawiony.

- Tsa... - powiedziałem bardziej rozluźniony. Zastanawiałem się, czy nie opowiedzieć mu drugiej części przygody.

- I co, kochasiu? Teraz jesteś gotowy na pierwszą randkę - oznajmił Sam uszczypliwie, po czym klepnął mnie przyjacielsko po ramieniu. Popatrzyłem na niego tak, jakbym widział go po raz pierwszy i skierowałem się w stronę zaplecza, po drodze biorąc ze swojej szafki nowe ciuchy na przebranie.

Będzie zdecydowanie lepiej, jeśli na razie przemilczę resztę historii...

- Chcesz kawy? - zapytałem Deivisa, gdy wyszedłem z kanciapy. Sam tylko popatrzył na mnie z powagą, po czym wyszczerzył zęby.

- A myślałem, że już nigdy nie zapytasz - odparł z radosnym błyskiem w oczach.

***

Spędziłem przyjemnie czas z Samuelem, pograliśmy na PlayStation w FIFA i jakąś strzelankę, a w międzyczasie Deivis próbował mnie wkręcić w randkę w ciemno z kuzynką Hyusun. Powspominaliśmy, jak wpadliśmy na siebie przypadkiem w kawiarni i niechcący wylałem na niego kubek kawy, gdy on akurat spieszył się do pracy. Deivis był świetnym facetem i życzyłem mu jak najlepiej. Chociaż początki naszej komitywy nie były łatwe, z czasem to się zmieniło i tylko on potrafił znieść mój opryskliwy i zuchwały charakter. Jak kiedyś podsumował mnie Anglik - byłem trudny w zdobyciu jak wierzchołek góry lodowej, a nieuprzejmy jak szron na szybie samochodu.

Salmuel Deivis był inteligentnym i pomysłowym facetem, który szybko znalazł sposób, by wyrwać się z nudnej londyńskiej korporacji oraz zagnieździć się w Seulskiej metropolii. Mężczyzna zajmował się wprowadzaniem na rynek nowych produktów, a także marketingiem oraz promocją kolekcji odzieży sportowej w firmie swojego przyszłego teścia.

W pewnym momencie, dyskusję o piłkarzach przerwał nam telefon Sama. Okazało się, że dzwoniła Hyusun i chciała, abyśmy do niej dołączyli. Ja oczywiście nie byłem chętny po wczorajszym wypadzie, jednak Samuel podsunął mi przekonujący argument, że powinienem się bardziej rozerwać, a to dobry powód, by odwiedzić knajpę Jung. No i przecież musiałem coś odebrać od Minsun. Coś, co oczywiście nie należało do niej. Uśmiechnąłem się pod nosem złośliwie, kiedy pomyślałem, że ten występek z kartą nie ujdzie jej na sucho.

Jazda nie trwała więcej niż dwudzieścia minut, ponieważ restauracja była ulokowana parę przecznic dalej od lecznicy. Ogólnie w czasie podróży nic nie mówiłem, bo to Sam wcielił się w rolę rozmówcy, gdzie ja bardziej byłem jego słuchaczem i obmyślałem w międzyczasie sposób, w jaki rozprawię się z siostrą. Zatrzymaliśmy się na parkingu. Wysiadłem z auta na ciepłe i rześkie powietrze. Poprawiłem błękitną koszulę, wytrzepałem niby pyłek z jasnych spodni, po czym założyłem okulary przeciwsłoneczne. Moje kąciki ust uniosły się kpiąco, tym samym wróciłem do swego pierwotnego zachowania - aroganta kipiącego ironią. Poszedłem w stronę lokalu, nie czekając nawet na Samuela, jednak on szybko mnie dogonił i objął przyjacielsko ramieniem.

- I to jest Kim So Joon, jakiego znam! Pewny siebie, przystojny i arogancki facet - oznajmił Samuel wesoło. Prychnąłem na to stwierdzenie rozbawiony i dałem mu kuksańca w bok, na co Sam wpierw się zabawnie skrzywił, a potem wybuchnął serdecznym śmiechem.

- I nigdy w to nie wątp - odpowiedziałem i pogroziłem mu palcem, wchodząc do pomieszczenia w dużo lepszym humorze.

- Jakże bym mógł zapomnieć - oznajmił mężczyzna z chichotem.

Jak zwykle, o tej popołudniowej porze w lokalu panował ruch. Kiwnąłem na przywitanie właścicielce krążącej z notesikiem między stolikami i ściągnąłem okulary. Odpowiedziała mi tym samym gestem z szerokim uśmiechem, a przed oczami mignął mi Minran, który zbierał puste naczynia po gościach. Zasalutowałem mu na powitanie. Rozejrzałem się, szukając mojej siostry, choć w tym lokalu było tylko jedno miejsce, gdzieżbym mógł spotkać Koreankę - prychnąłem pod nosem drwiąco, bo zrobiła się, aż nadto przewidywalna. Mianowicie był to stolik ukryty za kremowym parawanem z motywem kwiata wiśni. Podążyłem w tamtym kierunku swobodnym spacerkiem. Usiadłem na krześle naprzeciwko trzech rozgadanych i rozchichotanych dziewczyn. Jedno zerknięcie na Minsun wystarczyło, aby stwierdzić, że siostra była już porządnie podpita. Zresztą nie tylko ona, bo reszta jej towarzystwa też była nadzwyczajnie rozweselona. Podparłem podbródek na dłoni, po czym wbiłem oczy w Minsun, uśmiechając się ironicznie. Ona jednak skutecznie mnie ignorowała, dobrze się bawiąc.

Wychyliłem się zza przesłony i zlokalizowałem Deivisa, który akurat szedł w moją stronę z zadowoloną miną, by po chwili usiąść obok zarumienionej narzeczonej.

Przyjrzał się uważnie dziewczynie, obejmując ją ramieniem, czym zwrócił na siebie jej uwagę. Hyusun uśmiechnęła się uroczo do mężczyzny, dając mu buziaka w policzek, a ten tylko zaśmiał się do niej jak głupi do sera. Wnuczka państwa Kowalczyk miała delikatny połuśmiech na twarzy, gdy patrzyła na tę zakochaną dwójkę, a moja siostra wywróciła tylko ostentacyjnie oczami. Minsun w końcu mnie dostrzegła i się nadąsała. Zerknęła na mnie wyzywająco z niemym wyrzutem. Uniosłem brew, podejmując grę na spojrzenia.

Przez dobre dziesięć sekund mierzyliśmy się wzrokiem, nim dziewczyna pierwsza spuściła wzrok i umoczyła usta w soku. Rzucilem okiem z dezaprobatą na to zachowanie i pokręciłem głową ze zrezygnowaniem, na co ona tylko uśmiechnęła się cierpko, unosząc szklankę w geście toastu.

- Oppa, jak miło, że

You are reading the story above: TeenFic.Net