Zawody przebiegały bez większych utrudnień. Domen po swoim skoku był na 1. miejscu. Cieszyłam się, że nie mamy tyle pracy. W końcu ciężko patrzeć na upadki skoczków.
-A teraz pora na lidera po 1. serii, Domen Prevc! - usłyszałam w głośnikach i mimowolnie spojrzałam w stronę belki.
Wszystko działo się tak, jakby ktoś nagle zwolnił bieg czasu.
Zielone światło. Wypuszczenie przez trenera. Wyjście z progu.
Nagle zobaczyłam, jak podmuch wiatru spycha go w stronę śniegu. Chłopak uderzył głową o zeskok, obrócił się kilka razy i zaczął zsuwać się bezwładnie po zeskoku. Od razu zerwałam się z miejsca i pobiegłam w jego stronę, a ze mną pozostali ratownicy. Kiedy do niego dobiegłam rzuciłam się na śnieg obok niego.
-Domen? Domen, słyszysz mnie? Domen, powiedz coś proszę... - w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.
"Blanka, skup się. Musisz mu pomóc, po to tu jesteś" potrząsnęłam głową i razem z pozostałymi wzięliśmy się do pracy.
Stawką było jego zdrowie i życie. Działałam jak w transie. Nie byłam świadoma tego co robię. Na szczęście wszystko wykonywałam poprawnie.
Ocknęłam się w momencie kiedy Domen znajdował się już w karetce. Nadal się nie obudził.
-Antek, nie wiesz gdzie go przetransportują? - zapytałam głównego ratownika.
-Katowice - odpowiedział tylko.
Już wiem gdzie zaraz pojadę. Czy naprawdę tak miało się to skończyć?
You are reading the story above: TeenFic.Net