Zanim dziadkowie mnie opuścili, babcia pokazała mi jeszcze wszystkie pozostałe pomieszczenia, których przed przyjazdem nie zobaczyłam. Po zapoznaniu się z każdym zakątkiem domostwa odprowadziłam staruszków do drzwi i życzyłam im udanego biwaku. Tak długo machałam do nich ręką, dopóki nie zniknęli mi z zasięgu wzroku.
Zamknęłam za sobą drzwi i westchnęłam z uśmiechem.
Jak to mówią, gdy kota nie ma, to myszy harcują. – Uśmiechnęłam się pod nosem
Jednak ja niekoniecznie chciałam się teraz zastosować do tego powiedzenia. Czekało na mnie przyjemniejsze zajęcie. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl o tym, co sobie zaplanowałam - ułożenie się w wygodnym łóżeczku i odpłynięcie do krainy Morfeusza.
Podeszłam jeszcze do reklamówki, którą dziadek zostawił mi na krześle. Wypakowałam z niej fioletową kuwetę oraz dwa srebrne pojemniki na jedzenie i picie dla swojej podopiecznej. Przy wejściu zauważyłam sporą torbę kociej karmy oraz opakowanie żwirku. Teraz była idealna okazja, aby zrobić z tych rzeczy użytek. Do jednej miseczki wlałam wodę, a do drugiej nasypałam znaczną ilość brązowych granulek. Napełniłam też kuwetę żwirkiem, zastanawiając się, gdzie mogłabym ją ulokować. Po chwili uznałam, że najlepszym miejscem będzie łazienka obok mojej sypialni.
Jak się rozstałam z moimi najbliższymi, wskazówki zegara wskazywały punkt dwudziestą, więc dla mnie w tej sytuacji, po długiej podróży, była to najlepsza pora na sen. Babcia zapewniła mnie, że Gangam było bezpieczną i spokojną okolicą, więc nie musiałam się niczego obawiać. W końcu to była najbogatsza dzielnica Seulu.
Ziewnęłam ospale, wspinając się po schodach i obejmując jedną ręką kuwetę. Starając się nie rozsypać jej zawartości, ledwo przytomna weszłam na drugie piętro, gdzie miałam swoje królestwo i oazę spokoju. Skierowałam swoje kroki do łazienki.
Uwielbiałam porę letnią, gdzie dzień był długi, a noc krótka. Wtedy miałam więcej czasu dla siebie i mogłam go lepiej spożytkować.
Ustawiłam kuwetę w kącie, obok prysznica. Popatrzałam tęsknie w stronę kabiny i mrugnęłam, aby poprawić sobie ostrość widzenia. Uszczypnęłam się też w policzek, by odgonić znużenie.
Jeszcze troszeczkę, a wraz ze strumieniem gorącej wody zmyję wszystkie troski wcześniejszej podróży. Moje ciało i umysł tego potrzebowały. A ja w tejże chwili chciałam zapewnić im ten luksus. Po tym parogodzinnym locie należał mi się solidny wypoczynek i relaks.
Moje myśli zaczęły krążyć w niepokojąco dziwnym kierunku...
...Mianowicie do mojej głowy wkradła się pewna, mało przyjazna osoba, którą poznałam dziś rano. Do moich myśli jak incognito wkradł się Sojoon i ten jego ironiczny uśmiech. Musiałam przyznać sama przed sobą, że początek naszej znajomości nie był przyjemny. A ja też nie byłam wobec niego uprzejma. Westchnęłam, przygnębiona wizją spotkania na lotnisku, która wywołała we mnie lekkie wyrzuty sumienia.
Weszłam do swojej sypialni, zapalając światło. Kotka spała w najlepsze na moim posłaniu. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam piżamę składającą się z niebieskich szortów i szarej koszulki na ramiączkach z dużym nadrukiem niebieskiego serca.
Jednak nie miałam jej tego za złe. Dla świętego spokoju puściłam kotkę ze swych objęć, a ta rozochocona pognała na dół. Tymczasem ja zniknęłam w zaciszu swojej łazienki. Po trzydziestu minutach odświeżona, przebrana i gotowa do spania usiadłam na swoim łóżku, susząc włosy ręcznikiem. Kiedy telefon zaczął wibrować, wzięłam zaciekawiona smartphone'a z poduszki, aby zobaczyć nadawcę owej wiadomości.
Byłam miło zaskoczona, ponieważ tym tajemniczym adresatem okazał się nikt inny jak Samuel, sympatyczny i gadatliwy Anglik, którego poznałam w kabinie samolotu pasażerskiego.
Samuel
Hej, Nana :D
Jak tam? Dotarłaś cała i zdrowa do dziadków?
Pomyślałem, że razem z narzeczoną pokażemy ci Seul. Spotkalibyśmy się we trójkę. Co ty na to?
Zaśmiałam się rozbawiona. To samo zaproponowała mi Minsun. Poczochrałam swoje włosy ręką, aby mi szybciej wyschły i odpisałam na esemesa.
Ja
Hej, Samuel
Dziękuję Ci, że wyszedłeś z taką propozycją, ale wnuczka przyjaciółki mojej babci zaproponowała mi to samo;).
Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź, gdyż po paru sekundach ponownie zaczął wibrować mi telefon.
Samuel
O, to nic nie szkodzi. To może spotkamy się we czwórkę? Hyusun nie będzie miała nic przeciwko, wręcz przeciwnie, im nas więcej, tym weselej: O.
Przetarłam ręką czoło, zastanawiając się, jak mu odpisać. Nie byłam pewna, jakby zareagowała Koreanka na takie luźne spotkanie we czwórkę. Podejrzewałam, że z jej radosnym i przyjaznym usposobieniem, nie miałaby nic przeciwko spotkania z większą grupą znajomych.
Jutro z rana, zanim pójdziemy razem na miasto, przedzwonię do Minsun. Dałam Samuelowi ni to twierdzącą, ni to przecząca odpowiedź, życząc mu dobrej nocy. Mrugnęłam w międzyczasie, bo zaczęły mnie piec oczy od tego patrzenia się w wyświetlacz. Nie mówiąc już o tym, że ze zmęczenia same zaczynały mi się przymykać.
Odłożyłam komórkę na parapet, a w dłoni poczułam mrowienie. Sygnał, że dostałam tym razem ostatniego esemesa od Sama.
Samuel
To świetnie! Jak się zapytasz, to jutro jak coś się zdzwonimy.
Dobranoc.
Uśmiechnęłam się pod nosem na taką entuzjastyczną wiadomość.
Przeczesałam pasma swoich włosów szczotką, którą wcześniej przyniosłam z łazienki razem z odżywką.
Teraz definitywnie odłożyłam telefon na parapet. Spryskałam włosy serum i wmasowałam specyfik w skórę głowy. Wstałam, zostawiając lekko uchylone drzwi dla Czuki, jakby jej się nagle znudziło brojenie na dole. Zresztą w łazience zrobiłam to samo. Poprawiłam swoją koszulkę, przeczesując palcami, po raz kolejny, swoje włosy. Podeszłam do posłania, ściągając z niej narzutę. Kuszący zapach pościeli jeszcze bardziej zachęcił mnie do tego, by przytulić się do poduszki i nakryć się mięciutką kołderką. Zgasiłam światło, a następnie wskoczyłam do łóżka, przykrywając się pierzyną. Nie minęła nawet sekunda, jak oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
Tak przyjemnie mi się spało, dopóki ktoś mi tego nie przerwał. Moja kotka się wyspała i postanowiła mi trochę poprzeszkadzać. Te kocie łapki miziające moje policzki, mruczenie nad moim uchem - gesty ze strony kotki mnie rozczuliły.
Rozchyliłam powieki, obracając się w stronę kotki, która leżała na poduszce, tarmosząc moje włosy. Jak się jej zbytnio nudziło, zawsze mnie zaczepiała, tylko po to, aby się z nią pobawić. Teraz było tak samo.
Tarcza księżyca była tak jasna, że prześwitywała znad rolety, dzięki czemu w sypialni panował półmrok. Połaskotałam kotkę po brzuchu, a ta zwinęła się w kłębek, by mieć lepszy dostęp do moich palców i je delikatnie podgryzać.
Wzięłam komórkę. Na kolorowym wyświetlaczu wskazówki analogowego zegara wskazywały północ, czyli ogólnie mogę przywitać nowy dzień w Korei. Na tapecie widniała mała chmurka informacyjna, że miałam jedną wiadomość od mamy.
Odczytałam szybko wiadomość od mojej rodzicielki, gdy na dole usłyszałam jakieś szmery. Trochę się zdziwiłam, bo zamknęłam za sobą drzwi. Na posesję można było wejść, uprzednio wpisując kod dostępu do urządzenia zamontowanego przy furtce. Oprócz mnie i dziadków nie znał go nikt.
Trochę się przestraszyłam. Chwyciłam pierwszą lepszą rzecz, którą miałam pod ręką. Jak się okazało, moją obrończynią została prostownica do włosów.
Lekko podniesiona na duchu zeszłam na dół, by w oko w oko spotkać się z oprawcą. Oczywiście mogłabym zadzwonić na policje, lecz był malutki problem. Tu nie wystukam standardowego alarmowego numeru sto dwanaście.
Serce zaczęło mi walić niemiłosiernie. Panika nie była dobrym sprzymierzeńcem w tej sytuacji. Dzięki Bogu za filmy akcji. Ewentualnie ogłuszę napastników lub napastnika i wybiegnę na asfalt, aby wołać o pomoc. Zeszłam po cichu na dół, tak by nie zrobić niepotrzebnego hałasu, trzymając przed sobą swoją prostownicę. Kiedy byłam coraz bliżej, szmery stały się wyraźniejsze.
Starałam się zlokalizować delikwenta. Na moje nieszczęście Czuki postanowiła mi teraz towarzyszyć. Cieszyłam się w duchu, że księżyc jasno świecił, bo teraz miałam przed sobą wyraźną sylwetkę napastnika, który szukał czegoś w szafkach.
Zamknęłam na moment powieki i wzięłam dwa głębokie wdechy. Wychyliłam się lekko, po chwili uderzając nieproszonego gościa prostownicą prosto w głowę.
Pod wpływem uderzenia chłopak osunął się na mnie, a ja delikatnie położyłam go na ziemię. Zapaliłam światło by przyjrzeć się z bliska nieprzytomnemu Azjacie.
Nie mogłam o nim powiedzieć, że wyglądał na jakiegoś zbója. Szara bluza z kapturem, dżinsowe spodnie, do tego czarne tenisówki - nie nadawały mu tego charakterystycznego wyglądu groźnych oprychów. Spokojna, przystojna młodzieńcza twarz była przyjemnym widokiem. A jego artystyczny nieład w brązowych krótkich włosach dodawał mu niewinnego uroku. Odłożyłam prostownicę na bok. Sprawdziłam puls obcemu mężczyźnie i westchnęłam. Będzie żył. Koleżanka powiedziała mi kiedyś, że uderzenie w potylicę nie zabije, ale sprawi, że chwilowo taka osoba straci przytomność. Tłumaczyła mi to na podstawie jakiegoś filmu sensacyjnego, który oglądałyśmy u niej w domu. Poza tym jej rodzice byli lekarzami.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wciąż byłam w piżamie. Wolałam, aby mnie taką nie oglądał, kiedy wreszcie odzyska przytomność. Z tego też względu pobiegłam do łazienki i zabrałam z wieszaka puchaty, pastelowo-różowy szlafrok babci. Włosy związałam w niezbyt ładną kitkę frotką, którą zawsze nosiłam na nadgarstku. Potem pozostało mi już tylko czekać, aż Koreańczyk się wybudzi.
Nie musiałam długo czekać, ponieważ po niespełna dwudziestu sekundach ów delikwent zaczął się wybudzać. Jego zdezorientowana mina mówiła sama za siebie. Azjata przycisnął oczy, masując sobie obolałe miejsce, aż w końcu skierował swój wzrok na mnie. Chciał coś powiedzieć, jednak ja go ubiegłam, cały czas trzymając w pogotowiu prostownicę.
- Kim jesteś i co tu robisz?! - powiedziałam twardo.
Koreańczyk podrapał się po głowie. Był w lekkim szoku. Spoglądał na mnie, jakbym była jakąś nieznaną istotą na kuli ziemskiej.
Fascynujące, pomyślałam z ironią.
- Nazywam Jung Min Ran, a jestem tutaj - Zastanowił się chwilę - bo szukam apteczki. Hyung jest na podwórku kompletnie pijany i ranny. To miejsce jest mieszkaniem państwa Kowalczyk. A ty kim jesteś? - popatrzył na mnie zdziwiony.
- Tak się składa, że jestem ich wnuczką, która niedawno do nich przyleciała - odpowiedziałam, odkładając prostownicę na blat. Nie widziałam już w tym mężczyźnie zagrożenia.
-To świetnie. Pomożesz! Hyung coś mi wspominał o twoim przylocie - powiedział Azjata z entuzjazmem, by później syknąć z bólu. Wstał i poszedł w stronę korytarza, nadal masując się po karku.
- Poczekaj... Co? - zapytałam zaskoczona.
Jednak nie uzyskałam odpowiedzi, bo Minran już wyszedł na zewnątrz.
Minran po chwili wrócił z dobrze znaną mi osobą, która uwieszała się na ramieniu młodszego Azjaty. Ledwo utrzymywał równowagę swego pijanego towarzysza, który opierał się na nim, przy okazji asekurując go przed upadkiem. Bełkotał i mruczał na okrągło nieznane mi imię Jeehee
Mowa oczywiście o Sojoonie, który wyglądał troszkę inaczej. Jednak byłam więcej niż pewna, że był to ten sam irytujący i arogancki typ, jakiego poznałam wczoraj.
Patrzyłam na Minrana, który z marnym skutkiem próbował usadzić pijanego nieszczęśnika na krześle. O nic nie pytając, westchnęłam niezbyt zadowolona. Co jak co, ale trzeba było go najpierw opatrzyć. Dopiero później zamierzałam porozmawiać o tej dziwnej sytuacji z Minranem.
Uradowana nie byłam tym widokiem, ale ruszyłam do łazienki po apteczkę, która znajdowała się na półce między ręcznikami.
Wiedziałam jedno - na pewno nie chciałam, aby tutaj został. Zamierzałam go jedynie opatrzyć i powiedzieć Minranowi, aby go zabrał do siebie lub gdziekolwiek, byle dalej ode mnie. Miałam bowiem zamiar jeszcze pójść spać. Może już nie byłam taka zmęczona, lecz te kilka godzin drzemki jeszcze by mi się przydały.
Wzięłam potrzebne rzeczy z łazienki i wróciłam do poszkodowanego. Jednak drugiego Koreańczyka nigdzie nie było; na krześle został tylko na wpół przytomny Sojoon.
Zmrużyłam oczy, podchodząc do niego.
Musiałam przyznać, że dobrze się ubierał. Nawet kiedy był mocno wstawiony, wyglądał naprawdę pociągająco. Granatowa koszula w białe grochy ładnie podkreślała jego klatkę piersiową, która na pewno nie raz odwiedziła siłownię. Niedopięte dwa guziki przyciągały wzrok, zachęcając do tego, aby zerknąć i zobaczyć, co tam odzież wierzchnia ukrywała. Czarne spodnie dodawały klasy i elegancji, dopełniając się z zamszowymi, ciemnobrązowymi, sznurowanymi mokasynami. Jego nienagannie i idealnie ułożona fryzura sprawiała wrażenie, że nawet w takim alkoholowym zamroczeniu, był przystojnym mężczyzną.
Moje policzki się zaróżowiły, na co zganiłam się w myślach. Raz jeszcze skupiłam się na twarzy Sojoona, która najbardziej potrzebowała mojej interwencji. Otworzyłam apteczkę, wzięłam potrzebne rzeczy i uniosłam jego podbródek swoimi palcami, aby nałożyć maść dezynfekującą na najbardziej zranione miejsca.
Stało się coś, czego się nie spodziewałam. Sojoon otworzył oczy i położył dłonie na moich policzkach. Jego alkoholowy oddech owiał mi twarz.
Byłam zaskoczona i zdekoncentrowana jego zachowaniem. Próbowałam się odsunąć, zwiększyć dystans między nami, lecz ten uścisk był zbyt mocny. Patrzył na mnie w skupieniu tak, jakby się nad czymś zastanawiał, a następnie przyciągnął mnie w swoją stronę.
- Lubię cię, Jeehee - powiedział lekko zachrypniętym głosem, po czym przycisnął swoje usta do moich.
Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Stałam jak zaczarowana, pozwalając mu na tę pieszczoty. Uwolniłam z dłoni maść oraz wacik do uszu, które upadły bezszelestnie na ziemię.
Nie minęła sekunda, jak moja dłoń z cichym plaśnięciem znalazła się na zdrowym policzku Sojoona.
Hyung - Tak zwraca się młodszy chłopak do starszego chłopaka.
Witam :)
Jak widzieliście jesteśmy po rozdziale siódmym, poznaliśmy tu nową postać. Myślę, że możecie podejrzewać co może was czekać w nowej części. Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał ♥️
You are reading the story above: TeenFic.Net