Rozdział 16

Background color
Font
Font size
Line height

{Na wasze życzenie wraca do was muzyczna playlista ❤️ Reszta rozdziałów również zostanie wzbogacona o piosenkę 😘 } Miłego czytania ❤️❤️❤️

{*🎧*}

Godziny i dni pędziły jak rollercoaster, a ja wciąż miałam wrażenie, że dopiero co rozpoczęłam pracę w „Café of the Book”. A tu proszę! Za dwa dni miał upłynąć okres ważności mojej wizy turystycznej, więc dorywcza praca w kawiarni również dobiegała ku końcowi. Nie narzekałam, bo to, co się kończyło, było dla mnie początkiem czegoś nowego – z dniem pierwszego października miałam rozpocząć pracę w lecznicy jako rejestratorka weterynaryjna.

Uśmiechnęłam się pod nosem i zerknęłam ostatni raz na zatłoczone pomieszczenie tętniące życiem, głównie okupowane przez studentów oraz licealną młodzież. To właśnie oni zapewniali stały ruch również w godzinach porannych, wpadając do nas między zajęciami. Za tym będę naprawdę tęskniła – za wiecznym tłokiem między stolikami, rozmowami z nieznajomymi, za starszymi, jak i młodszymi klientami, którzy często korzystali z naszej kawiarnianej biblioteczki. Przez ten dwumiesięczny okres, zżyłam się z tym miejscem i z innymi pracownikami. Eunyun i Hawoo stały się moimi serdecznymi koleżankami, z którymi świetnie się dogadywałam od kiedy tylko rozpoczęłam tu pracę, a właściciel knajpy był ciepłym i serdecznym człowiekiem, więc dzięki nim łatwo mi było się tu zaaklimatyzować. Zajęć jak zwykle nam nie brakowało – zawsze coś było do zrobienia, a my uwijałyśmy się jak pszczoły robotnice i jak one codziennie zbierałyśmy pyłek kwiatowy, by mógł powstać z niego pełnowartościowy, słodki miód. Kelnerki lawirowały rozbawione między stolikami, zapewniając naszym gościom wszystko, czego aktualnie potrzebowali. Za barem razem ze mną stała nowa dziewczyna – Jeamin, studentka, która miała mnie od jutra oficjalnie zastąpić... Od jutra mnie tu już nie będzie, a pojutrze będę już gdzieś indziej. W zamyśleniu zagryzłam wargę, ponieważ zrobiło mi się trochę smutno, że już nie będę częścią tego wszystkiego. Pocieszałam się tym, że opuszczałam kafejkę z miłymi dla mnie wspomnieniami. Ciężko mi było się pożegnać z czymś, gdzie istniałam i pracowałam przez dłuższy czas. Będę tęskniła za krzątaniną moich koleżanek podczas przerw w naszej mini kantynie oraz za kuszącym aromatem świeżo parzonej kawy, który unosił się w lokalu o każdej porze.

Cieszyłam się, że sprawy związane z moją wizą pracowniczą przebiegły sprawnie, bez żadnych nieprzewidzianych niespodzianek. Jedyne, co musiałam zrobić to dostarczyć potrzebne papiery. Przekazałam Sojoonowi paszport i świadectwo ukończenia studiów, a Koreańczyk przystąpił w moim imieniu do procedury załatwiania imigracyjnej wizy pracowniczej. W ten oto sposób miałam się cieszyć pobytem w Korei przez pełniutki rok. Spodobało mi się tu, więc jeśli musiałabym po trzech miesiącach opuścić ten kraj, to niestety zrobiłabym to z wielkim bólem serca. Poznałam wiele przyjaznych twarzy, wręcz przywiązałam się do nich, i tak naprawdę rozstanie z nimi byłoby jak oderwanie kawałka duszy. Moi dziadkowie, Minsun, Hyusun, Minran, Samuel – te osoby stały się osią, po której codziennie się poruszałam, wokół nich funkcjonowałam i odbijałam się od nich jak piłka do siatkówki. Minsun i Hayusun były dla mnie jak siostry, doradczynie i powierniczki myśli, a czasem i rozterek. Nie miałam nigdy tak bliskich przyjaciółek, z którymi mogłam się dzielić sekretami. Z tymi młodymi kobietami było inaczej, byłam żywsza i zawsze uśmiechnięta w ich towarzystwie, a troski znikały gdzieś hen daleko. Przy nich nie musiałam stawiać, żadnych granic czy niewidzialnych barier. W swoim rodzinnym mieście otaczałam się koleżankami lub znajomymi, przed którymi miałam pewien dystans, ponieważ nie czułam się przy nich w stu procentach sobą. Miałam tylko jedną przyjaciółkę, a raczej myślałam, że miałam, ale to, co się zdarzyło po przyjeździe tutaj, uświadomiło mi, jak krucha to była relacja.

Sojoon zapewnił mnie, że niczym nie muszę się martwić, więc dałam mu wolną rękę do działania, ponieważ sama nie bardzo wiedziałam, jak się w tym wszystkim odnaleźć. Pomoc Kima, była w tej kwestii nieoceniona, więc postanowiłam, że w nowym zakładzie pracy dam z siebie wszystko, aby nigdy nie żałował decyzji o zatrudnieniu mnie. Po nie całych dwóch tygodniach zostałam poinformowana, drogą mailową, że mój wniosek został pozytywnie rozpatrzony. Jedyne, co jeszcze musiałam zrobić, to zgłosić się do urzędu, aby odebrać już podbitą kartę, co zrobiłam przy okazji badań medycyny pracy. Dzięki wsparciu przyjaciółek nie dopuszczałam do siebie negatywnych myśli, że coś mogło pójść nie tak, ponieważ one zawsze mi powtarzały, że nie mam się czym spinać, ponieważ wszystko pójdzie jak z płatka.

Myłam akurat filiżanki pod ladą barową, gdy niespodziewanie nad moim uchem usłyszałam rozbawiony głos Eunyun:

Unni ! Ktoś cię szuka! 

Podskoczyłam ze strachu, a filiżanka wypadła mi z rąk do spienionej wody.

– Eunyun! – Zerknęłam ze złością na roześmianą dziewczynę. – Ile razy ci mówiłam, żebyś tak nie robiła! Nie strasz mnie tak znienacka – zaakcentowałam ostatnie zdanie ze srogą miną.

– No weź, unni, to jest takie zabawne, gdy jesteś taka zamyślona… – próbowała się usprawiedliwić z niewinną miną.

– Nie, wcale nie jest zabawne. Przez ciebie wyląduję w szpitalu jeszcze zanim rozpocznę nową pracę. A uwierz, chciałabym jeszcze pożyć! – Spojrzałam karcąco na różowłosą, młodszą koleżankę. Jej włosy przez cały mój pobyt tutaj zmieniły kolor więcej razy, niż mogłabym zliczyć na palcach jednej ręki.

– Nie gniewaj się, po prostu będzie mi ciebie brakowało. – Przybrała smutną minę, a jej oczy się zaszkliły. – Cieszę się, że zostaniesz tu, w Korei, no ale będziesz pracowała gdzieś indziej… – Pociągnęła nosem, przytulając się.

– Głuptasie – odwzajemniłam uścisk, a moja złość wyparowała jak rosa na liściu – przecież będę was odwiedzać. Możemy też się umówić i wyskoczyć razem na miasto. 

– No wiadomo! Bo inaczej wpadnę z Hawoo do kliniki i narobię ci obciachu! – powiedziała groźnie, ale w jej oczach widziałam psotne chochliki.

Goście byli zajęci sami sobą, więc mało ich interesowało, co się działo w lokalu wokół nich. Hawoo, po podaniu zamówienia, podeszła do nas z rozbawieniem.

– Też chcę się przytulić – oznajmiła tęsknie. Zrobiłam zapraszający gest i nasza trójka przylgnęła do siebie jak teletubisie. Brakowało tylko śmiejącego się słoneczka.

Po chwili Eunyun odskoczyła od nas i wskazała sugestywnie na mężczyznę siedzącego tyłem do nas, przy stoliku najbliżej okna. 

– Idź już, bo ten pan o ciebie pytał. 

Spojrzałam w jego kierunku, zagryzając wargę. Koleżanka wywróciła oczami i popchnęła mnie lekko.

– Idź, my się wszystkim zajmiemy – zaśmiała się Hawoo i zaczęła za mnie myć filiżanki.

Pokręciłam głową zrezygnowana, po czym ściągnęłam różowy fartuszek i poszłam w stronę nieznanego mi mężczyzny. Gdy się zbliżyłam, stwierdziłam, że ta sylwetka, jednak nie jest mi tak całkiem obca. Moje zaskoczenie było jeszcze większe, gdy Koreańczyk na dźwięk stukotu moich czółenek na niskim obcasie obrócił się w moją stronę.

– Cześć, Nana. – Yongjin uśmiechnął się do mnie szeroko.

Mężczyzna nic się nie zmienił, odkąd wpadłam na niego przypadkiem, gdy byłam z Minsun i Hyusun na mieście – te same śmiejące się brązowe oczy i zawadiacko rozwichrzone włosy, które pod wpływem grzebienia nie chciały się ujarzmić. Dzięki niemu znalazłam tutaj zajęcie, więc byłam mu wdzięczna za przysługę.

– Hej – odpowiedziałam z uśmiechem. – Jak ci minął pobyt u rodziny w Daejeon? – zapytałam zaciekawiona, siadając naprzeciw niego.

– Och, to był wyczerpujący, ale udany miesiąc – oznajmił ciepło. – Moi rodzice mają się dobrze, a siostra wyszła szczęśliwie za mąż. – Uśmiechnął się szeroko, jakby pomyślał o czymś zabawnym. – A co tam u ciebie? Udało ci się załatwić sprawy związane z wizą czy wracasz do kraju? – zagaił zaciekawiony z uniesioną brwią.

W chwili, gdy miałam odpowiedzieć, do naszego stolika z profesjonalnym uśmiechem podeszła Euynun.

– Co dla was, kochani? – zapytała Koreanka z uśmiechem, trzymając w ręce notesik.

– Dla mnie małe espresso – powiedział mężczyzna, po czym zerknął na mnie.

– Poproszę cappuccino – odparłam.

– Okej, cappuccino i małe espresso – mruknęła Eunyun, zapisując nasze zamówienie. – Za chwilę wracam. – Uniosła kącik ust, znikając nam z zasięgu wzroku.

– Tak, udało się. Będę pracować w klinice weterynaryjnej jako rejestratorka medyczna. Zaczynam pierwszego października – powiedziałam spokojnie, jednak w środku czułam, jak ukryty gejzer kipiał z ekscytacji.

– Przyjmij moje gratulacje – odparł uśmiechnięty Koreańczyk. – Wiedziałem, że dasz radę i cieszę się, że będziesz tu na dłużej. – Puścił mi oczko.

– Zostaję na pełniutki rok. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Ciężko byłoby mi opuścić to miejsce. Poznałam tu tyle serdecznych osób, mieszkają tu moi dziadkowie, więc może dlatego nie czuję się obco.

– Nie masz się już czym martwić. – Dotknął mojej dłoni, która swobodnie leżała na blacie. – Teraz możesz się cieszyć nowymi możliwościami, jakie oferuje to miejsce – powiedział pokrzepiająco, jednak znaczenia tego głosu i gestu nie mogłam zrozumieć i zdefiniować. Delikatnie wysunęłam dłoń z jego uścisku, po czym zatknęłam luźny kosmyk włosów za ucho.

– Myślę, że tak – zgodziłam się, patrząc mu w oczy. Naprawdę miło mi się patrzyło na tę twarz... która była twarzą Sojoona. Zmarszczyłam brwi zdekoncentrowana. Chciałam potrząsnąć głową i odgonić obraz, który niespodziewanie pojawił się przed moimi oczami.

– Coś nie tak? – zapytał zaniepokojony mężczyzna, gdy zobaczył moje rozkojarzenie.

– Nie, wszystko w porządku – zaprzeczyłam i zaśmiałam się ze skrępowaniem, ponieważ nie wiedziałam, jak miałabym wytłumaczyć mężczyźnie moje zachowanie. Z kłopotu, na szczęście, wybawiła mnie Eunyun, która przyszła z naszym zamówieniem.

Wypiliśmy napoje, umilając sobie czas pogawędką, zanim mężczyzna niechętnie, opuścił kawiarnię. Miał do załatwienia zaległe sprawy, które musiał pilnie domknąć. Pomachałam mu na drogę, na co Koreańczyk uśmiechnął się do mnie z błyskiem w oku, po czym wyszedł z lokalu.

Miałam szczęście, że otaczali mnie tak ciepli ludzie, dlatego postanowiłam, że zrobię wszystko, aby im się odpłacić za tą serdeczność i dobroć, z jaką mnie tu przyjęli 

                                    
                                 🖤***🖤

– Nano, będzie nam ciebie bardzo, ale to bardzo, brakowało – odparła lekko wstawiona Euynun, nalewając sobie soju. Spojrzałam na całe towarzystwo, które siedziało ze mną przy stole –  Jowana, Hawoo oraz Eunyun.

– Mnie was też – odparłam smutno, patrząc na wszystkich po kolei. Była to prawda. Chociaż nie opuszczałam tego kraju, ciężko było mi się rozstać z kawiarnią i jej pracownikami. Aż serce mnie ściskało z tego żalu.

– Nie mówmy o smutnych rzeczach tylko pijmy do dna – powiedziała rzeczowo Hawoo, wznosząc toast. – Nano, za twoją pomyślność!

– Za pomyślność dla nas wszystkich! – dodałam wesoło, po czym stuknęliśmy się kieliszkami.

Zrobiło mi się ciepło na sercu. Z chwilą, gdy kończył się czas mojej pracy i zbierałam się do wyjścia, do pomieszczenia, wparował rozradowany Jowan, obładowany torbami jak wielbłąd na pustyni, po czym obwieścił, że nadszedł czas na zrobienie imprezy pożegnalnej. Zaskoczył mnie tym gestem. Dziewczyny, oczywiście, pisnęły ucieszone i kiwnęły głowami, jak te śmieszne pieski w samochodzie, które z każdym ruchem się gibią. Zamurowało mnie, nie wiedziałam, co powiedzieć, bo żadne słowa nie chciały przejść przez moje gardło, a w kąciku oka łza już szykowała się do swobodnego wypłynięcia na kołnierzyk mojej błękitnej sukienki. Dla mnie pożegnania były trudne. Płakałam przy nich jak bóbr, ponieważ do wszystkiego zbyt szybko się przywiązywałam. Chciałam tylko powiedzieć szybkie „cześć” i iść dalej, bo wiedziałam, że jakbym zwlekała z takim pożegnaniem, to z moich oczu wypłynąłby wodospad, a tego bym nie chciała. Euynun podeszła do mnie i wzięła pod rękę, prowadząc mnie w stronę toreb Jowana.

– To nie jest pożegnanie, unni. Pomyśl sobie, że to dla ciebie początek czegoś nowego – odparła wesoło Koreanka w czarnej sukience w iście gotyckim stylu. Kiwnęłam głową, przełykając łzy, bo wiedziałam, że to prawda. Nie będzie mnie już tutaj, ponieważ rozpocznę nową przygodę gdzieś nieco dalej od tego miejsca. 

Siedzieliśmy przy złączonych stolikach, z rozłożonymi na nich rozmaitymi boczkami, skórkami i innymi rarytasami. Oczywiście nie mogło zabraknąć butelek soju, które wdzięcznie piętrzyły się na tym obficie zastawionym stole. Atmosfera była naprawdę przyjemna. Były śmiechy, rozmowy, mieliśmy napoje i przekąski do podpitki – było trochę biesiadnie i troszkę sentymentalnie.

Wyciągnęłam komórkę z torebki i napisałam SMS do babci, że wrócę trochę później, niż się umawiałyśmy. Nie chciałam, aby w domu nie potrzebnie się o mnie martwili, jednak po sekundzie dostałam wiadomość zwrotną, żebym się dobrze bawiła. Dziadkowie, kiedy tylko się dowiedzieli o pozytywnie rozpatrzonym wniosku wizowym, ucieszyli się na tę wiadomość, ale i też odetchnęli z ulgi. Martwili się tym tak jak ja, może nawet bardziej.  Dziadek, gdy usłyszał, że mam zielone światło, z podekscytowaniem zaczął mi organizować czas pobytu. Podejrzewałam, że miałabym wówczas dzień  skrupulatnie zorganizowany od A do Z, więc trochę ostudziłam jego zapał. Chwilkę jeszcze popisałam z babcią, informując ją, gdzie jestem i z kim, gdy Hawoo szturchnęła mnie przyjaźnie w ramię. Zerknęłam na nią z uśmiechem.

Unni, jestem ciekawa twojego przezwiska., Opowiedz nam o nim. Czy kryje się za tym jakaś śmieszna historia? – Za czkała, po czymi wyszczerzyła w moją stronę zęby jak kot z Cheshire.

– Oj, ja też chcę tego posłuchać! Unni zawsze tak fajnie opowiada – podchwyciła Eunyun, gryząc grillowany boczek zawinięty w sałatę, a Jowan uniósł w moją stronę, pełny kieliszek na znak zachęty. Jego okulary lekko się przekrzywiły, więc wyglądał przez to zabawnie.

Zaśmiałam się, gdy tak trzy pary oczu czekały na to, co miałam im do powiedzenia. Usadowiłam się wygodniej na krześle, zanim zaczęłam swoją historię:

– Hmm... Gdy miałam pięć lat, lubiłam oglądać bajkę „Nana – mała podróżniczka”. Kiedy leciała na antenie, nigdy nie przepuszczałam okazji, by ją obejrzeć. Siedziałam wtedy mamie na kolanach i, jak zaczarowana, wpatrywałam się w bajkową postać, która niestrudzenie przeżywała swoje liczne przygody. Najlepsza z tego była piosenka przewodnia i nawet pamiętam ją do dzisiaj! Tylko musicie mi wybaczyć, bo mogę zafałszować… – oznajmiłam nieśmiało i zaczęłam nucić: – Nana, Nana, to mała podróżniczka. Nana, Nana, to niestrudzona przewodniczka. Kto was dzisiaj poprowadzi przez bajkowy świat? To Nana, Nana, więc dziś chodź z nią, bo przygód nadszedł czas! – Zakończyłam z uśmiechem, bo to naprawdę były dla mnie przyjemne wspomnienia. – Później kazałam się tak nazywać, ponieważ identyfikowałam się z postacią nieustraszonej bohaterki. To przezwisko zostało ze mną do dziś, więc dla przyjaciół i znajomych jestem Naną, nie Natalią. 

– Jej! Unni, to jest urocza historia! – krzyknęła Eunyun zafascynowana.

Całe towarzystwo, w tym i ja, było wstawione, bo się śmialiśmy zupełnie z niczego – a to z głupkowatych min Eunyun, a to z tego, co powiedział Jowan, choć to nie bardzo było śmieszne. Hawoo strzelała nam fotki niczym fotograf z prawdziwego zdarzenia, a my po prostu się wygłupialiśmy do obiektywu w telefonie, jak rozbawione dzieci. Puste butelki znikały w zastraszającym tempie, aby zrobić miejsce nowym. Dziewczyny jeszcze podkręciły zabawę i, aby było zabawniej, grały w papier, kamień i nożyczki, a przegrany pił dwie kolejki naraz. Też się do tego przyłączyłam, ale po przegraniu kilka razy z rzędu i wypiciu paru kolejek, szybko zrezygnowałam. Nie chciałam robić sobie drzemki pod stołem. Bawiliśmy się wyśmienicie, jedzenie znikało, a czas upływał nieubłaganie. Jowan pobłażliwie spoglądał na naszą trójkę, więc gdy tylko Eunyun to zauważyła, spojrzała na niego butnie.

– Dlaczego jesteś trzeźwy, Jowanie? – Zrobiła dzióbek, popychając w jego stronę kieliszek.

– Myślę, że czas zakończyć imprezę. Zadzwonię po taksówkę i podwiezie was do domu. – Sięgnął po telefon, po czym zaczął dzwonić.

– O nie! – obruszyła się dziewczyna, zabierając mu kieliszek. – No, dziewczyny, ostatni na pożegnanie! – rzuciła, po czym wypiła duszkiem.

– Słyszałyście? Powiedział, że jedzie po taksówkę! – krzyknęła Hawoo i zaczęła się śmiać. Jowan spojrzał na nią z pobłażaniem.

– Nie, głupia, on pójdzie i ją dla nas zatrzyma. Powie „Halo, taxi! Tutaj!” – powiedziałam i zachichotałam.  W głowie świat mi wirował, ale i tak czułam się świetnie.

– Dziewczyny, wy głupoty pleciecie – wtrąciła się Eunyun. – Nasz szef jest tajnym agentem i będzie działał pod przykrywką jako taksówkarz. Wiecie, taki agent 007. Myślę, że teraz rozmawia przez telefon, bo dostał super tajną misję. – Gdy na nas spojrzała, jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Wzruszyłam ramionami z uśmiechem, bo nie miałam pojęcia, co mogłabym odpowiedzieć na jej teorię.

Były szef, kończąc rozmowę, zerknął zrezygnowany w naszym kierunku. Wstałam i się lekko zachwiałam, a moja równowaga nie bardzo chciała ze mną współpracować. W chwili, gdy się odwróciłam, do pomieszczenia wszedł Sojoon. Rozejrzał się, po czym ruszył swobodnie w moim kierunku z leniwym uśmiechem. Czarny płaszcz miał rozpięty, a jego biała koszula prezentowała się elegancko. Popatrzyłam na niego zdezorientowana, ale też się uśmiechnęłam. Nie wiedziałam, jak się tu znalazł, ale nie zastanawiałam się nad tym. Zresztą, byłam wstawiona i tak naprawdę nie myślałam o niczym – moje myśli były na to zbyt niestabilne. Wyszłam mu naprzeciw, choć moje nogi trochę się plątały. Jeśli miałabym opisać siebie w tej chwili, byłabym magnesem, a on kawałkiem metalu, do którego silnie mnie ciągnęło. Dla mnie nie liczyło się już nic, chciałam zostawić to towarzystwo za sobą i po prostu pójść za nim.

– Nana, idziemy? – zapytał mnie, po czym kiwnął uprzejmie Jowanowi na powitanie.

– Tak, jestem gotowa – odparłam nieśmiało. – Dziękuje za wszystko, co dla mnie zrobiliście. – Wychodząc z lokalu, pomachałam wszystkim na pożegnanie i nie oglądałam się już za siebie.

– Wszystko w porządku? – zapytał mnie Sojoon, zamknąwszy za nami drzwi.

– Lekko kręci mi się w głowie – zamyśliłam się na chwilę – ale poza tym, to w porządku – odparłam lekko i zachichotałam.

To fakt, byłam pijana, a chłód nocnego powietrza pozwolił mi trochę otrzeźwić umysł, choć wciąż miałam wrażenie, że wszystko wiruje. A może to ja się kręciłam, a świat wokół stał nieruchomo? Na szczęście nie mdliło mnie, choć czułam się trochę ociężale. Okoliczne lampy drażniły mi oczy, a uciążliwe światło biło z każdej strony.

Zrobiłam krok, ale szybko tego pożałowałam – zachwiałam się i gdyby nie interwencja Koreańczyka, boleśnie odczułabym upadek każdą częścią swojego ciała. Zamrugałam, po czym zerknęłam w oczy mojego wybawiciela. Miałam przed sobą piękną twarz Sojoona. Skanowałam ją tak, jakbym chciała zapamiętać każdy detal, jakbym była na krawędzi życia i śmierci. Mężczyzna robił dokładnie to samo. Zawstydziłam się i zgięłam lekko szyję. Chciałam przerwać ten wzrokowy kontakt, który sprawiał, że czułam się nieswojo, ale nie w tym złym

You are reading the story above: TeenFic.Net