13. Dlaczego ja?

Background color
Font
Font size
Line height

Huk zamykanej metalowej szafki, słychać było na całym holu w korytarzu. Oparłem się czołem o zimny metal, wydychając spokojnie powietrze.

- Ta pierdolona matma dopierdala mnie do gleby - warknął Nate, stając obok mnie. Otworzył swoją szafkę, jednak zaraz podobnie tak jak ja, zamknął ją z głośnym hukiem. - Mam do poprawy dwie jedynki, albo obleje. Jak ja mam to, kurwa, zrobić?

Wzruszyłem ramionami.

- Jakbyś nie zauważył, jestem w podobnej sytuacji - odpowiedziałem, nawet na niego nie patrząc. - Ojciec mnie zabije, jak się dowie.

- Nie mam kasy, żeby wziąć sobie kogoś od korepetycji. Sam jestem jebanym tłukiem i mógłbym siedzieć pół dnia, a i tak nic nie zakumam.

Przygryzłem wargę, odwracając się w stronę korytarza. Ludzie chodzili w tą i z powrotem, sami zapewne nie wiedzieli, czego szukali. Wywróciłem na to oczami.

Byłem wściekły. Hemington okazała się być jeszcze większą zgredziałą babą, niż myślałem. Wiedziała o tym, że moja sytuacja nie jest zbyt stabilna, to oczywiście musiała mnie wziąć do odpowiedzi.

Zaraz za mną poszedł Nate, który śmiał się, że zostałem wywołany. Karma była suką.

- Przynajmniej jak oblejemy, to we dwoje - mruknąłem. Tyłem głowy uderzyłem w szafkę.

- Ta i będę siedział z Amarą w ławce. Nie mogę oblać - zaznaczył dobitnie, posyłając mi sugestywne spojrzenie.

Staliśmy tak przez chwilę, zagłębiając się w swoich myślach. Nate zapewne myślał, jak poradzić sobie z problemem, jakim była matematyka. Moje myśli gdzieś odfrunęły i nawet nie wiedziałem, kiedy zmrużyłem oczy.

Zauważyłem Kendall, która szła właśnie w naszą stronę. Nie patrzyła na nas. Zapewne nawet nas nie zauważyła. Pieprzona księżniczka nie widziała nic poza czubkiem swojego nosa.

W tamtej chwili zrodził się w mojej głowie plan. I raczej nie tylko w mojej, bo w tym samym momencie, razem z Nate'm odwróciliśmy głowy w swoje strony. Nie potrzebowaliśmy słów, by wiedzieć o co chodzi.

- Ona.

- Ona - powiedzieliśmy w tej samej chwili. Zgodnie skinęliśmy głowami i automatycznie odbiliśmy się od szafek.

Niczym prawdziwi bodyguardzi, stanęliśmy na środku korytarza. Nasze ruchy były takie same. Automatyczne. Założyliśmy ręce na klatkach piersiowych i czekaliśmy aż Kendall nas zauważy.

I wtedy do nas podeszła. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, co wyprawiamy.

- Udajecie głupiego i głupszego? - spytała. Zacisnąłem dłonie w pięści.

- Ciebie też miło widzieć - burknąłem, nabierając więcej powietrza do płuc.

- Cóż. Ciebie niekoniecznie - odpowiedziała. - Możecie zejść mi z drogi? Chciałabym przejść - zażądała. W tej samej chwili ponownie spojrzeliśmy na siebie z Nate'm. Równocześnie pokręciliśmy głowami, dając jej tym samym znak, że nigdzie stąd nie pójdzie.

- Mamy sprawę - odezwał się Nate. Dziewczyna parsknęła krótkim śmiechem.

- Wy? Sprawę? Do mnie? - zadawała kolejne pytania, zdziwiona.

- Głucha jesteś? Mam ci to napisać na kartce? - spytałem przez zaciśnięte zęby. Poczułem jak Nate szturcha mnie w ramię, dając mi tym samym znak, żebym się zamknął.

Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, co ja miałem w głowie, kiedy chciałem z nią tańczyć. Naprawdę musiałem być nieźle pijany, skoro robiłem to z własnej, nieprzymuszonej woli.

- Mamy mały problem i...

- Ty pomożesz nam go rozwiązać - dokończyłem to, co Nate miał na myśli.

- Jeśli nie poprawimy matmy, oblejemy. Wtedy ja będę w jednej klasie z Amarą, a po tym jak się zbłaźniłem przed ni na imprezie, nie ma, kurwa, szans, że więcej chociażby na nią spojrzę - powiedział nerwowo mój przyjaciel. - Więc, musisz nam pomóc.

Dziewczyna patrzyła na nas jak na kretynów. Jej mina wyrażała wiele, ale najwyraźniejsze było to nieme „popierdolilo was do reszty".

- Dlaczego ja? - kolejne pytanie, które padło z jej ust.

- Bo jesteś mądra z matematyki - Nate się wyszczerzył, próbując ją udobruchać. Wywróciłem na to oczami.

- I miałabym się zgodzić, bo...

- Bo ja tak, kurwa, mówię i skończ zadawać te durne pytania - warknąłem nerwowo. Moja cierpliwość do tej dziewczyny się właśnie kończyła.

Prychnęłam na moje słowa. Czułem na sobie zdenerwowany wzrok Nate. Pewnie zaklinał mnie właśnie w myślach.

Kendall nie obdarzając nas spojrzeniem, ruszyła prosto przed siebie, próbując nas staranować. Byliśmy jednak dla niej zbyt silni, bo bez żadnego problemu odepchnęliśmy jej atak.

Wzniosła oczu ku górze.

Westchnęła głośno, odpuszczając.

Spojrzeliśmy na siebie z Nate'm. Zbiliśmy ze sobą niemą piątkę.

****

Zbiegłem ze schodów i podszedłem do drzwi. Dzwonek rozbrzmiał się w całym domu, przez co zwrócił też uwagę mojego ojca. Jake Matthew był najciekawszym człowiekiem na świecie.

- Ja otworzę - powiedział, wymijając mnie. Wywróciłem na niego oczami, ale nie zamierzałem się kłócić. -  Kendall - powiedział zdziwiony, kiedy otworzył drzwi. - Coś się stało?

-  Przyszłam do Zack'a - odpowiedziała. Nie wiedziałem twarzy ojca, ale musiał mieć na niej wymalowany szok.

- Do Zack'a? - spytał zdziwiony. - Wszystko w porządku? Zrobił ci coś? Zack - ojciec odwrócił się gwałtownie w moją stronę, mrużąc gniewnie oczy.

Uniosłem w górę ręce w geście obronnym.

- Nic się nie stało - powiedziała Kendall. Chrząknęła nerwowo, ściągając tym spojrzenie mojego ojca. - Miałam mu pomóc z...

I w tamtym momencie zapragnąłem, aby ktoś odciął jej język. Mój ojciec nie wiedział o moich problemach z matematyką i nie zamierzałem mu o nim mówić. Przynajmniej na razie.

Nasze spojrzenia się spotkały. Zacisnąłem szczękę i przejechałem palcem po swojej szyi, pokazując jej tym samym, że jeśli się wygada to poderżnę jej gardło.

Nie zrobiłbym tego, ale musiała wiedzieć, że ma się zamknąć.

Dziewczyna westchnęła cicho.

- Z projektem. Pani Cooper przydzieliła nas razem do jednego tematu. Niestety - wybrnęła z sytuacji. Nieco się rozluźniłem.

Ojciec miał poniekąd bzika na punkcie mojego wykształcenia. Chciał, bym skończył liceum z dobrymi ocenami. Cóż. Niezbyt mi to wychodziło, ale nie chciałem go martwić.

- Aha - mruknął mój ojciec. - Miałem iść do Luke'a, ale... - nerwowo podrapał się po karku. - Może zostanę w domu? - zaśmiał się nerwowo.

- Przecież się nie zabijemy - westchnąłem ciężko, patrząc na ojca. - Zaraz przyjdzie Nate. W razie czego nas rozdzieli - dodałem, jednak chyba nie przekonałem tym ojca. Parsknąłem cicho widząc jego minę.

- To mogę wejść? - Kendall zdawała się być zniecierpliwiona. Ojciec pokiwał nadal zdziwiony głową, jednak ustąpił jej miejsca. Dziewczyna weszła do środka i od razu zdjęła buty. - Idę do salonu - oznajmiła, a ja skinąłem głową.

Dziewczyna zniknęła za rogiem. Ojciec trzasnął drzwiami i spojrzał na mnie gniewnie, jakby wzrokiem chciał mi coś przekazać.

- Posłuchaj mnie... - zaczął i na chwilę przymknął powieki. - Jeśli dowiem się, że coś...

- Nie przeżywaj - wywrocilem na niego oczami. - Przecież nic jej nie zrobię.

- Mówiłeś to samo kilka razy. A później obciąłeś jej włosy. Albo wrzuciłeś do fontanny. Albo złamałeś jej nóżkę w krześle, przez co spadła z niego. Albo...

- Jest okej. Idź już - powiedziałem, nie chcąc tego słuchać. Może i zdarzyło mi się mieć kilka głupich pomysłów, ale no halo. Byłem dojrzalszy niż wtedy.

Ojciec ostatni raz posłał mi spojrzenie. Przyjrzał mi się dokładnie, po czym wzniosł oczy ku niebu i się przeżegnał. Parsknąłem cicho na ten gest. Jake Matthew czasem był nawet śmieszny, choć znacznie częściej był jednak irytujący.

Tata wyszedł z domu, a ja skierowałem się do kuchni. Wyciągnąłem szklankę z szafki i wlałem sobie do niej pepsi. Oparłem się o meble, po czym westchnąłem cicho. Przeżyć z Kendall Cares pod jednym dachem nie było prostym zadaniem.

Wystarczyło tylko, że będzie odzywała się tylko wtedy, kiedy będzie tłumaczyła mi zadanie i...

- Mogę się napić? - spytała, pojawiając się w kuchni. Zacisnąłem szczękę, to by było na tyle z mojego planu nierozniesienia domu.

- Nie.

Wywróciła oczami.

- Kutas.

Mimo tego podeszła do szafki i tak jak ja, wyciągnęła sobie z niej szklankę. Różnica była taka, że ona wlała sobie wodę z dzbanka filtrującego. Dziwnym trafem, oboje znaliśmy idealnie rozkład swoich domów. Wiedziałem nawet, gdzie trzymała pieprzone staniki.

Na język cisnęło mi się dużo niekulturalnych synonimów i wyrażeń, jednak resztkami zdrowego rozsądku, powstrzymywałem się. Kednall była moją deską ratunku, jeśli nie chciałem, by ojciec dowiedział się o mojej sytuacji. W przeciwnym razie musiałbym wziąć od niego pieniądze na korepetycje, a wtedy... wtedy Jake Matthew by się wkurwił.

- Boisz powiedzieć tatusiowi, że ma tępego synka? - spytała z przekąsem, spoglądając na mnie.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, jednak nie był to miły uśmiech. Był to uśmiech zwiastujący to, że zaraz ta dziewucha wyprowadzi mnie z równowagi. Jak ludzie wytrzymywali z nią w jednym pomieszczeniu?

W tej samej chwili mój telefon zawibrował. Od razu wyciągnąłem go z kieszeni. Zmarszczyłem brwi, widząc wiadomość od Nate'a.

nie wbije przyjechała babka muszę zachowywać pozory że jest ok

Parsknąłem krótkim śmiechem na tą wiadomość. Babcia Nate'a zapewne zrobiła mu niespodziankę. Wiedziałem jak bardzo jej nie lubił, dlatego sytuacja śmieszyła mnie dwa razy bardziej. Bardziej niż to, że ktoś, kto pisał z nim pierwszy raz, zapewne nie rozumiałby jego wiadomości. Nate nie wiedział co to przecinki, dlatego czasami sam musiałem się nieźle zastanowić o co mu chodziło.

Moje rozbawienie jednak zniknęło, kiedy uświadomiłem sobie, że będę tutaj sam. Z Kendall. Sam na sam z tą wariatką. To nie mogło skończyć się dobrze.

- Nate nie przyjdzie - burknąłem po nosem i z hukiem odłożyłem szklankę na blat.

Dziewczyna westchnęła cicho zapewne mając takie samo zdanie jak i ja. Jeśli wyjdziemy z tego cało, to chyba zaklaskam nam uszami.

- Idziemy - zarządziła. - Chcę mieć już to za sobą.

Ruszyła pewnie przed siebie, a ja nie mogąc się powstrzymać, bezgłośnie naśladowałem jej słowa.

Sekundę później odbiłem się od blatu i z niechęcią ruszyłem za czarnowłosą. Swoją drogą pamiętałem, jak na głowie miała swój naturalny, brązowy kolor. Wyglądała wtedy lepiej, ale kogo to w sumie, kurwa, obchodziło?

Dziewczyna zajęła miejsce przy stole, siadając na swojej stopie. Baby i te ich pozycje. Szybciej pękłyby mi kolana, niż bym tak usiadł.

- Ruszaj się, Matthew. Nie mam dla ciebie całego dnia - bąknęła. Z nieukrywaną niechęcią zająłem miejsce obok niej. Poczułem słodki zapach jej perfum, który drażnił moje nozdrza. Skrzywiłem się na to. Nie lubiłem tego zapachu. - Od czego zaczynamy?

- To znaczy? - spytałem.

- No jaki rozdział. Co masz do poprawy?

- Właściwie to... - podrapałem się po karku, uświadamiając sobie, że sam nie wiedziałem od czego zacząć.

Wiedziałem tylko tyle, że nie wiedziałem nic.

- Ciągi? Funkcje? Logarytmy? - niecierpliwiła się. Trzymała dłoń na podręczniku od matmy i stukała w niego paznokciami.

- Jakie pociągi?

- Ja pierdolę - skwitowała. Chwyciła za swój podręcznik i uderzyła nim w swoją głowę. Prychnąłem bo widok załamanej dziewczyny sprawiał, że na moich ustach pojawiał się automatycznie uśmiech.

Chwilę później zaczęliśmy od właściwie samego początku. Dziewczyna bardzo starała się być cierpliwa.

Nie skupiałem się na tym, co mówiła. Obserwowałem jej twarz, jak śmiesznie marszczyła nos, próbując znaleźć odpowiednie słowa, by przełożyć mi język matematyki na język ludzi. Podawała mi różne przykłady i rozwiązywała je, pokazując mi krok po kroku, co powinienem zrobić.

Ale mnie to nie interesowało. Znacznie bardziej interesującym widokiem była ona. To jak jej włosy z daleka idealne, z bliska były nieco zniszczone. Na jej twarzy zauważyłem kilka piegów. Wcześniej ich nie miała.

- Twoja kolej - powiedziała, kończąc swój monolog. - Pokaż, co potrafisz.

- Ale co?

Kendall nabrała więcej powietrza do pluc i powoli je wypuściła. Napisała coś na kartce.

- Musisz rozwiązać ten logarytm. Napisałam ci przykład - oznajmiła, nie szczycąc się na miły ton głosu. Bardziej warczała do mnie przez zęby, niż rozmawiała.

Spojrzałem na kartkę.

Jakieś pierwiastki, jakieś ułamki, jakieś literki. Co to, kurwa, było?

- Musisz obliczyć. Wynik się nie ujawni, jak będziesz mordował tę kartkę wzrokiem - zakpiła. Wywróciłem na nią oczami.

Chwyciłem w dłoń długopis i zacząłem pisać. Sam nie wiedziałem, co ka tam bazgrałem, ale miałem nadzieję, że może jednak robię coś dobrze.

- Mam - oznajmiłem, dumnie się prostując. - Wynik to dwa - dodałem.

Kendall spojrzała na mnie i zamrugała kilkakrotnie. Miałem wrażenie, że sama nie dowierzała, co tu się wydarzyło. Patrzyła to na mnie to na moją kartkę.

Jęknęła głośno, po czym schowała twarz w swoich malutkich rączkach.

- Wynik to pierwiastek z sześciu.

- Cóż. Byłem blisko - wzruszyłem nonszalancko ramionami.

- Musisz się skupić, Matthew. Lepiej mnie nie wkurwiaj i nie marnuj mojego czasu. Mam dużo lepsze zajęcia niż ślęczenie nad książkami z debilem, który nie potrafi zrozumieć prostych zadań - warknęła, zirytowana.

- O co ci chodzi? - spytałem, nieco ostrzej niż zamierzałem.

- O to, że marnujesz mój czas! W ogóle mnie nie słuchasz, palancie!

- Oh, nie udawaj, że nie jest ci ze mną dobrze - powiedziałem, a na moje usta wpłynął kpiarski uśmiechem. Dziewczyna zacisnęła szczękę.

- Wolałabym zamiatać plażę niż tu, kurwa, z tobą siedzieć - ton jej głosu mówił o tym, że naprawdę była zła.

Chwilę się przekomarzaliśmy. Jak zawsze. Nie męczyło mnie to ani trochę. Uprzykrzanie życia Kendall Cares było moim ulubionym zajęciem w życiu.

Kendall jednak uważała inaczej, bo dosłownie kilka sekund później wrzasnęła, ukazując tym swoją frustrację. Nerwowo chwyciła za swój podręcznik od matmy. Już myślałem, że chce mi nim przywalić, jednak ona gniewnie cisnęła nim w głąb torby.

- Co robisz? - spytałem, mrużąc oczy.

- Gówno - odpowiedziała, podnosząc się z krzesła. - Przychodzę tu, marnuje swój czas i staram się tobie pomóc, ale ty masz to w dupie! Dlatego ja też już mam w dupie to, że będziesz oblewał rok - powiedziała nerwowo, przez zaciśnięte zęby. - Mam. To. W. Dupie - wyraźnie zaakcentowała każde słowo.

- No chyba mnie tak nie zostawisz?

- Pierdol się - odpowiedziała, wstając z krzesła, które prawie się przewróciło od tej gwałtowności.

Dziewczyna nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem więcej, ruszyła ku wyjściu.

Prychnąłem pod nosem. Nie zamierzałem jej błagać.


You are reading the story above: TeenFic.Net