12. Tańczysz jak niedojda.

Background color
Font
Font size
Line height

- Moje drogie panie, prosiłbym o spokój - zarządziłem. Nie zrobiły sobie nic z moich słów, na co ponownie już wzniosłem oczy ku górze.

Czy kobiety musiały być takie trudne? Faceci daliby sobie po razie w mordę i spokój. A one? One najpierw kłóciły się przez godzinę, by później się rozpłakać, a na końcu wszcząć bójkę.

- Kendall - mruknąłem, nieco nią potrząsając. Nadal wisiała na moim ramieniu. Zachowywała się tak, jakby w ogóle moje słowa do mnie nie docierały. Z prawdziwą wrogością w oczach patrzyła na swoją przeciwniczkę. A ja tak naprawdę nie wiedziałem o co się kłóciły.

- Jesteś okropna! - warknęła Amy. Znałem ją na tyle, by wiedzieć, że zaraz się rozpłacze. - Chciałam złożyć tylko pieprzone życzenia!

- Twoje życzenia nie są nic warte - splunęła Kendall. Zamrugałem kilkakrotnie, będąc w głębokim szoku.

- Oh, odezwała się pani ważna - blondynka zacisnęła dłonie w pięści.

- Kendall - warknąłem ponownie, jednak ani rusz. Tak jakby ktoś wyłączył jej mózg. W ogóle nie reagowała.

- Ja przynajmniej chociaż mam trochę oleju w głowie i wiem, jak się zachowywać - prychnęła. - A ty przychodzisz tutaj, po tym jak zachowałaś się jak ostatnia szmata i oczekujesz czego? - spytała Kendall. - Że będą cię tu nosić na rękach? Że każdy przyjmie cię z otwartymi ramionami? - potrząsnęła głową z niedowierzaniem. - Spójrz prawdzie w oczy, dziewczyno. Każdy kto choć trochę szanuje Zack'a, nie zamieni z tobą nawet słowa. Ludzie się brzydzą takimi osobami jak ty.

W tamtej chwili coś w Ally pękło. Zauważyłem, jak do jej oczu podeszły łzy. Przełknąłem głośno ślinę, czując się po prostu źle, że pozwoliłem na to, aby Kendall tak ją potraktowała.

Poczułem złość. Nie na Ally, nie na siebie. Na Kendall. Bo kiedy chciałem się odezwać, blondynka zaciągnęła nosem i odeszła od nas.

Wyszarpnąłem się z uścisku Kendall, po czym spojrzałem na nią lodowatym wzrokiem. Zmierzyłem ją od stóp do głowy, niedowierzając.

- Co to, do kurwy, miało być? - spytałem ostro.

- Pojebało cię? Czemu ty w ogóle z nią rozmawiasz? - spytała, wyrzucając ręce w górę w geście kapitulacji.

- Chyba ciebie pojebało - warknąłem. - Kto dał ci prawo do tego, żeby się w to wpierdalać?

Dziewczyna parsknęła z niedowierzaniem, potrząsając głową. Patrzyłem na nią, czując jak złość wypełnia moje żyły.

- Zdradziła cię, idioto! - wrzasnęła dziewczyna. - Mam ci to przeliterować, czy ręcznie wbić do głowy? Puściła się, a ty zamierzasz latać za nią jak piesek?

- Ale co ciebie to w ogóle obchodzi?! - tym razem ja również krzyknąłem. Miałem wrażenie, że muzyka grała coraz to głośniej. Mierzyliśmy się wrogimi spojrzeniami, a głowa zaczynała mi niemiłosiernie pulsować. Z tego wszystkiego zapomniałem w ogóle, że chciało mi się szczać.

- Więc proszę! - krzyknęła, próbując przekrzyczeć dudniącą muzykę. - Proszę! Leć za nią, ale nie przyłaź później, jeśli kopnie cię w dupę!

- Jesteś ostatnią osobą, do której bym przyszedł, jeśli miałbym problem!

- No i zajebiście - warknęła. - Mniej o jednego wrzoda na dupie.

I odeszła, trącając mnie ramieniem. Nie obejrzałem się za nią. Na moje, mogła nawet wrócić do domu. Lepiej, kurwa, dla mnie.

Nabierając więcej powietrza do płuc, ruszyłem przed siebie. Ally powiedziała mi, że mnie kocha. Musiałem za nią iść. Musiałem z nią porozmawiać, przeprosić za Kendall i za to, jak ją potraktowała.

Przeciskałem się przez ludzi, próbując wydostać się na dwór. Wiedziałem, że to właśnie w stronę wyjścia skierowała się Ally.

Neonowe światła sprawiły, że nieco kręciło mi się w głowie. I dopiero, kiedy wyszedłem na świeże powietrze, odetchnąłem pełną piersią. Rozejrzałem się dookoła, jednak nigdzie nie ujrzałem blond włosej dziewczyny.

Zacisnąłem szczękę z całej siły, czując coraz to większe wkurwienie na Kendall. To wszystko była jej wina. Gdyby się nie wtrąciła to...

Wyciągnąłem z kurtki papierosy. Nikotyna zazwyczaj mnie uspokajała. Wokół mnie kręciło się kilka osób. Większość kojarzyłem tylko z widzenia. Stali i palili fajkę za fajką, rozmawiając. Zacisnąłem dłoń w pięść.

- Stary, wszystko w porządku? - usłyszałem za swoimi plecami. Nate pojawił się obok mnie. Nie musiał nic mówić. Bez słów wyciągnąłem papierosy z kieszeni i mu je podałem.

- Ally powiedziała mi, że mnie kocha - burknąłem, wypuszczając gęstym dym spomiędzy warg. Cały czas się rozglądałem, próbując ujrzeć te blond włosy lub niebieską sukienkę.

- No i co?

Spojrzałem na niego jak na idiotę.

- No i gówno - odpowiedziałem, na co wywrócił oczami. - Kendall się wtrąciła. Zaczęły się kłócić, aż w końcu Ta czarno włosa małpa przegięła. Ally prawie się popłakała i wyszłam. Chciałem ją znaleźć...

- Weź nie pierdol, bo aż mam ochotę ci przywalić - powiedział, posyłając mi spojrzenie typu „nie żartuję". - A ręce mnie dzisiaj świerzbią.

- Nie powiodła się misja uwiedzenia Amary? - spytałem. Nie odpowiedział. Cicho parsknąłem na jego słowa. Nate nie miał szczęścia w miłości, o ile kiedykolwiek je w ogóle w czymkolwiek miał. Mój przyjaciel na ogół nie miał szczęścia w niczym.

Dokończyłem papierosa i zdałem sobie sprawę, że Ally prawdopodobnie poszła do domu. Zapewne źle czuła się z tym, co usłyszała.

- Mam ochotę udusić Kendall - oznajmiłem, wzdychając ciężko. Nikotyna pozwoliła mi się trochę wyluzować.

- Nie żeby coś, ale jestem po jej stronie. Nie wierzę, że po tym co zrobiła ta suka, Ty nadal zamierzasz latać za nią jak pies.

Spojrzałem na niego, spod lekko zmrużonych powiek. Patrzyłem na swojego przyjaciela, czując, że jeśli zaraz się nie zamknie, to zamknę mu usta swoją pięścią.

- Dlaczego ty nie stoisz po mojej stronie? - spytałem z wyrzutem, może nieco za bardzo agresywnie. - Zawsze bierzesz stronę Kendall.

- Cóż. Zazwyczaj to ona ma rację - wzruszył nonszalancko ramionami. Prychnąłem z niedowierzaniem. - Nie obrażaj się, jednak z waszej dwójki to ona, jest tą delikatnie mądrzejszą.

- Spierdalaj - odburknąłem i odbiłem się od betonowego filara, o który się opierałem. Nate parsknął śmiechem, zapewne myśląc, że obraziłem się na jego słowa.

Nie było tak. Nie potrafiłem się obrażać, a już na pewno nie na niego. Uważałem, że obrażanie się jest dziecinne. Nie byłem w końcu babą, żeby obrażać się za to, że ktoś miał inne zdanie ode mnie.

Wszedłem z powrotem do środka. Głośna muzyka dotarła do moich uszu. Westchnąłem cicho i przetarłem twarz. Czułem lekkie znużenie. Nie byłem przygotowany na dzisiejszą imprezę, dlatego też niezbyt się wyspałem. Gdybym wiedział, wstałbym godzinę przed nią.

Odór potu docierał do mojego nosa, kiedy wszedłem w głąb klubu. Robił się tu niezły sajgon. Ciekawe, ile osób tej nocy straci dziewictwo w kiblu. Patrząc na dzisiejszy tłum, stawiałem na to, że co najmniej z pięć.

- Siema, stary! - mocne klepnięcie w plecy sprawiło, że wyprostowałem się jak struna. Ktoś albo chciał mi naprawdę przyłożyć, albo był pijany. Stawiłem na to drugie. Zaklnąłem pod nosem.

Cameron patrzył na mnie z szerokim uśmiechem, jednak jego wzrok był gdzieś daleko. Gdzieś daleko, znaczy tam gdzie prawdopodobnie się skopcił. - Zajebista impreza - powiedział, bujając się na wszelkie strony.

Nie przepadałem za nim. W szkole miał miano ćpunka. Lubił czasem coś wciągnąć, połknąć czy zapalić. W ogóle się z tym nie krył i dziwiło mnie to, że jeszcze nie trafił do aresztu.

- Dzięki - mruknąłem, zmuszając się do nikłego uśmiechu.

- Chcesz zatańczyć? - spytał, parskając śmiechem. Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego jak na idiotę.

- Z tobą?

- No a z kim! - powiedział podniesionym głosem, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

Narkotyki nieco wyprały mu mózg, jak zresztą widać.

- Zejdź mi z oczu - bąknęłam, ale w sumie to ja ruszyłem, omijając go. Coś tam paplał za mną, ale chciałem jak najszybciej zniknąć mu z zasięgu wzroku. Jeszcze rzuciłby się na mnie i zaczął lizać mnie po twarzy. Był do tego zdolny.

Podszedłem do baru, gdzie siedzieli Jeffrey z Troyem. Nie ruszyli się stąd, odkąd ich tu zostawiłem, z tą różnicą, że na jednej nodze Jeffa opierała się jakaś dziewczyna. Nie znałem jej, jednak wiedziałem, że raczej bym jej nie polubił. Sukienka podwinęła jej sie do takiego stopnia, że miała odsłonięty prawy pośladek. Jeffrey właśnie położył na nim rękę, na co wywróciłem oczami. Nie byłem fanem publicznego obściskiwania się.

- Mam go dość - burknął Troy. - Ciągle gada o ruchaniu. Zaraz wejdą sobie do gardeł - dodał, wskazując na przyjaciela. Wzruszyłem ramionami.

- Trzy kolejki wściekłego psa - powiedziałem do kelnera. Skinął głową, nawet nie obdarzając mnie spojrzeniem.

Barman postawił przed nami sześć kieliszków. Od razu wlał do nich po trochu ostrego sosu. Lubiłem te szoty. Wypalały mi gardło, ale w przyjemny sposób.

- Będę dzisiaj zgonował - stwierdził chłopak, a ja parsknąłem cichym śmiechem.

- O to chodzi - wzruszyłem ramionami. Uniosłem kieliszek i znacząco spojrzałem na mojego dzisiejszego kompana do picia. Stuknęliśmy się szkłem, a ostra ciecz wypleniła nasze gardła.

Zmrużyłem oczy i gwałtownie potrząsnąłem głową. Ale to, kurwa, było ostre. Troy zaczął kaszleć, wyklinając przy tym tego, co stworzył te szoty.

Nie czekałem długo z kolejną kolejką. Kilka sekund później ciecz wypełniała moje gardło kolejny raz.

I kolejny.

I kolejny.

Kolejny.

Zgubiłem rachubę, ale nie zatrzymaliśmy się na tym, co zamówiłem. Stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem będzie spróbowanie każdego szota po kolei, choć dobrze wiedzieliśmy, jak one smakowały. Byliśmy tutaj nie raz. Demon bez problemu wpuszczał nieletnich.

Dlatego też jakieś pół godziny później, obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać. Mój humor znacznie się polepszył. Nie myślałem o Ally i o tym, co mi powiedziała. Dobrze się bawiłem, tym bardziej, że Troy nie stronił od alkoholu. Pił go więcej niż ja.

Chłopak stwierdził, że idzie zapalić, dlatego zostałem sam na placu boju. Jeffrey już dawno zniknął gdzieś z tamtą laską. Zack też gdzieś mi się zawieruszył. Do Troy'a nie chciałem dołączać bo wiedziałem, że wystarczyły mi dwa buchy ściągnięte z fajki i już kończyłbym imprezę.

Nigdy więcej fajek, kiedy jestem tak pijany. Nigdy nie powtórzę tego błędu.

Odbiłem się od baru, jednak po chwili ponownie się o niego oparłem. W uszach napieprzała mi muzyka, a nóżka sama zaczęła podrygiwać w rytm piosenki Aokiego.

Parsknąłem, widząc jak niektóre dziewczyny nieudolnie starają się ocierać o jaja facetów, z którymi tańczyły. Jakież to żałosne. Dlaczego kobiety nie szanowały same siebie i jeszcze oczekiwały, że ktoś to będzie robił?

W tłumie jednak zauważyłem, dziewczynę, która nieudolnie ruszała się do wygrywanego bitu. Czarne włosy nieco falowały, albo może mi się wydawało. Może miałem już po prostu schizy.

Była niewinna. Nie była jak inne dziewczyny. Swoimi stopami w rozmiarze trzydzieści siedem stawiała kolejne kroki.

Odbiłem się od baru, jednak już na niego nie opadłem. Skierowałem się w kierunku parkietu, mając na uwadze tylko tą jedną, małą istotkę. Tę, która jako jedyna tego wieczoru przyciągnęła moją uwagę.

Jutro prawdopodobnie rozpędzę się i przywalę głową w ścianę. Co ja sobie najlepszego myślałem? Alkohol zupełnie uderzył mi do głowy. Byłem pewien, że jutro będę pluł sobie w brodę, wyklinając przy tym Nate'a, za to, że mnie nie powstrzymywał. Gdzie on się, do cholery, podziewał? Potrzebowałem go. Teraz.

Dziewczyna mnie nie widziała, co działało na moją korzyść. Niemalże potykałem się o własne nogi, kiedy stawiałem w jej stronę kolejne kroki, jednak nawet to mnie nie powstrzymało przed tym, żeby się zatrzymać i najlepiej przywalić sobie w twarz. Może podziałałoby to jak wiadro zimnej wody.

Poruszała biodrami w rytm Gasoliny. Ktoś kto operował dzisiaj muzyką całkiem nieźle się q tym odnajdował, bo nawet nie zauważyłem, kiedy zmienił muzykę. Albo po prostu byłem tak najebany, że nie zauważyłem. Parsknąłem śmiechem na tę myśl sam do siebie. Mój Boże, jak ja nienawidzilem alkoholu. Odbierał mi totalnie mózg.

Podszedłem do niej od tyłu i stanąłem za nią. Nieświadoma dziewczyna z uśmiechem na ustach i zamkniętymi oczami, poruszała się jak motyl. Była taka delikatna.

Pojebało mnie. To było pewne.

Stałem tak za nią, zupełnie nie wiedząc, co powinienem zrobić. Złapać ją za rękę, dając znac, że jestem obok? Obserwować ją dalej jak jakiś przychlast?

Nagle dziewczyna się odwróciła, przyłapując mnie na tym, że się gapię. Ja pierdole. To nie tak miało wyglądać.

- Co robisz? - spytała, marszcząc brwi, ciągle kołysząc się na nogach.

- Ja... - zaczęłam, jednak nie wiedziałam co mam powiedzieć. Dlatego też postanowiłem przyjąć postawę chama. - Co cię to obchodzi? - spytałem ostrym głosem.

Wywróciła na mnie oczami.

- Obchodzi mnie, bo stoisz za mną i się gapisz. Myślisz, że tego nie czułam?

- Nie.

- To jesteś w błędzie, Matthew - powiedziała, kolejny raz wywracając oczami. - Możesz sobie stąd iść?

- To moje urodziny. Nie mogę.

Dziewczyna wzniosła oczy ku górze, najwyraźniej szukając tam cierpliwości. Zapewne była zła za tą akcję z Ally. Na pewno była zła.

Ale z Kendall to wyglądało tak, że my zawsze się kłóciliśmy po to, by po piętnastu minutach znowu się do siebie odzywać. I znowu się kłócić.

- Chcesz zatańczyć? - sam siebie zdziwiłem, zadając to pytanie. Mentalnie kopnąłem się w kostkę.

Kendall spojrzala na mnie swoimi szarozielonymi oczami. Były takie ładne, że miałem ochotę je sobie wytatuować gdzieś na ciele.

Czy mnie do reszty popierdoliło?

- Zatańcz sobie z Ally.

Nabrałem więcej powietrza do płuc. Teatralnie położyłem rękę na klatce piersiowej, ukazując tym samym, jak bardzo zabolały mnie jej słowa.

- Jesteś zazdrosna?

- O kogo? O ciebie? - parsknęła śmiechem z niedowierzaniem. Patrzyła na mnie jak na ostatniego idiotę, którym zresztą byłem. Tego wieczoru naprawdę robiłem z siebie klauna i całkiem nieźle mi to wychodziło.

- Tak.

- Prędzej byłabym zazdrosna o swojego psa niż o ciebie - warknęła i niemalże tupnęła nogą.

- Śmiesznie wyglądasz, jak się denerwujesz - powiedziałem, śmiejąc się z dziewczyny. Widziałem jak nabiera więcej powietrza do płuc.

- Zaraz oberwiesz.

Popatrzyłem na nią, a na moich ustach wciąż majaczył uśmiech. Marszczyła śmiesznie nos, wydymając przy tym wargi. Jej wzrok ciskał we mnie piorunami, ale jak mógłbym się bać kogoś, kto był ode mnie o tyle niższy?

- No weź. Zatańcz ze mną. Są moje urodziny. Należy mi się.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a na jej ustach pojawił się grymas.

- Jedyne, co ci się należy to moja pięść na twoich zębach.

Nie odpuściłem. Złapałem dziewczynę za rękę. Próbowała się wyszarpnąć, jednak nie dała rady. Zacisnąłem mocno palce na jej nadgarstku, jednak z wyczuciem, by nie zrobić jej krzywdy.

Przyciągnąłem ją do siebie jednym ruchem. Dziewczyna odbiła się od mojego torsu, jednak szybko wyciągnąłem drugą rękę, by ją zatrzymać.

W taki sposób między nami stworzyła się naprawdę ciasna przerwa.

- Zidiociałeś do reszty? - spytała, próbując się wyrwać.

- Jestem pijany. Tylko wtedy potrafię z tobą normalnie rozmawiać, więc doceń tą chwilę.

Kednall zdawała się nie dowierzać temu, co mówiłem, ale przestała się wyrywać.

W ten sposób, zaczęliśmy tańczyć. Próbowałem obracać dziewczynę, ale w moim stanie nie było to łatwe zadanie. Potykałem się o własne nogi, co chwilę wybuchając śmiechem, co musiało ją niezwykle drażnić.

- Auć. Stanąłeś mi na stopę! - warknęła, uderzając mnie swoją małą piąstką w ramię. Ponownie parsknąłem. - Tańczysz jak jakaś niedojda - powiedziała, zupełnie mi się wyrywając.

Świat nagle wokół mnie zawirował. Byłem tak najebany, że ledwo trzymałem się na nogach.

- Idę stąd, a ty... nie wiem. Doprowadź się najlepiej do porządku.

Dziewczyna z tymi słowami odeszła, a ja bujając

Się na każdą możliwą stronę, obserwowałem z uśmiechem jak odchodzi.

*****
Co tam?


You are reading the story above: TeenFic.Net