༆|𝐨𝐬́𝐰𝐢𝐚𝐝𝐜𝐳𝐲𝐧𝐲

Background color
Font
Font size
Line height

➪ 𝐁𝐄𝐍 𝐁𝐀𝐑𝐍𝐄𝐒

Od jakiegoś czasu Ben zachowywał się dziwnie, to znaczy dziwniej niż zwyczajnie. Wychodził gdzieś, ciągle mi kupował kwiaty, a gdy wczoraj nasi znajomi zaprosili nas na obiad, powiedział, że mamy plany. Pomyślicie sobie, że to nie jest takie dziwne, ale ja o żadnych planach nie wiedziałam i nie przypominałam sobie, że jakiekolwiek mamy. A poza tym nie starczało mi już wazonów na te cholerne kwiaty. Gdyby kupował czekoladki od razu bym się ich pozbyła zjadając je.

No i dziś z samego rana, a nawet nie, bo, było nadal ciemno, Ben oświadczył, że zabiera nas nad morze. Nie mając siły się sprzeciwiać pojechałam z nim nad to cholerne morze.

Gdy obudziłam się z drzemki w aucie, Ben zabrał mnie na plażę. Rozłożył koc, położył na nim dwa termosy i jakieś przekąski. Ledwo widziałam jakie, bo nadal było ciemno.

— Czemu przyjechaliśmy tu jak nawet nie ma słońca… — jęknęłam, przyciskając do siebie koc, który Ben założył na moje ramiona — Jest zimno, jest ciemno i jest… — nie dokończyłam, bo zauważyłam jak niebo powoli się rozjaśnia. Otworzyłam szeroko buzię, widząc wschód słońca. Przybliżyłam się do bruneta i złapałam go za dłoń, mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął.

— Nadal jest tak zimno, brzydko i ciemno? — zaśmiał się.

— Nie mówiła, że jest brzydko. — obroniłam się, a on przekręcił oczami.

Patrzyliśmy się na słońca kilka chwil, aż Ben wziął głęboki wdech. Spojrzałam na niego kątem oka, a on usiadł przede mną.

— [T.I.], cieszę się, że wstałaś, bo głównie dzięki temu mogę się o to zapytać — złapał mnie za dłonie, a ja mimo że nie wiedziałam o co mu chodzi kiwnęłam głową. Wiecie taki odruch jak nie rozumiecie co kto mówi to po prostu się zaśmiejecie — Od dłuższego czasu myślę, że skoro już jesteśmy ze sobą tak długo to powinniśmy wskoczyć na wyższy poziom. — tu sięgnął po coś do kieszeni swojej szarej bluzy. Otworzyłam szeroko oczy, rozumiejąc co przez to próbuje mi powiedzieć — Czy chciałabyś być moją żoną?

Zabrałam moje dłonie i zasłoniłam nimi usta. Czyli dlatego się tak dziwnie zachowywał, chciał mi się oświadczyć! Nie mogłam w to uwierzyć.

— Ben… oh Ben… — nie umiałam wydusić innego słowa. Przytuliłam się do niego i szepnęłam — Tak.

➪ 𝐓𝐈𝐌𝐎𝐓𝐇𝐄𝐄 𝐂𝐇𝐀𝐋𝐀𝐌𝐄𝐓

Włochy. Włochy były pięknym krajem, a Rzym jeszcze piękniejszym miastem. Szczególnie, gdy była noc i nie było tak wiele ludzi jak za dnia. Pod względem romantyczności według mnie pobił nawet oklepany, ale świetnu Paryż. Byłam tutaj w Rzymie, ponieważ jedna duża firma cukiernicza chciałaby zawrzeć ze mną kontrakt. Cytując byłabym świetnym pracownikiem, ponieważ już wcześniej prowadziłam własny biznes i umiem język włoski. Oczywiście, że nie zastanawiałam się tylko przyleciałam do Rzymu, bo włoskie firmy cukiernicze były najlepsze na świecie. No i nadarzyła się okazja na krótkie wakacje z Timothée'em.

— Nie mogę uwierzyć, że tu jestem. — westchnęłam siadając przy fontannie, która była obowiązkowym punktem do zwiedzania w Rzymie.

Tim uśmiechnął się do mnie słodko i usiadł przy mnie. Wziął głęboki oddech, obejmując mnie przy tym ramieniem. Oparłam głowę o jego ramię, a on pocałował mój czubek głowy.

— Jak podpiszesz kontrakt, przeprowadzisz się do Rzymu? — zapytał się po minucie czy dwóch.

— Nie… będę po prostu jednym z ważniejszych pracowników w wielkiej firmie cukierniczej. — szepnęłam, ponieważ też takie pytanie pojawiło się na wczorajszej rozmowie z szefami — Nadal będziemy mieszkać w USA, po prostu nie będę pracować w dawnych cukierniach jak wcześniej. — wyjaśniłam, a Tim pokiwał głową jako gest zrozumienia — Wybacz, nie chcę rozmawiać o pracy.

— Jasne. — przytaknął.

Siedzieliśmy tak kilka minut, aż poczułam, że robię się śpiąca, a nie chciałam zasnąć przy fontannie. Jeszcze pomyślą, że jesteśmy jakimiś żulami i prosimy o drobniaki.

— Chcesz iść? — zapytał się Tim, a ja ziewnęłam głęboko. Zaśmiał się krótko, głaszcząc mój policzek, już chciała wstawać, ale on przytrzymał dłoń na moim kolanie, abym daje siedziała.

— Nie idziemy?

— Nie. Miało to poczekać do jutra, ale w sumie… — spojrzał na zegarek — możemy uznać, że już jest jutra, a właściwie dzisiaj. — mój mózg o tak później godzinie nie za bardzo rozumiał co ma na myśli, ale udawałam, że tak i pokiwałam głową — [T.I.], jesteś najważniejszą i najwspanialszą dziewczyną w moim życiu. Gdy się przy tobie budzę czuję się jak w śnie i nigdy nie chcę się z niego obudzić. Przy tobie czuję się swobodnie i dobrze, a bez ciebie czuję, że brak mi czegoś.

— Tim… — westchnęłam, gdy zauważyłam, że sięga po coś do kieszeni. Zasłoniłam twarz dłońmi, a on uśmiechnął się do mnie i pokazał czerwone pudełeczko. Otworzył je, a ja zauważyłam wielki pierścionek, który ważył z pewnością krocie.

— Wyjdziesz za mnie?

— Tak. — odpowiedziałam od razu i przyklękłam przy nim, całując go w usta.

➪ 𝐀𝐍𝐃𝐑𝐄𝐖 𝐆𝐀𝐑𝐅𝐈𝐄𝐋𝐃

Byłam z Andrewem w Paryżu na Fashion Weeku. Dostał on zaproszenie, żeby zjawił się wtedy we Francji, on od razu się zgodził i zaczął mnie przekonywać, żebym i z nim pojechała. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego szybko się zgodziłam. A poza tym Garfield ma dar przekonywania i już dawno znalazł sposób, abym zgadzała się na jego pomysły.

Siedziałam na kanapie w naszym pokoju hotelowym, z którego mieliśmy widok na słynną Wieże Eiffla. Byłam sama, bo mój partner stwierdził, że musi coś pilnie kupić i żebym nie zawracała sobie tym głowy. Nie za bardzo się tym przejmując, siedziałam sama na kanapie, która była obita czarną skórą. W pokoju było pełno białych róż, które miały bardzo intensywny zapach. Lecz kiedy spędzisz tutaj kilka minut, może kilkanaście, zaczynasz ignorować go.

Od kilku tygodni Andrew zaczął zachowywać się inaczej. Ciągle gdzieś wychodził, gdy ktoś do niego dzwonił wychodził z pokoju i zaczął robić się bardzk tajemniczy. Idę po coś, muszę coś zrobić, zaraz wrócę ostatnio powtarzał to jak jakaś modlitwę. Nie podejrzewałam, że mnie zdradza, bo (niestety muszę to przyznać) media by to wyłapały.

Usłyszałam jak Andrew wchodzi do pokoju. Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć co chciał kupić. Ale on w dłoniach miał tylko kartę do pokoju i opakowanie gum do żucia. Nie no... musiał pilnie iść po gumy, bo przecież nie mogło to zaczekać do jutra. A było to tak osobiste, że nie mogłabym przy nim być. Co on niby kombinuje?

- Hej! - rzucił uśmiechnięty i podszedł do mnie. Pocałował mnie czule w czoło. Usiadł obok mnie, chcąc objąć ramieniem, ale ja się odsunęłam - Coś się stało?

- Ty mi powiedz.

Brunet ściągnął brwi, jakby nie wiedział o co mi chodzi. Widząc moja naburmuszoną twarz, uśmiechnął się nerwowo i podrapał po głowie.

- Ciągle wychodzisz po coś, na coś z kimś rozmawiasz i nic mi nie mówisz. - odparłam zła, bo w końcu musiałam to z siebie wyrzucić. Na początku jego tajemniczość była śmieszna, ale teraz stało się to irytujące - Jak masz kogoś to pow...

- Ej! Nie mam nikogo prócz ciebie - powiedział stanowczo. Był wyraźnie zirytowany, że powiedziałam coś takiego. Ale to nie moja wina, że nic mi nie mówi. Mam prawo wariować.

- To powiedz mi o co ci ciągle chodzi? Czemu nie mogłam wyjść dziś z tobą po te cholerne gumy do żucia? - podniosłam się z kanapy, a on zrobił to samo. Pokręcił głową i poszedł do sypialni. Pokręciłam głową zirytowana jego zachowaniem. Sądziłam, że jest bardziej dojrzały i nie będzie uciekał przed kłótnią.

Zła wyszłam na balkon, żeby zaznać (może nie świeżego) odrobiny powietrza. Oparłam się o barierkę i patrzyłam na oświetloną dumę Francji. Usłyszałam jak Andrew wchodzi na balkon i obejmuje mnie w pasie.

- Gadaj o co chodzi lub wychodzę i wracam do siebie. - powiedziałam, a on westchnął. Spojrzałam w jego oczy, a on odsunął się ode mnie i uklęknął na jedno kolano. Odsunęłam się od niego na krok, bo nie wierzyłam własnym oczom. Andrew wyjął z kieszeni białe pudełeczko i otworzył je. Ukazał mi się naprawdę piękny pierścionek, który na pewno musiał wiele kosztować. Zasłoniłam dłonią usta, a on uśmiechnął się do mnie bardzo delikatnie.

- Czy chcesz...

- Tak.

- Być moją żoną...

- Tak.

- I w przyszłości...

- Tak!

- Czy dasz mi dokończyć? - zapytał zirytowany, a ja zaśmiałam się i pokiwałam głową - Odkąd cię poznałem naprawdę lubię spędzać z tobą czas. Czuję, że jesteśmy dla siebie stworzeni i to jest odpowiedni czas, żeby stać się kimś więcej niż chłopakiem i dziewczyną. Czy zechciałabyś wyjść za mnie i spędzić ze mną kolejne lata, które z tobą będą z pewnością piękne?

Przykucnęłam przy nim i pokiwałam głową. Przytuliłam się do niego, a on od razu to odwzajemnił. Gdy się od niego odsunęłam, wsunął mi na palec pierścionek, a ja uśmiechnęłam się do niego.

- Wiesz, że mogłaś dać mi pierścionek z automatów? - zaśmiałam się przez łzy.

- Nie miałem drobnych.


➪ 𝐓𝐎𝐌 𝐇𝐎𝐋𝐋𝐀𝐍𝐃

Byliśmy wraz z Tomem na wakacjach, które tak naprawdę nie były wakacjami. Był środek wiosny, a on oznajmił, że musimy pojechać razem do spokojnej wsi w Irlandii, a ja musiałam się podporządkować i wziąć urlop. Widziałam jak bardzo mu na tym zależało, dlatego zgodziłam się. Szef nie był zbytnio zadowolony, ale po tym jak porozmawiał z Hollandem, kazał mi jak najszybciej się pakować. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, ale nie zamierzałam tego analizować. To był dziwny gość.

Byłam tu już trzeci dzień i Tom postanowił, że zabierze mnie na jedną z łąk w Irlandii, która należała do jego znajomych. Gdziekolwiek byliśmy on miał znajomych, którzy byli bardzo mili. Czasami zbyt mili.

Siedziałam na kocu, który miał musztardowy kolor i był prezentem od jego mamy na zeszłoroczne święta. Od tamtego czasu wszędzie i zawsze z nami podróżował. Tom zorganizował nie tylko piknik, ale także oglądanie naszych starych zdjęć, które zebrał i stworzył z nich album.

— Jak ty wyglądałeś! — zaśmiałam się głośno na widok Toma w długich włosach, które musiał zapuścić co roli.

— Dziwię się, że wytrzymałaś. — mruknął i przewrócił na kolejną stronę. Teraz to on mógł się ze mnie śmiać, ponieważ byłam ubrana jak żul, a do tego mój mocny makijaź wyglądał jakbym startowała w kasting do podrabiane wersji Kardashianek.

Brunet jedynie się zaśmiał i chwycił truskawkę, którą wpakował sobie do ust. I przewrócił na kolejną stronę, która już nie miała zdjęcia tylko ogromy pierścionek, który był nieumiejętnie przyklejony do strony taśmą. A nad nim znajdowało się pytanie Czy wyjdziesz za mnie? które napisane było pismem Hollanda.

— Tom…? — zawiesiłam głos.

— [T.I.], nie sądziłem, że to powiem, ale… cieszę się, że skręciła kostkę, bo dizki temu Cię poznałem. — uśmiechnął się do mnie, a ja otworzyłam szeroko oczy. On naprawdę się mi oświadczał? — Nie wiem co bym robił, gdyby ciebie tutaj nie było… gdybyś nie pojawiła się w moim życiu, chyba nigdy nie zaznałbym w miłości. Więc… chciałem zadać ci to jedno pytanie, które ostatnio ciągle za mną chodzi… Czy zostaniesz moją żoną?

Otworzyłam szeroko usta z wrażenia. Nie wiedziałam czy to sen czy rzeczywistość, więc złapałam jego dłoń. Poczułam ciepło ręki. To nie był sen.

— Tom… to poważna decyzja. — zaczęłam, a on pokiwał głową.

— Wiem i to dlatego chcę, żebyś była że mną. Bo nie chcę być z nikim innym tak na poważnie jak z tobą… — przerwałam mu, całując jego usta. Poczułam jak się uśmiecha, a ja nie mogłam się oprzeć i zaczęłam płakać ze szczęścia.

— Tak, Tom… tak… — powtarzałam ciągle.

➪ 𝐑𝐄𝐆𝐄-𝐉𝐄𝐀𝐍 𝐏𝐀𝐆𝐄

Byliśmy w Muzeum w Bostonie. Rege uparł się, że musimy tam pójść, ponieważ jeszcze tam nie byliśmy, a poza tym zawsze chcieliśmy zwiedzić Boston. Tak naprawdę nigdy o tym nie rozmawialiśmy.

Trzymaliśmy się przez cały proces zwiedzania za ręce. Chodziliśmy tam chyba pół godziny o ile nie godzinę i nie znalazłam tam dużo interesujących obrazów. Mogłabym zliczyć je na palcach jednej ręki, a Rege nawet by jej nie potrzebował. Nie widziałam na jego twarzy ani zachwytu, ani radości czy smutku, jedynie znudzenie i powstrzymywanie się, żeby nie ziewać. Uwierzcie mi, wiem jak wygląda gdy nie chce ziewać i to właśnie była ta twarz.

— Po co tu przyszliśmy? — szepnęłam, gdy przechodziliśmy do kolejnej sali. Nie chciałam, żeby inni uznali mnie za dziwadło, które przychodzi do muzeum i jej się nie podoba, a przecież mogłabym sprawdzić wszystko na stronie internetowej muzeum. Ja to zrobiłam i powiem szczerze, że widziałam niejedno muzeum i ono nie należało do moich ulubionych.

— Mam plan, ale musisz współpracować. — odpowiedział i zaczął mnie ciągnąć pod jakiś obraz. Znajdował się na białej ścianie, przez co od obserwujący go zauważał. Bordowe tło, na którym znajdowała się młoda blondynka, znudzona i niechętna. Wokół niej były dwie kobiety, które jej dogadały. Spojrzałam na tytuł obrazu — Niechętna panna młoda. Naprawdę był głęboki ten obraz i z pewnością wpadł mi w oko.

Niechętna panna młoda — zaczął brunet, a ja spojrzałam się w jego czekoladowe oczy — Dziewiętnasty wiek…

— To jest twój plan? Pochwalić się wiedzą — zaśmiałam się, a jego kącik ust uniósł się do góry.

Pokręcił głową i wskazał nią na obraz. Spojrzałam się jeszcze raz na płótno, a on odchrząknął.

— Nie wiem czy chciałabym wyjść za mąż, jeśli to tak miałoby wyglądać — odezwałam się, a on wciągnął powietrze do ust — Ale… ale mam ciebie i to nie będzie tak wyglądać. Przynajmniej mam nadzieję…

Zaśmiałam się i liczyłam, że on też to zrobi, ale on miał nadal poważną minę. Spojrzałam na niego niezrozumiale, a on tylko westchnął i uklęknął przede mną. Otworzyłam szeroko oczy, co on wyprawiał?

— Przekonajmy się… — powiedział cicho, a ja zasłoniłam swoje usta dłonią — Wyjdź za mnie, [T.I.], musisz wyjść za mnie.

Uśmiechnęłam się do niego i wyrzuciłam ręce do góry, szczęśliwa. Naprawdę byłam bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.

— To ma znaczyć tak? — zapytał się.

— Oczywiście, że tak!
 

 

➪ 𝐋𝐎𝐔𝐈𝐒 𝐏𝐀𝐑𝐓𝐑𝐈𝐃𝐆𝐄


— Długo jeszcze? — jęknęłam, gdy zamiast miejsca docelowego przede mną były krzaki, krzaki i jeszcze więcej krzaków. No i drzewa, oczywiście. Jak to w lesie oczywiście, bo gdzie indziej można było świętować Sylwestra? Impreza z przyjaciółmi była przereklamowana, za to las! O tak… kto nie kocha robactwa, zimna i braku znajomych? Czemu tak go spędzaliśmy? Bo Louis sobie coś takie wymyślił, a ja się zgodziłam przez jego oczy szczeniaka.

— Nie wiem… — mruknął, a ja naprawdę miałam po kokardę jego żartów — Oj, daj spokój… jeszcze parę metrów.

Przekręciłam oczami i potulnie za nim szłam. W tle słyszałam kilka fajerwerek, które ktoś wcześniej odpalił. Spojrzałam do góry, ale nie widziałam nic poza koronami drzew. Złapałam się za dłoń Louisa, który przysunął mnie do siebie i objął ramieniem. Uśmiechnął się do mnie szczerze, bardzo podekscytowany. Zdziwiło mnie to trochę, bo obchodziliśmy kilka Sylwestrów i nigdy się tak nie cieszył.

Podniosłam jedną brew i uważnie się mu przyglądałam. Nic się w nim nie zmieniło, odkąd poznaliśmy się w garażu u mechanika. No może prócz tego, że jego włosy urosły i był trochę szerszy w ramionach.

— Nie gap się. — zaśmiał się brunet.

— To powiedz, gdzie mnie ciągniesz.

Louis stanął w miejscu i z uśmiechem podziwiał krzaki przed sobą. Nie no… świetne miejsce na Sylwestra. Sięgnął dłońmi do krzaków i rozsunął je. Przed nami pojawiła się piękna łąka, której trawa sięgała do połowy mojej łydki. W niektórych miejscach można było zauważyć pojedyncze kwiaty, które miały różne kolory. Żółte, różowe, niebieskie. Chociaż w mroku trudno było je zobaczyć.

Poczułam jak opada mi szczęka, a on na ten widok, złapał mój podbródek i podniósł do góry.

— Nie koniec pięknych widoków. — oznajmił, a następnie pociągnął mnie za nadgarstek w głąb łąki. Byliśmy dokładnie na środku pola, a on rozłożył koc i usiadł na nim. Dołączyłam do niego, oparłam się głową o jego ramię i zaczęłam przepraszać go w myślach, że zwatpiłam w niego.

Siedzieliśmy kilka minut, aż w końcu wybiła północ i ludzie zaczęli puszczać fajerwerki. Louis odwrócił się do mnie i uśmiechnął się szczerze. Nachylił się nade mną i gdy myślałam, że mnie pocałuje, powiedział:

— Traktujesz nas poważnie? — zawiesił głos — Bo ja tak…

Przełknęłam ślinę, bo zaczęłam się trochę denerwować do czego on zmierzał. Kiwnełam głowa, żeby kontynuował, a jego warga zadrżała.

— Wyjdziesz za mnie? — zapytał się poważnie, a moja szczęka po raz drugi opadła.

Co się do cholery dzieje?

— [T.I] wyjdź za mnie. Kocham cię i chcę dać Ci szczęście… — wyjął z kieszeni kurtki czarne pudełeczko z pierścionkiem.

Poczułam jak w moich oczach

You are reading the story above: TeenFic.Net