Zdradliwe zadanie

Background color
Font
Font size
Line height

*Pirate*

Zdecydowaliśmy się że Devon, Stone i Wild wrócą, im mniej osób tym mniejsza szansa na problemy. Nie mam pojęcia dlaczego Wild był tak sceptycznie nastawiony byśmy akurat my zostali. Kłóciliśmy się, prawda ale nie przesadzajmy przecież. Płynęliśmy kilkanaście ładnych godzin. Dotarliśmy do Arktusu dopiero kolejnego dnia w środku nocy. Jest to wielka wyspa skuta lodem mimo że archipelagi dookoła mają letnią pogodę. Każdy spał, poza mną. Wydarzenie które ma miejsce zaczyna nas zmieniać. Greece stał się bardziej pesymistyczny zawsze twierdził że ciężka praca daje sukcesy a teraz ciągle nie widzi sensu we wszystkim. Jess zaczął się wywyższać i stawiać magię ponad wszystko. A ja? Ja nie wiem. Ciężko jest odróżnić zmiany w sobie i to w takich chwilach. Wpłynąłem do zatoki i momentalnie zaczął się sztorm. Podjąłem walkę z żywiołem wody, na szczęście taka pogoda nie była dla mnie nowością i doskonale wiedziałem co należy robić. Myślałem że panuję nad sytuacją jednak nagle zauważyłem okręty Arktusu wraz z  armatami i mój statek momentalnie stanął pod ostrzałem. Greece obudził się pierwszy od razu pytając co się dzieje, szybko krzyknąłem że jesteśmy na wodach Arktusa a oni nienawidzą gości więc próbują się nas pozbyć. Jess krzyknął z przerażeniem co ma zrobić, kazałem mu zawiesić flagę Trosei. Unikałem pocisków, nie zamierzałem walczyć, moją misją było dopłynąć do brzegu i w tedy wszystko wytłumaczyć. Znam tajny kod ufności, po wypowiedzeniu odpowiedniego zdania zrozumieją że nie jesteśmy wrogami i będziemy mogli spokojnie chodzić po wyspie. Jess krzyknął że flaga stoi i co dalej. W tej chwili łajbą zakołysało. Trafili nas i zaczęliśmy tonąć. Tak mało brakowało do brzegu, aktualnie jesteśmy za wolni by uniknąć ostrzału który jak widzę strażnicy mają opanowany do perfekcji. 

-Pirate?...

Zaczął dopytywać się Greece.

-Nie damy rady! Mają za dobry ostrzał, prędzej zatoniemy niż dopłyniemy!

W tej chwili ponownie zakołysało łajbą. W przerażająco szybki tempie tonęliśmy. Jess wpadł pierwszy raz na mądry pomysł.

-Chwila, magia! Przez tą durną wyspę Weskoni zapomniałem!

W jednej chwili stworzył barierę chroniąc nas przed pociskami jak i deszczem. Załatał nią również dziury więc mieliśmy szansę dopłynąć. Deszcz i mróz nie jest dobrym połączeniem, o ile ja przywykłem do zmian temperatury tak reszta grupy może mieć problemy. Rzuciłem im informację by może się magicznie wysuszyli i ubrali cieplejsze ubrania. Jess to zrobił. Problem był taki że mnie również dotknął ten czar. Szczerze nienawidzę magi, a zwłaszcza jeśli chodzi o takie ludzkie rzeczy jak zmiana ciuchów. Rozumiałem oczywiście jego dobre intencje jednak naprawdę wolałbym wysuszyć się ręcznie.

-Streszczajmy, nie wiem ile wytrzymam...

Powiedział Jess.

-Wytrzymaj jeszcze trochę, jestem już blisko.

W końcu dopłynęliśmy i sztorm tak samo jak nagle się pojawił, tak nagle znikł. 

-Po co przybyliście?

Krzyknął jeden ze strażników, odpowiedziałem że odnaleźć tego co zna cały świat. Zabrzmiała melodia lodowych sopli i znowu zaczęło padać. Inny strażnik odpowiedział na moje słowa.

-Głupcy! Jak się zwiecie?!

-Contra frigus ignem Fiat tantum pax!

Powiedziałem zamiast dać odpowiedź na pytanie. Deszcz od razu przestał padać i usłyszałem że mamy zejść, posłusznie z Jessem i Greecem stanęliśmy przed strażą i od tego samego co dostałem pytanie usłyszałem.

-Quare detraxistis sermonibus Domini chao execratione maledicta congessit.

Zjawiło się więcej strażników, jeden z nich. Z którym zresztą przeprowadziłem krótką, łacińską wymianę zdań powiedział że musimy zobaczyć się z królem Kreinem. Byliśmy prowadzeni przez skutą lodem, pokrytą śniegiem krainę. Było na niej naprawdę bardzo zimno. Idąc zawitał nas dzień, nie zmrużyłem oka przez co byłem zmęczony jednak są rzeczy ważniejsze od snu. Pamiętam jak raz z Wildem wyruszyłem na misję, nie mogłem spać przez całe 2 tygodnie bo Wild złamał nogę i musiałem przy nim czuwać w nocy jako że sam nie był w stanie uciec przy próbach ewentualnego ataku. Zdecydowanie wyspy Bananowe mimo dobrze brzmiącej nazwy nie są najbezpieczniejszymi. Mimo nazwy również nie ma na nich bananów a jest zamieszkana przez jadowite węże i krwiożercze wilki. Mieliśmy odnaleźć na niej otruty kamień, mimo że było ciężko jakoś się udało. By umilić chłopakom drogę zacząłem opowiadać.

-Legenda mówi że te ziemie są przeklęte. Black Wood przybył w to miejsce jako pierwsze i najwięcej straceńców jest właśnie Arktusanami. Stąd tak nienawidzą gości, król w tamtejszych czasach zdecydował się dać urok sprawiający że temperatura tutaj nigdy nie jest powyżej minusowych. Wszelkie postacie w formie dymu zamarzają od razu co stało się też zabezpieczeniem.

Jessa chyba nie zaciekawiła moja krótka historia, zadał pytanie z całkiem innej beczki.

-A te słowa po jakiemuś mądremu co oznaczały?

I ku mojemu nieszczęściu odpowiedział na to Greece...

-Nie "jakiemuś mądremu" tylko łacinie. Pirate powiedział "Nim zimny ogień padnie, niech nastanie pokój" a strażnik mu odpowiedział "Poczciwe słowa przekleństwem chaosu Pana." Naprawdę będąc magiem nie znasz tego języka?

-Słuchaj, ze wszystkich osób co znam tylko ty i Ren znacie łacinę a ludzi znam sporo, w tym Ren zna do ważniejszych zaklęć a ty bo twój brat włada Starożytnym Rzymem.

By uniknąć dalszej ewentualnej kłótni sprostowałem bardziej sprawę wypowiedzianych słów.

-To co ja powiedziałem to słowa Arcesa do tamtejszego władcy, mówi się że chciał już dawno zmienić tu klimat ale mędrzec przekonał go by poczekał na to jak Black Wood zostanie pokonany. Władca mu odrzekł słowa strażnika, od tej pory jest to swego rodzaju znak pokoju. Mało kto wie o tym.

Greece zadał bardzo ironiczne pytanie po tym.

-Mhm, jak okropna była śmierć byłego władcy? Jako że znając życie nastała.

-Zginąć? Osoba co włada magią lodu? Zwariowałeś. Jego własny syn w ramach próby zdobycia tronu go rozzłościł, on rzucił na niego zaklęcie zamrożenia, ten je odbił i jest teraz za hibernowany w jaskini czterystu dróg.

Zgaduję że przez nazwę jaskini w jakiej jest były władca Jess ponownie ucieszył się że działa tu magia. Greece kontynuował ironiczne dla mnie pytania, kolejnym było jak bardzo jest nam potrzebny. Powiedziałem w prost że w skali od 0 do 10 jakieś 9,5.

-Świetnie. Ten cały Krenei to jego syn?

-A zaskoczę cię bo ojciec byłego przywódcy. Nim za hibernował się zdążył rzucić w potomka czar iskry przez co stał się lodową rzeźbą. W tradycji jest że ktoś z rodziny króla musi być na głównym dowodzeniu a że jego ojciec żył to on został królem.

Jess zapytał się skąd ja to wszystko wiem, nim jednak odpowiedziałem Greece rzucił marudnie wypowiedź że jego bardziej ciekawi ile jeszcze osób okaże się martwych i czy ktoś z nas dołączy do tej listy mającej prawie 10 osób. Jess trząchnął rozumiem pytając się czemu król nie odmroził swojego syna. Tym razem moją wypowiedź przerwał strażnik mówiąc że jesteśmy na miejscu. Weszliśmy do lodowego zamku, na tronie od razu można było dostrzec króla. Krenei wyróżniał się i to mocno. Pośród bieli i wszystkich wymarzonych odcieniach niebieskiego siedział on w purpurowej szacie. Miał długą siwą brodę oraz wąsy. Na głowie nie było już zarostu za to posiadał srebrną koronę. To bardzo poczciwy starzec, dożył 128 lat i ma się nadal bardzo dobrze. Strażnik powiadomił go czego szukamy, od razu zadał nam pytanie po co jest nam Arces.

-Osoba niosąca nieszczęście powróciła. Bez niego mamy nikłe szanse.

-Chciałbym wam pomóc. Jednak to mój syn z nim rozmawiał. Nie znam go osobiście.

Nim zdążyłem coś powiedzieć Greecowi włączył się tryb marudy.

-Błagam... Nie mów nam że musimy go znaleźć, to nie może być przypadek że ta jaskinia jest nazywana "czterystu dróg"...

Krenei uspokoił jego nerwowy zapał mówiąc że ta grota ma tylko jedną, prostą drogę. Jego syn ponoć uwielbiał wyolbrzymiać rzeczy by brzmiały donośnie i przerażająco. Maruda nie odpuszczała.

-Dobra, dobra gdzie haczyk?

I do kłótni włączył się Jess...

-W twoim marudzeniu. Mógłbyś choć na chwilę się przymknąć?

Naprawdę, nie miałem sił słuchać ich kłótni więc zapytałem się pana wielce ważnego czy nie miał jakiegoś pytania o byłym królu. 

-A racja, czemu nie roztopiłeś swojego syna?

Żeby zmienić temat podczas rozmowy z Jessem, naprawdę nie trzeba długo kombinować. Złapie dosłownie wszystko. Chwała cierpliwości Kreneia że odpowiedział prosto. Mówił że nie jest na tyle zaawansowany w magi mrozu by móc roztopić tylko daną rzecz. Jak się okazało jednak, jego odpowiedź była przekleństwem dla moich uszu.

-Czyli musimy szukać twojego synala by powiedział nam czy jest tu Arces i jak powie nam że nie to straciliśmy czas. Piękna perspektywa...

-Przed chwilą marudziłeś że narzekam a teraz sam to robisz.

-Mówiłem ci też żebyś się przymknął a jakoś nadal mówisz.

Popatrzyłem litościwie na króla, i nim padła kolejna odpowiedź krzyknąłem do nich żebyśmy po prostu poszli. Został przydzielony nam strażnik by zaprowadził nas do jaskini. Wyruszyliśmy.

You are reading the story above: TeenFic.Net