song: Juke Ross — Morning Breeze
Chłodna woda oceanu otula moją rozgrzaną na słońcu skórę. Zanurzam głowę, ale pode mną tylko bezkresna ciemność. Wskakuję z powrotem na deskę surfingową i niewielkim, jak na oceaniczne warunki falom, pozwalam zepchnąć się na suchy ląd. Biorę przedmiot pod pachę i przeczesuję wolną ręką mokre włosy.
— Dziś fale nie sprzyjają — mówi Will, właściciel wypożyczalni sprzętu.
— Surfowaniu może nie, ale myśleniu jak najbardziej. — Uśmiecham się i odkładam deskę na specjalnie przygotowane do tego miejsce. — William, potrzebuję rady.
Will Greener jest moim przyjacielem od kiedy przyjechałem tu dwa miesiące temu. W dniu, w którym przyleciałem do Perth, nie miałem się gdzie podziać. Postanowiłem złapać stopa i udać się przed siebie. Ten wiecznie uśmiechnięty pięćdziesięciolatek był pierwszą osobą, która zaoferowała mi podwózkę. Koniec końców mieszkam u niego i jego żony w Dunsborough. Jednak nie ma w tym świecie nic za darmo. Warunkiem była pomoc w wypożyczalni i niewielkim hosteliku, który prowadzą obok swojego domu.
— Mów Gregor, mów! — zachęca mnie do rozmowy, klepiąc mnie po ramieniu.
— Wiesz... Nie mówiłem ci jaki był powód mojej emigracji do Australii.
Miałem brać ślub z kobietą mojego życia, Sophie. Była całym moim światem, nadal jest. Ale zachorowałem. Stwierdziłem, że skoro niewiele lat życia mi pozostało, to nie chce żeby lata swojej młodości poświęcała na opiekę nad umierającym człowiekiem, który i tak wkrótce zniknie z tego świata. Tak po prostu ją zostawiłem, każąc jej przyjacielowi zatroszczyć się o nią.
— Gregor, Gregor... — mężczyzna kręci głową, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć. — Powinieneś chociaż dać jej znać, że żyjesz... Przepraszam. — Greener dopiero po chwili zrozumiał co powiedział i tuż po tym spuścił głowę z żalem. — Powinna wiedzieć gdzie jesteś, na pewno się martwi.
— Ale Will, to i tak nic nie... — mężczyzna spojrzał mi prosto w oczy i zdałem sobie sprawę, że ma rację.
Wyciągnąłem z plecaka telefon i wystukałem jej numer na dotykowym ekranie. Nie musiałem mieć go zapisanego, bo miałem go od wielu miesięcy w głowie.
Trzy sygnały, odrzucenie połączenia. Próbuję raz jeszcze. Dwa sygnały, znów to samo.
— William, ona nie chce mnie znać. Nie odbiera.
— Do trzech razy sztuka, synu.
Spróbowałem. Po piątym sygnale, zrezygnowany chciałem zakończyć połączenie, rozpoczęło się naliczanie sekund rozmowy, ale nikt się nie odzywał.
— Sophie? — serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Spojrzałem na mężczyznę, a ob zachęcił mnie do rozmowy. — Halo? Sophie, jesteś tam?
Odszedłem kilka kroków i usiadłem na drewnianej werandzie, czekając na jakiekolwiek słowo. Usłyszałem jej ciche westchnięcie i podciąganie nosem.
— Ja... Ja chciałem tylko powiedzieć, że jeszcze żyję, ale...
— Gregor — usłyszałem delikatny głos w słuchawce. — Powiedz gdzie jesteś, błagam.
Czułem jak łza spływa mi po policzku, a serce łamie się na milion kawałeczków.
— Najdroższa... Jestem na drugim końcu świata. Nie szukaj mnie, ale wiedz, że nadal cię kocham. — powiedziałem pospiesznie i drżącą dłonią zakończyłem połączenie.
Rozpłakałem się jak małe dziecko, ale nie zmienię swojej decyzji, choć gdy w głowie mam jej głos mam ochotę spakować wszystko i wrócić do Austrii.
— Musisz ją strasznie kochać. — Poczułem czyjąś dłoń na plecach.
Szybko wytarłem wierzchem dłoni mokre oczy i spojrzałem w stronę źródła dochodzącego do mnie dźwięku.
Słowa wychodziły z ust szczupłej, brązowowłosej Australijki. Tak mi się wydawało z powodu akcentu. Kobieta usiadła koło mnie na ciepłych od słońca deskach i patrząc za horyzont.
— Ellen. — Wyciągnęła w moją stronę szczupłą dłoń.
— Gregor.
Mój wzrok przykuły nie tylko tatuaże na jej ręce, ale również to co zakrywały. Ciemne kwiaty przykrywały dużą bliznę na jej bicepsie, która wyglądała jak odcisk szczęki rekina. W pierwszym momencie się zdziwiłem, ale z drugiej zaimponował mi fakt, że uszła z tego z życiem.
— Tak, gnojek próbował odgryźć mi rękę, ale byłam zbyt gorzka. — Zaśmiała się dźwięcznie, a jej słowa sprawiły ze lekko się uśmiechnąłem i pokiwałem głową z podziwem.
Dziewczyna stwierdziła, że musi wracać do pracy i rzuciła się biegiem w stronę wyjścia z plaży. Było w niej coś intrygującego, a ja musiałem coś zmienić w swoim życiu.
— Hej! Ellen! — zawołałem za nią, a kiedy się odwróciłem dodałem: — Zjedz ze mną dziś kolacje! Tu o 20!
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową i ruszyła po schodach.
No cóż, raz się żyje!
A tak serio: jest to ostatni rozdzialik, który wrzucam przed weekendem, bo mam mnóstwo nauki! Ale w sekrecie Wam zdradzę, że od przyszłego tygodnia wracam na Wattpada! 💙
Ktoś się cieszy? 🤗
(I proszę o trzymanie kciuków w piatek 🙇🏻♀️, przydadzą się)
You are reading the story above: TeenFic.Net