10. Nie bądź tchórzem, Stacy.

Background color
Font
Font size
Line height

Patrzyłam w te idealne oczy, unosząc głowę do góry. Denerwowało mnie to, że przez swój wzrost górował nade mną i to o wiele. 

Minęły cztery dni. Dokładnie dziewięćdziesiąt sześć godzin odkąd ostatni raz widziałam Nathaniela. A teraz proszę. Jak gdyby nigdy nic stał przede mną, ukrywając swoje dłonie w kieszeniach granatowych spodni. Tak jak zawsze, miał na sobie ubraną białą koszulę, a ostatni jej guzik był odpięty. 

- Długo cię nie było - uniosłam jedną brew, patrząc na niego uważnie. 

- Sprawy biznesowe - mruknął. 

- I nie miałeś czasu, aby odpisać? 

Co ja wyprawiałam? Czy ja właśnie robiłam mu wyrzuty? 

- Cóż, na pewno się beze mnie nie nudziłaś - wzruszył ramionami. - Odpoczęłaś sobie beze mnie - powiedział na co wywróciłam oczami. 

Kretyn. 

Naprawdę brakowało mi go przez te cztery głupie dni, może i nie było to dużo, a ja byłam jaką głupią panikarą, ale nie mogłam tego zmienić. Po prostu taka już byłam i raczej pozostanę taka do śmierci. Mimo iż chciałabym, aby było inaczej. 

Gdybym mogła zmienić mój charakter, zmieniłabym w nim wszystko. 

- Jasne - mruknęłam, dając sobie spokój z tym tematem. Nate i tak nie powiedziałby mi gdzie był, tylko zwinnie się od tego wywinął, wprowadzając mnie w takie osłupienie, że nie wiedziałabym co mam myśleć. On zawsze to robił. Manipulował mną jak chciał. Byłam tego świadoma, ale nie mogłam nic z tym zrobić. 

Powinnam być bardziej asertywna. Muszę nad tym popracować. 

W kawiarni nie było zbyt dużo osób, raczej kilka znajomych twarzy, które widziałam tutaj już kilka razy. Westchnęłam cicho, idąc do stolika, który zajmowaliśmy od czasu, gdy się tu spotykaliśmy. Czyli stolik dokładnie przy szybie. Co lepsze, była to kawiarnia na dziesiątym piętrze wieżowca. Dlatego teraz, o godzinie dwudziestej pierwszej czterdzieści, widoki były jeszcze lepsze, przez panujący na ulicach zmrok. 

Zajęłam miejsce, a Nate usiadł na przeciwko mnie. Nie pasowałam do tego miejsca. On mi je pokazał. Te miejsce dla mnie było zbyt... eleganckie. Nie lubiłam takich klimatów. 

- Tym razem ja stawiam - oznajmiłam, przygryzając wargę. - To samo co zawsze? 

- Nie ma takiej możliwości - zaprzeczył moim słowom od razu. - Nie będziesz kupować mi kawy, kiedy to ja cię na nią zaprosiłem. 

- Nate - westchnęłam. 

- Nie. 

Cóż, w sumie miał racje. To on mnie na nią zaprosił. Przyjechał do mojego domu i grzecznie zapukał do drzwi. Miał szczęście, że ani mamy ani Alicii nie było w domu. Przesłuchanie wtedy murowane. Widząc go, na moich ustach wtedy wykwitł szeroki uśmiech. 

Z drugiej strony jednak, nie chciałam aby ciągle za mnie płacił. Było mi najzwyczajniej w świecie głupio, kiedy tak wydawał na mnie pieniądze. Nie były to może i duże sumy, ale cholera. Chyba każdy człowiek w takiej sytuacji, odczuwałby lekki dyskomfort. 

Po chwili do naszego stolika podeszła starsza kelnerka. Siwowłosa przyjęła nasze zamówienie. Ja jak zwykle wzięłam małe espresso. Wiem, oboje mieliśmy coś nie tak z głowami, bo piliśmy kawę prawie przed dziesiątą w nocy.

- Muszę zacząć szukać pracę - przygryzłam wargę. - Nie mogę siedzieć całe życie na garnuszku mamy. Chyba pójdę do tego klubu, tam gdzie się poznaliśmy - mruknęłam, opierając głowę na dłoni. Jego wyraz twarzy trochę się zmienił. Wyglądał teraz, jakby był zamyślony, bo patrząc na mnie nawet nie mrugał. 

- Klubu? 

- No tak, właśnie to powiedziałam - zauważyłam, marszcząc brwi. 

- Dlaczego akurat tam? 

- Bo nigdzie indziej nie chcą mnie przyjąć - wzruszyłam ramionami, udając, że jest mi to obojętne. Tak naprawdę było mi cholernie wstyd. Miałam cholerne dwadzieścia trzy lata a nadal żyłam z rodzicami. Aktualnie nie miałam nic. Ani własnego mieszkania, ani samochodu, na studia nie chodziłam ani nawet, kurde, nie miałam pracy. - Uprzedzając twoje kolejne pytanie, tak zanosiłam cv do różnych miejsc. I tak, prawie za każdym razem dostałam negatywną odpowiedź. A jak już była pozytywna, pracowałam góra dwa tygodnie. 

W tym samym czasie podano nam nasze zamówienie dotarło do naszego stolika. Spragniona, od razu upiłam łyka ciepłej kawy. Uśmiechnęłam się na ten smak, który tak lubiłam. 

- Klub to chyba nie jest dobre miejsce. Szczególnie dla ciebie. 

- Niby dlaczego? 

- Zbyt dużo napalonych facetów, lub co gorsza naćpanych. Pijani ludzie sprawiają ogromne problemy. W dodatku co miałabyś tam robić? Sprzątać? To chyba nie jest szczyt twoich marzeń i ambicji. Zasługujesz na coś lepszego. 

- Żadna praca nie hańbi. 

- Nie mówię, że to robi. Po prostu zastanowiłbym się jeszcze raz nad tą decyzją. Pomyśl, podchodzi do ciebie dwóch nawalonych napaleńców. I co wtedy zrobisz? Jeszcze gdy będziesz z kimś, będziesz bezpieczna. Ale gdy będziesz musiała iść... no nie wiem, na tyły klubu? I zostaniesz wtedy sama? Co wtedy? 

Teoretycznie to mogłoby się nawet zdarzyć, gdybym tam nie pracowała. Po klubach chodziło bardzo dużo nieciekawych ludzi. Chyba każdy wie, co znaczy "nieciekawych". Jednak jego troska wydawała mi się słodka. Naprawdę. 

Nathaniel chyba zawsze będzie mnie zaskakiwał. 

Westchnęłam krótko, patrząc na chłopaka spod lekko przymrużonych powiek. 

- Może masz rację. 

- Nie może, a na pewno - upił trochę swojej kawy. - Mój znajomy mówił coś, że szuka kogoś do pracy. Spytam go, czy to jeszcze aktualne. 

- Co to za praca? - spytałam od razu. 

Jeśli była okazja, to dlaczego miałabym nie skorzystać? Zwłaszcza, że klub był ostatecznością. Nie wiem, jak Mara sobie tam radziła, ale to raczej nie było na moje nerwy. Ale jeśli nie miałabym innego wyjścia, to co miałabym innego zrobić? To było jedynie rozwiązanie mojego problemu, z którym zmagałam się od kilku lat. 

- Ma firmę spedycyjną - oznajmił mężczyzna. - Nie wiem dokładnie, prawdopodobnie byłabyś recepcjonistką. To nie jest trudna praca, powinnaś sobie poradzić. 

Wywróciłam oczami, na co westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią. Widać było, że naprawdę był zmęczony. Nie chciałam mu robić o to wyrzutów, bo to rozumiałam. Ale naprawdę ciekawiło mnie, co robił przez ten czas i dlaczego był aż taki zmęczony. Raczej nigdy tego nie pokazywał. Starał się ukrywać swoje zmęczenie. 

- Masz mnie za głupią, nie nadającą się do ciężkiej pracy? - uniosłam brwi, a kącik moich ust podniósł się do góry. 

- Nie. Nie chcę, abyś się przemęczyła. 

Idealnie wybrnął z tej sytuacji.

Ale taki był właśnie Nathaniel. Zawsze wiedział co powiedzieć. Zawsze idealnie dobierał słowa. Był piekielnie inteligentny, co zauważyłam już po kilku naszych spotkaniach. Jego inteligencja wywoływała u mnie kompleksy, których nigdy nie miałam. Przytłaczał mnie. 

Przez niego, przez to, że mnie przytłaczał, dusiłam w sobie wszystko, co chciałabym powiedzieć. 

Ale jednocześnie chciałam, aby był obok mnie. Był jak magnes. 

Szkoda, że okazał się jednym z tych, który sprowadził mnie na samo dno.  

**************

Mój śmiech było słychać prawdopodobnie na drugim końcu miasta, ale widząc poważną minę mojego towarzysza, który aktualnie prowadził swój samochód, momentalnie zamilknęłam. 

- Żartujesz - spojrzałam na niego z grobową powagą. 

- Nie żartuję. Skoro to twoje jedno z marzeń, to dlaczego nie? - na chwilę oderwał wzrok od jezdni i rzucił mi typowego dla niego spojrzenie. Otworzyłam usta, jednak zamknęłam je, uświadamiając sobie po chwili, że nie wiem, jak mu odpowiedzieć. 

- Bo... bo nie! - podniosłam głos. - To jest chory pomysł! 

- Nie bądź tchórzem, Stacy. 

- Nawet nie mam pieniędzy na to - zauważyłam, szukając kolejnych wymówek. Ale to akurat nie była wymówka, tylko najprawdziwsza prawda. 

Nathaniel skręcił w ulicę, której zawsze wolałam unikać. Na flowers road zawsze czaiło się dużo pijanych osób. Zło czaiło się tu za rogiem. I mimo iż do niedawna Phoenix było dla mniej najbezpieczniejszym miastem na świecie, ta ulica była wyjątkiem. Tu zło nigdy nie spało i każdy unikał akurat tego zakątka miasta jak tylko mógł. 

Budynki na tej ulicy ledwo co się jeszcze utrzymywały. Większość wyglądała, jakby miały się zaraz zawalić. Neonowy napis nad jednym z barów (i w tej części miasta jedyny bar) wisiał nad drzwiami. Mrugał swoim czerwonym światłem, wisząc znacznie przekrzywionym. Nawet teraz, jadąc z Nate'm, czułam niepokój. Siedząc w aucie słyszałam tłukące się butelki i głośny krzyki, które łączyły się ze śmiechem osób tutaj przebywających. 

- Pracuje tutaj mój znajomy. Zapewne o nim słyszałaś - Bobby Dunckan. 

No cóż, trudno nie słyszeć o gościu, który w tym mieście obracał taką kasą, że nie jedna osoba by się pokusiła. Znany był również z tego, że należał do jednych z najlepszych tatuażystów w tym mieście. 

Na moje nieszczęście. 

- Wiem kim jest. Ale nie rozumiem, co to ma do rzeczy? - westchnęłam. 

- Dla mnie robi za połowę ceny - wzruszył ramionami. 

- Nawet jeśli ten tatuaż kosztowałby sto dolców, to co? Nie zmusisz mnie! 

- Oczywiście, że nie - prychnął. - Ale mówiłaś, że to twoje marzenie. Więc czemu go nie realizujesz? Przyznaj, że się po prostu boisz. 

- Nieprawda! - zaprzeczyłam od razu.

Zachowywałam się jak dziecko. 

Tak naprawdę bałam się i to cholernie. Widziałam raz, jak robi się tatuaż, ponieważ byłam już w studiu tatuaży z Marą, kiedy ona postanowiła na swoim ciele pozostawić małego sokoła. I cóż, dziewczyna wtedy nawet nie drgnęła. 

Ale ja byłam inna. Ja byłam bardziej krucha niż ona. 

- Mnie nie oszukasz. 

Prychnęłam pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. Nie mogłam mu przecież pokazać, że się bałam. Może i byłam słaba, ale przecież on nie musiał o tym wiedzieć, prawda? 

Choć już nie raz miałam wrażenie, że mimo iż nasza znajomość była krótka, ten zdążył przejrzeć mnie na wylot. Miałam wrażenie, że znał mnie jak własną kieszeń. A tego bym nie chciała. Za żadne skarby świata nie dałabym się poznać w stu procentach nikomu. Dlatego myśl, że on mógł to zrobić, przerażała mnie jak nic innego. 

- Przyśpiesz - powiedziałam. - Nie chcemy, aby Bobby zamknął nam studio przed nosem. 

I właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że znowu ze mną wygrał. Potrafił podejść mnie tak, że zawsze wychodziło na jego. Zawsze dostawał to, czego chciał. Cholerny manipulant. 

Zauważyłam na jego ustach uśmiech, lekki, prawie niewidoczny. Już dawno zauważyłam, że mało się uśmiecha i śmieje. Nawet bardzo mało.

- Nie odpuścisz, zanim czegoś nie dostaniesz, nie? - parsknęłam, a ten zatrzymał auto, gdy już zjechał na bok. Westchnął cicho i odwrócił głowę w moją stronę. Jego wzrok był przytłaczający. On sprawiał, że zapominałam o bożym świecie, choć umysł mi podpowiadał, żebym nigdy w życiu nie traciła czujności przy tym mężczyźnie. 

- Ja zawsze dostaję to, czego chcę. 

I wysiadł z auta, by objeść je i mi otworzyć drzwi. Na jego nieszczęście, wyprzedziłam go. Sama je sobie otworzyłam, zwinnie opuszczając samochód. I dopiero teraz, widząc światło dochodzące ze studia, poczułam ogarniająca całe moje ciało panikę. Żołądek wywrócił mi się do góry nogami, a w gardle pojawiła mi się gula. 

Mimo tego, zrobiłam pierwszy krok w kierunku drzwi. Później drugi i trzeci, z każdym kolejnym miałam coraz większą ochotę by stąd uciec. Nie miałam czasu na przemyślenie. Nie miałam czasu na to, aby to wszystko ułożyć sobie w głowie. Przyjazd tutaj, był tak cholernie spontaniczny, że nawet do końca nie wiem, jak to się stało, że nasza rozmowa zeszła na temat moich planów dotyczących tatuaży, które zamierzałam sobie kiedyś tam zrobić. 

Otworzyłam drzwi, a do moich uszu dotarła ciężka, rockowa muzyka. Przewróciłam oczami, ponieważ za cholerę nienawidziłam tego typu muzyki. Rock i metalika zdecydowanie były przeciwieństwem tego, czego słuchałam.

Czułam za sobą towarzystwo Nathaniela, co trochę dodawało mi otuchy. Co nie zmieniało jednak faktu, że to przez niego tu teraz stałam. 

Z jak myślę zaplecza, wyszedł mężczyzna. Na oko w podobnym wieku do Nate'a. Brązowe włosy związał w samurajską kitkę. Bluzka z krótkim rękawem eksponowała jego ręce, które całe były pokryte tatuażami. O matulu. 

- Nate! - krzyknął mężczyzna. - Kopę lat! 

Dotychczas stojący za mną Nathaniel zrobił krok do przodu. Chłopcy objęli się w braterskim uścisku, na co tylko westchnęłam. 

- Robisz sobie kolejny tatuaż? - spytał brązowowłosy.

- Ja nie - pokręcił głową. - Poznaj Stacy. 

- Nie wiedziałem, że to twoja pani - zmarszczyłam brwi na jego słowa. - Bobby Dunckan. 

- Bardzo mi miło, niestety się pomyliłeś. Ja i Nate jesteśmy parą znajomych - wyjaśniłam szybko z uśmiechem. Takie sytuacje zawsze były cholernie niezręczne. 

- Tak, dokładnie - Nate odchrząknął. Po uważnym wzrokiem Bobby'ego, czułam jak moja blizna na policzku zaczyna mnie palić żywym ogniem. Czułam się okropnie, było mi wstyd. 

Byłam okropna. 

Dziwiłam się, że ktokolwiek gdziekolwiek się ze mną pokazywał. Byłam szpetna, zostałam na zawsze oszpecona przez człowieka, do teraz nie wiedząc kim on tak naprawdę był. Nienawidziłam go, żywiłam do niego tylko negatywne uczucia. Gdybym spotkała go teraz i dowiedziała się, że on mi to zrobił, po prostu chyba bym go zabiła. 

Próbowałam zaakceptować swój wygląd, naprawdę. Ale nie mogłam. Nie mogłam się przekonać, nie potrafiłam zmienić zdania. Dla samej siebie, zawsze będę już pieprzonym potworem. 

- W takim razie, co was tu sprowadza? - spytał. - A raczej ciebie, Stacy? 

- Nate mnie tu sprowadził - mruknęłam, na co wymieniony wywrócił oczami. - Nie no, chciałam zrobić tatuaż. 

- Masz już jakiś wzór? Pomysł, jakby on miał wyglądać? 

- Myślałam, kiedyś o ptaku na barku, albo o... nie wiem, chciałabym jakieś zwierzę, to pewne. Coś, co kojarzyłoby się ludziom z delikatnością. 

- Motyl.

Pomysł, który podrzucił Nate sprawił, że spojrzałam na niego z lekko przekrzywioną głową. 

- Wy kobiety chcecie ciągle te motyle - Bobby westchnął, na co zacisnęłam usta w wąską linię i wzruszyłam ramionami. Czy to moja wina, że podobały mi się delikatne tatuaże? 

Co nie znaczy, że tatuaż na ręku Nathaniela mi się nie podobał. Matko kochana, on był cudowny. Wizerunek diabła na jego dłoni cholernie mi się podobał. 

- W takim razie, nie będzie motyl. Na barku - powiedziałam, a Nate lekko się do mnie uśmiechnął. 

Dostałam instrukcję, aby przejść do kolejnego pomieszczenia. Na środku zauważyłam fotel, a obok niego mnóstwo urządzeń, które już za niedługo pozostawią na zawsze ślad na mojej skórze. Przełknęłam głośno ślinę, zaciskając dłonie w pięści. 

Nie bądź tchórzem, Stacy. Mara dała radę, to ty też dasz - próbowałam sobie wmówić, jednak ani trochę mi to nie pomagało. Powoli zaczęłam ściągać bluzę. Słyszałam śmiech mężczyzn, którzy jeszcze ze sobą rozmawiali. Ściągnęłam koszulkę, pozostając w samym staniku. Czułam się naga. Nie lubiłam rozbierać się przed ludźmi obcymi, miałam problem nawet rozebrać się przed lekarzem. Miałam wrażenie, że wtedy jestem jeszcze bardziej bezbronna. Wszyscy mogli zauważyć moje wady. Zbyt duży brzuch i małe piersi. 

Zdecydowanie miałam zbyt dużo kompleksów. 

- Okej, siadaj tutaj na fotel - Bobby wszedł do pomieszczenia, dając mi dalsze instrukcje. - Przygotuję wszystko i możemy zaczynać. 

Nie, nie możemy. 

Czułam na sobie wzrok Nathaniela. Odwróciłam głowę, napotykając spojrzeniem na jego zmarszczone czoło i przygryzioną wargę. 

- Jeśli umrę, to będzie twoja wina - oznajmiłam, wskazując na niego palcem. Facet westchnął cicho i zrobił kilka kroków w moją stronę. 

- Jeśli ci to pomoże, mogę stać w rogu, abyś to na mnie skupiała swoją uwagę, nie na bólu.

- Nie schlebiaj sobie, kto by chciał na ciebie patrzeć? - prychnęłam, na co pokręcił głową z niedowierzaniem. 

- Jesteś niemożliwa. 

I właśnie w tym momencie wrócił Bobby. Po paru sekundach poczułam ukłucie., na co syknęłam. Słysząc dźwięk tego urządzenia, miałam ciarki na całym ciele. Zaciskałam zęby z bólu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak wrażliwa na ból jestem. Cholernie mnie to bolało. 

Nie wiem, ile to trwało. Ale wiem, że po kilku minutach zaczęłam się rozluźniać. Nathaniel cały czas stał tam, gdzie mówił. Cały czas utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. To była chyba jedna z najintymniejszych naszych sytuacji. Mimo tego iż za mną siedział Bobby, ja cały czas skupiona byłam tylko i wyłącznie na mężczyźnie stojącym niedaleko mnie. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na tatuażystę.

Tego wieczoru patrzył na mnie inaczej. Zupełnie inaczej. Jakby chciał mi coś przez to powiedzieć. Coś, co nie przeszłoby mu przez gardło. 

Mógłby patrzeć tak na mnie ciągle.

Gdy Bobby kazał mu nasmarować mój skończony tatuaż maścią, moje ciało się spięło. Zostaliśmy sami. Co prawda, nasz kontakt wzrokowy został przerwany, ale czując jego dotyk, po moim ciele rozchodziło się dotąd nieznane mi ciepło. Działał na mnie kojąco. Delikatnie rozprowadzał maść po moim barku.

- Byłaś dzielna. 

Oblizałam usta i na potwierdzenie jego słów, skinęłam głową. 

- Żyjesz. 

- Tak, to mnie cieszy najbardziej - zaśmiałam się. - Nie było aż tak źle. 

Zapadła cisza. Chciałam ją przerwać, ale nie wiedziałam jakich słów użyć. 

- Dziękuję. 

Poczułam jak jego ręka przestaje wykonywać jakikolwiek ruch. 

- Za co?

- Że mnie tutaj przywiozłeś. Gdyby nie ty, to prawdopodobnie dalej by mnie tu nie było.

Nie odpowiedział. Zajął się tatuażem i pomógł mi się ubrać i kilka minut później już siedzieliśmy w aucie. Westchnęła cicho, sycząc cicho pod nosem. Ramię trochę mnie bolało. Nie mogłam opierać się plecami o fotel, przez co musiałam siedzieć zgarbiona. 

- Zawieziesz mnie do domu? - spytałam. - Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. 

- Zawiozę - skinął głową. 

- Dziękuję. 

- Ale do mojego domu. 

O cholera. 

*************************

Sieeemanko. Prawdopodobnie jesteśmy już w jednej trzeciej opowiadania, ponieważ planuje, żeby tpk miało tak ze trzydzieści rozdziałów. 

To było wprowadzenie. 

Od teraz zaczyna się akcja. 

You are reading the story above: TeenFic.Net