Pisane dreszczem

Background color
Font
Font size
Line height


            Przyjemny dreszcz przechodzi przez moje ciało, kiedy jego dłoń sunie po moim ciele. Otwieram oczy. Nasze ciała, splecione ze sobą, spojone. Podnoszę wzrok, łapię jego spojrzenie. Przesuwam ręką na jego piersi. Jest ciepły. Jego skóra miękka, aksamitna. Wyciągam rękę i dotykam przelotnie jego ust, po czym zanurzam dłoń w jego jasnych, blond włosach. Unoszę się lekko i muskam wargami jego policzek. On obejmuje mnie w pasie, delikatnie, jakbym była ze szkła. I tak się czuję. Moje ciało jest posiniaczone, naznaczone przez blizny, świeże rany. Tylko ono i ja zna prawdę.

Wracam wspomnieniami do tamtych dni. Dni, kiedy miłość do niego bolała. Kiedy okładał mnie pięściami. Kiedy czerwień lśniła mi przed oczami. Wtedy uciekałam. Widzę to dokładnie. Biegnę przed siebie, potykam się, upadam. Dźwigam się na rękach, staram się podnieś, ale on jest już przede mną. Boję się. Chwyta mnie za ręce i szarpnięciem podnosi do góry. Popycha na ścianę i patrzy jak osuwam się z powrotem na podłogę. Podchodzi powoli i bierze zamach. Czuję jak żebra uginają się, gdy kopie mnie raz po raz. Krzyczę, ale wiem, że nikt mnie nie usłyszy. Zaciskam pięści, zakrywam nimi twarz. Zaciska dłoń na moich włosach, po raz kolejny staję przed nim. Jestem bezbronna. Obejmuje dłońmi moją twarz. Całuje mnie w usta, po szyi, dekolcie. Nie walczę z nim. Pozwalam by jego ręce błądziły po moim ciele. Pozwalam zawlec się do sypialnie, gdzie kładzie mnie na łóżku. Powoli układa się obok mnie. Patrzy na mnie tymi błękitnymi oczyma. Są takie niewinne, nieskazitelne. Nachyla się i szepcze mi do ucha. Ignoruje to. Słyszałam to wiele razy. Przeprasza, obiecuje, znów przeprasza. Kiwam tylko powoli głową. Biorę oddech i zaciskam zęby, gdy ból wypełnia moją klatkę piersiową, moje ciało. On podnosi rękę. Wzdrygam się. Cierpienie wypisane na jego twarzy karze mi się nie ruszać. Przecież mnie kocha. Kładzie dłoń na mojej głowie i gładzi mi włosy. Intensywnie rude włosy poprzecinane pasmami czerwonej, lepkiej krwi.

Słyszę jego głos. Pyta czy go kocham. Nic nie mówię, przenoszę wzrok na sufit. Krzyczy. Chce odpowiedzi, żąda jej. Czuje jak potrząsa moim ciałem, ale ja nie mam już nad nim władzy. Wrażenie ciepła wypełnia każdy mój centymetr. Zamykam oczy i poddaję się chwili. Unoszę się nad pokojem, obserwuję z góry. On płacze, wrzeszczy, żebym do niego wróciła. Szarpie moim bezwładnym ciałem. W końcu zamiera z głową na mojej piersi. Trzyma moją dłoń. Patrzę na niego z litością i miłością. Chcę go objąć, pocieszyć. Coś ściąga mnie w dół, karze z powrotem cierpieć na ziemi. Wracam do mojego ciała. Biorę oddech. Jego ramiona oplatają mnie, odnajduje wargami moje usta i wpija się w nie z całej siły. Powraca ból, lecz jednocześnie czuję radość, że tu jestem. Z nim. Odwzajemniam jego pocałunek i wtulam się w jego miękki sweter. To moja rzeczywistość.


You are reading the story above: TeenFic.Net