4.Pete Wentz:

Background color
Font
Font size
Line height


Rozdaliśmy już z tysiąc autografów i zdjęć, a teraz kierujemy się do naszego autokaru. Pytam się Patty, czy pojedzie z nami do hotelu. Jednak ona mówi, że przyjechała własnym autem. Nie chcę jej zostawiać. Joe i Jack mówią żebym jechał razem z nią, co robię. Parking na którym znajduje się samochód, oddalony jest jakieś dwie przecznice. Zaczynam narzekać po przejściu kilometra.

- Hym... Ta sława ci nie sprzyja. Jesteś za bardzo rozpieszczany. Pewnie masz szoferów, którzy podwożą cię pod drzwi, bagaże zanoszone do pokoi...

- Jasne. A co ja prezydent? – Śmieję się i łapię ją za rękę. – Fakt. Nie ukrywam, że jestem rozpieszczony. Ale niestety nie mam szoferów, a bagaże nosi Andy. Uparł się i nic nie możemy na to poradzić.

- Ale nie żebyś protestował?

- Nie będę odbierać mu tej przyjemności.

Rozbawieni docieramy do pojazdu. Patty siada za kierownicą. Nie chcąc by dobry humor zniknął, odpinam pas i kładę nogi na deskę rozdzielczą.

- Pani szoferko, proszę jechać na Toluca Lake. Tylko pod same drzwi!

Patty z powagą zakłada okulary przeciwsłoneczne, zapina pas i rusza.

- Oczywiście, panie Peterze Lewisie Kingstonie Wentzie. – Odpowiada z nutką śmiechu w głosie.


***

- A gdzie podziała się pokojówka? – Pyta Patty patrząc z zainteresowaniem na kartki i kawałki gitary z ostatniego występu, które są porozrzucane na podłodze w całym pokoju. – Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wchodzisz tu po raz drugi w swoim życiu. To wygląda co najmniej jak dzieło sztuki z całego tygodnia.

- Widzisz to? – Kiedy siada na brzegu łóżka i kładzie na nim swoją torbę, zamykam drzwi, na których wisi kartka: „NIE WAŻYĆ SIĘ NICZEGO RUSZYĆ, BO POWIESZĘ!"

- Mógłbyś być chociaż trochę milszy. – Mówi, a ja patrzę na duże litery zastanawiając się, co zrobiłem źle. Patty wybucha śmiechem. – Poza tym nie sądzisz, że ta PROŚBA powinna wisieć od strony korytarza?

Rozbrzmiewa sygnał wiadomości, dziewczyna podnosi komórkę i spogląda na ekran.

- Rzeczywiście! Nie pomyślałem o tym... - Odpowiadam po chwili.

- Bo ty ogólnie rzadko myślisz. – Żartuje idąc w moją stronę i podając mi swoje urządzenie.

Czytam wiadomość wysłaną przez Patricka: „Patty, mogłabyś przekazać temu idiocie, że zaraz mamy wywiad i że natychmiast ma zejść na dół? Dodaj też, że kiedy tylko zjawi się na dole, zacznę na niego wrzeszczeć."

-Czuję się ostrzeżony. – Mówię pod nosem.

Podnoszę wzrok i uświadamiam sobie, że dziewczyna zdjęła kartkę i przyczepiła nową z drugiej strony. Teraz brzmiało to mniej więcej tak: „BARDZO PROSZĘ, NICZEGO NIE RUSZAĆ, BO TRAFICIE DO DOLINY ŚMIERCI!"

- Podoba mi się!

- Mi też. – Patty patrzy na ostrzeżenie z dumą. – A teraz już chodźmy. Tylko nie licz na to, że będę cię usprawiedliwiać.

- Idziesz z nami?

- Nie. Wybieram się na zakupy, ale niestety nie mogę wyjść oknem. Więc przykro mi, ale odprowadzę cię do holu.

Zanoszę się śmiechem, a ona łapie mnie za dłoń i ciągnie za sobą.


***

Na dole Patty całuje mnie na pożegnanie, życzy nam powodzenia i macha zza szyb holu. Kiedy tylko znika za budynkiem Patrick, tak jak obiecywał, zaczyna wrzeszczeć.

- Po jaką cholerę ci ten telefon, skoro i tak nie odbierasz?! Myślisz, że będziemy tak stać i czekać, bo jaśnie pan musi być w centrum uwagi! Proszę cię Pete, ogarnij się! Mam tego po dziurki w nosie! „Ojej! Nie mam do tego głowy! Do tego też!" – Zaczyna przesadnie udawać mnie. Najgorsze jest jednak to, że prawie mu się udaje mnie odwzorować. - W ogóle chcesz jeszcze być w tym zespole! Tak? To dlaczego do cholery się nie starasz?! – Wyrzuca to z siebie chodząc w tą i z powrotem, machając rękoma. Ludzie rzucają na nas zaciekawione spojrzenia. Andy i Joe zakrywają usta dłońmi, by powstrzymać śmiech. Natomiast ja podnoszę tylko ręce w obronnym geście. Nie wiem jak może to powstrzymać słowa, jednak tak czuję się bezpieczniej. – Takie to zabawne! Dobrze! Śmiejcie się! Proszę bardzo! – Następuje chwila ciszy przerywana naszymi parsknięciami śmiechu. W końcu śmieje się i Patrick. – Okay. Przeszło mi.

- Brawo! Cóż za przedstawienie. – Oznajmiam, klaszcząc.

Uwalniamy z siebie radość. Joe siada na ziemi i cieszy się wniebogłosy. Andy opiera się o ścianę i trzyma za obolały brzuch. Ja zakładam Stump'owi ramię na szyję i razem schylamy się, próbując się uspokoić.

- Przepraszam, Pete, ale wiesz ale wiesz jakie to dla mnie ważne. – Wydusza z siebie, czerwony na twarzy, Patrick.

- Nie ma sprawy. Należało mi się. A nawet jeżeli nie to i tak było warto to zobaczyć.


***

-Au!

- Joe! Zamknij się! Niektórzy próbują się tutaj skupić!

- Andy, możesz mi coś wytłumaczyć? Nad czym ty do cholery chcesz się skupić? – Pyta Patrick.

- To skomplikowane.

- Rozumiem... Nie. Nie rozumiem. Mógłbyś łaskawie mi to wytłumaczyć?– Stump nie ustępuje i podchodzi do perkusisty.

Andy siedzi z telefonem w dłoni i z szybkością światła dotyka palcami ekranu.

- Grasz?! To jest to nad czym nie możesz się skupić! Naprawdę?! – Patricka najwyraźniej to bawi.

- Au!

- Zamknij się! – Wrzeszczymy wszyscy troje w kierunku Joe'go.

- Wam nikt nie wsadza do oczu jakiś pędzli z pudrem, czy co to kurde jest! Au! Okay! Okay! Już wystarczy! Jestem piękny! Koniec! – Joe podrywa się z krzesła i ucieka od makijażystek. Kiedy kobiety wychodzą z pomieszczenia Trohman wydaje z siebie okrzyk radości. – Uff...

Zaciskam palce i je rozprostowuję. Mam nadzieję, że ten wywiad nie będzie trwał długo. Przygryzam wargę i zaczynam chodzić od ściany do ściany.

*** 

Ktoś puka do drzwi. Zostało jeszcze dziesięć minut, więc otwieram jako pierwszy z nadzieją, że odwołują wywiad. Przed mną stoi brunetka o kilka odcieni ciemniejszej cerze od mojej i ciemnych oczach, w dłoni trzyma teczkę. Zieloną. Chyba wiem z kim się dogada.

- Przyszłam zapytać czy... - Milknie, kiedy pokazuję jej żeby zaczekała.

- Patrick! Ktoś do ciebie!

Przyjaciel podnosi głowę znad ekranu telefonu Andy'ego, dopiero gdy wykrzyczy już całą masę na nic zdających się podpowiedzi. („Z lewej! Teraz z dołu! Szybciej! Cholera z prawej!")

- Kto? Do mnie? Yyy... No już. – Gramoli się z oparcia fotela.

Kiedy podchodzi do drzwi o mało nie dostaję zawału, kiedy krzyczy mi do ucha.

- Debby!? – Patrick rzuca się na dziewczynę, po której wyraźnie widać, ze zna wokalistę, ale nie oczekiwała takiej reakcji. – Pracujesz tutaj?

- Tak.

- Naprawdę? To świetnie. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę!

Andy przerwał grę, a Joe obudził się usłyszawszy podniesione głosy. Cała nasza trójka chciała wiedzieć kim jest ta cała Debby.

- O! Dziewczyna z klubu?! – Andy rzuca swoją komórkę i podchodzi by się przywitać.

Okay. Tylko dwójka. Joe staje obok mnie i z zainteresowaniem patrzy na sytuację.

- Ej! Znam cię. Ale nie wiem skąd. – Joe też! Najwyraźniej zostałem sam.

Debby nagle jest zasypana gradem pytań. Na które nieśmiało odpowiada, ale najwyraźniej wszyscy się bardzo dobrze (albo trochę mniej) znają. Tylko ja nadal nie mam kompletnego pojęcia kim jest ta dziewczyna.


***

Przez cały wywiad patrzy na nią jak zaczarowany. Uśmiecha się od ucha do ucha. A kiedy Debby zadaje mu pytanie tylko siedzi i się gapi. To jest naprawdę irytujące. Muszę go szturchnąć, by się ogarnął. Nie znam tej dziewczyny, ale najwyraźniej Patrick'owi się spodobała. W końcu ktoś sprawia, że zespół nie jest całym jego światem, więc dziewczynę jak najbardziej oceniam na plus. Tylko do cholery dlaczego nic mi o niej nie powiedział?!

- Pete, co sądzisz na temat recenzji waszego występu w Wilmington? – Pyta Debby, podnosząc wzrok znad swojej teczki.

- Tak w skrócie... Myślę, że pianie koguta brzmiałoby o wiele lepiej od tego co zagrałem. Ja porównałbym to bardziej do...

- Słonia! – Wtrąca się Joe. – Trąbił i trąbił, ale wcale nie brzmiało to ładnie. Na pewno nie jak kogut. Pete ma rację. Lubię pianie kogutów.

Mała widownia zaczęła chichotać.

- Czyli przyznajesz, że nie było najlepiej? – Kiwam głową. - Fani bardzo chcieliby wiedzieć co było powodem tej kiepskiej gry. Mógłbyś nam to powiedzieć? – Kolejnie pytanie. Jak ja tego nienawidzę.

Postanowiłem odpowiedzieć żartem.

- Śnił mi się Patrick. To było okropne. Cały czas śpiewał i śpiewał. Nie byłoby aż tak źle gdyby nie fałszował! Po prostu kiedy weszliśmy na scenę, bałem się, że mój sen stanie się realny! Ot cała historia.

Chichot rozbrzmiał znowu.

Debby nie drążyła dalej i przeszła do następnego pytania.

Muszę przyznać, że to jeden z tych lepszych wywiadów.


***

Wychodzimy ze studia. Kiedy Stump się zatrzymuje by popatrzeć na Debby, która rozmawia z kamerzystką, po prostu nie mogę się powstrzymać i uderzam go w głowę.

- Ej! Za co?!

- Okay. Wybaczam ci, że o niczym mi nie powiedziałeś, a teraz idź po ten cholerny numer. – Mówię i popycham go w jej stronę.

Andy i Joe mnie popierają i szepczą: „No idź!"

Tak więc Patrick zmierza w jej stronę z głupim uśmiechem na twarzy, trzymając rękę w miejscu, w które ode mnie dostał.

Patrzę na ich rozmowę i żałuję, że nie mogę słyszeć o czym gadają, ponieważ w pewnej chwili dziewczyna zaczyna się śmiać, a wokalista rumieni się i zakrywa twarz dłonią, ukrywając wstydliwy uśmiech.

W pewnej chwili Trohman i Hurley zaczynają ich udawać, a ja odwracam wzrok, żeby na nich popatrzeć. Nie po raz pierwszy myślę, że obaj nadawaliby się do kabaretu.


You are reading the story above: TeenFic.Net