14. Debby Stanton:

Background color
Font
Font size
Line height


Przekręcam klucz i próbuję otworzyć drzwi.

Próbuję.

Na razie udało mi się je tylko uchylić, ponieważ cały korytarz zagracony jest płaskimi pudełkami po pizzy, ogromnymi jasnobrązowymi kartonami, milionem papierowych śmieci i kilkoma workami z niebieskiej folii. Napieram na drzwi z całych sił. Po kilku próbach udaje mi się otworzyć je na tyle by z trudnością przecisnąć się do środka.

Zaglądam do jednego z kartonów i zauważam ubrania poukładane w idealne kostki. W drugim widzę figurki i ramki ze zdjęciami. Ostatnim razem kiedy tu byłam stały w pokoju na półkach.

- Patty?! – Krzyczę, wychodząc z przedpokoju. – Pat... Jesteś?!

W odpowiedzi słyszę stłumione:

- Nie drzyj się do cholery! U siebie jesteś?

Idę w stronę jej pokoju. Otwieram drzwi i zauważam Patty siedzącą przy biurku i pochylającą się nad nowym projektem. Jeden z ołówków wsunęła za ucho, a drugim błyskawicznie szkicuje, tworząc rząd prostokątów i kwadratów, w których jest więcej prostokątów i kwadratów. Nic z tego nie rozumiem, ale opieram łokcie o blat biurka i przyglądam się z zainteresowaniem jej pracy.

- Wyprowadzasz się? – Pytam obrzucając spojrzeniem niemal puste pomieszczenie, które tworzy kontrast między bałaganem w korytarzu.

- Nie. Robiłam... Porządki.

- Ta jasne. I postanowiłaś zostawić sobie tylko meble i laptop? No w sumie... Powiem ci, że to całkiem niezły pomysł. – Zbliżam się do półki z książkami i wyciągam jedną, by przeczytać krótki opis na odwrocie. – Przynajmniej nie będziesz miała dużo do sprzątania. – Odkładam tom i kładę się na łóżko. Wpatruje się w sufit prawie dusząc śmiechem. – Jakbyś kiedyś miała zamiar to zrobić. Ale jeżeli już... To zacznij łaskawie od korytarza. Ledwo się tutaj dostałam.

Nie odpowiada więc przenoszę wzrok na nią. Patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.

- Po prostu nie miałam ostatnio czasu. Pracuję! – Wskazuje dłońmi na projekt. - Poza tym... Mówisz tak jakbyś u siebie miała nieskazitelną czystość.

- No może nie... Ale jak wprowadzę się do Patricka na stałe to na pewno się zmieni.

- Że co?! – Patty błyskawicznie się prostuje.

Naśladuję jej ruchy i rozkładam dłonie.

- No bo to jednak trochę taki czyścioch. Może nie wygląda, no ale cóż... – Uśmiecham się na wspomnienie pewnej nocy, kiedy sprzątał salon po imprezie, którą zorganizował Kevin.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi. Serio zamierzasz zamieszkać z Patrickiem?

- I z jego bratem, ale za trzy tygodnie Kevin się wyprowadza. Na szczęście. Lubię go, ale niestety jest trochę irytujący.

- Yhym... No to...

- Nie kończ! – Przerywam jej. – Przecież pokłóciłaś się z Pete'em, a nie z Patrickiem. Nie widzę powodu, dla którego tak bardzo za nim nie przepadasz. Tym bardziej, że ostatnio prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiają. – Przewracam oczami, kiedy zamiast odpowiedzi wzrusza ramionami i zmieniam temat. – Kiedy wyślesz mi następny rozdział? – Pytam wskazując na laptop, który zauważam na szafce nocnej. – Musze przyznać, że ten ostatni był intrygujący. Nawet Patrick się wciągnął. Naprawdę musisz to komuś pokazać. Nie wliczając mnie oczywiście, bo być może się nie znam, ale raczej się znam, prawda? Skoro czytam tyle książek. – Chyba za dużo mówię, a może mi się tylko tak wydaje.

- Nie wiem. – Znowu wzrusza ramionami. - Może napiszę go jak wprowadzisz się do Patricka? Będziesz miała co czytać mu do snu.

- O co ci teraz chodzi?

- Nie no o nic.

Mieszkanie ogarnia przygnębiająca cisza. Patty dalej szkicuje, a ja wstaję i idę do kuchni by zrobić kawę. Kiedy czekam aż woda się zagotuje, dziewczyna wchodzi do pomieszczenia. Przez chwilę milczymy. W sumie i tak nie wiem co powiedzieć, więc tylko podziwiam widok z okna na czwartym piętrze.

- Słuchaj... - Zaczyna. Odwracam twarz w jej stronę. – To nie jest tak, że nie cieszę się twoim szczęściem. Ty teraz jesteś z Patrickiem. I ja... Tylko po prostu chciałam zakończyć cały ten rozdział z zespołem i tak dalej.

- Ale dlaczego? Przecież widziałam, że się świetnie z nimi bawiłaś. Pasowałaś tam idealnie. To mi od początku się zdawało, że coś ze mną jest nie tak.

- Ta... Być może, ale ostatnio to się zrobiło trochę męczące. Imprezy, imprezy i imprezy. Pete mógłby trochę przystopować. Te tabletki były trochę takim pretekstem żeby z nim zerwać.

- Serio?! – Odwracam się do niej z wrzącą wodą i zaskoczeniem. – Czyli, że... Au! – Odstawiam kubek na blat i odkręcam kran by oblać zimną wodą miejsce, na które wylał się wrzątek. – Kurde mogłabyś z tymi nowinkami poczekać chociaż do momentu jak zrobię sobie kawę? Tak byłoby bezpieczniej.

Patty uśmiecha się i podchodzi by przygotować napój za mnie. Siadam więc przy kuchennym stole.

- Czyli, że tak naprawdę zerwałaś z nim bez powodu? – Kończę zaczętą myśl.

- No nie do końca. – Patty kręci głową i stawia przede mną kawę.

- Nareszcie! Mój najukochańszy napój bogów! – Łapię za uchwyt kubka i podnoszę do ust, lecz kiedy moją twarz owiewa ciepło i wilgoć parującej kawy odkładam go z powrotem. – Nie do końca? Co to znaczy? – Nie mogę się powstrzymać. Muszę do cholery się dowiedzieć o co poszło i czy jest szansa, aby Pat poszła ze mną na urodziny Patricka. Jak uda mi się ją jakimś cudem namówić to będzie cudownie! Potem najwyżej się pomyśli co z Pete'em.

- No jak zobaczyłam te tabletki... Powiedział, ze już ich nie bierze, że nie ma problemów ze snem. Po prostu się trochę wkurzyłam, że mnie okłamał. – Siada naprzeciwko mnie i nalewa sobie wody do szklanki. – Normalnie to przecież bym z nim nie zerwała z takiego głupiego powodu. Chyba. Zresztą nie wiem. Najwyraźniej muszę od niego odpocząć. Od nich wszystkich.

Hym... To trochę komplikuje sytuację, ale ja coś wymyślę.

- Możesz odłożyć te kropki i kreski na później? – Pytam, mając na myśli projekt. – Bo muszę chyba zobaczyć jakimś film z Leo. Mam niedobór Leo! – Krzyczę i podnoszę kawę do ust.

- Okay. W sumie to może trochę poczekać. Tylko błagam nie Titanic! – Patty kładzie się na stole z wyrazem niezadowolenia na twarzy. – Mogę tym razem ja wybrać film? – Pyta z nadzieją wymalowaną na twarzy.

- Hym... - Zastanawiam się przez chwilę. – Niech będzie. Leo! Nadchodzę. – Wrzeszczę, kierując się do pokoju Patty, balansując niczym cyrkowiec na linie zawieszonej kilka metrów nad ziemią i próbując uniknąć wylania choćby kropli kawy, wypełniającej po brzegi zielony kubek.


***

- Ej! Patrick! Złamałeś zasady! To miał być MĘSKI wieczór! – Joe patrzy na mnie z wyrzutem, stojąc oparty o ścianę z miną obrażonego dziecka i z założonymi rękami.

- Nie ma sprawy. Naprawdę mogę sobie pójść. – Patrzę w oczy zakłopotanemu Patrickowi.

- Daj spokój. Zostań. Przecież to nic nie zmienia. – Protestuje poprawiając fedorę, która zsunęła mu się delikatnie na oczy.

- Nic nie zmienia! – Trohman odpycha się od ściany i zbliża do Stump'a. – Przecież powiedziała, że pójdzie, dlaczego się nie zgodziłeś?

- Ale ja naprawdę mogę sobie pójść. Nie będę wam psuła wieczoru. – Próbuję powstrzymać uśmiech, cisnący mi się na usta, kiedy Joe podskakuje ze szczęścia i pokazuje uniesione kciuki Kevinowi siedzącemu w salonie. - Jestem pewna, że Patty przyjmie mnie na noc i tak musimy obgadać kilka kwestii dotyczących Wilka z Wall Strett.

- Bezdyskusyjnie się zgadzam. To bardzo ważne kwestie! – Gitarzysta podbiega do mnie z płaszczem i zarzuca mi go na ramiona. – Heyka i miłego wieczoru. – Popycha mnie w stronę drzwi, otwiera je przede mną i zamyka tuż przed nosem.

Chichoczę i zaczynam schodzić po schodach, kiedy drzwi mieszkania Patricka uchylają się lekko.

- To było wredne, Joe! Nawet nie myśl, że ci odpuszczę. – Drze się właściciel. Nie słyszę co mówi Trohman, ale z odpowiedzi wokalisty domyślam się, o co pytał. – Dobra. Zaraz będę.

Dogania mnie przy wyjściu.

- Debby! Zaczekaj. Przepraszam za niego. Kompletnie o tym zapomniałem, a Joe ma na punkcie tego obsesję. – Przyciąga mnie do siebie. – Naprawdę możesz zostać. Najwyżej ich wygonię. W końcu to moje mieszkanie. – Uśmiecha się do mnie i całuje w policzek.

- Wysłałam już SMS-a Patty. – Kłamię. – Głupio byłoby tak teraz zmienić zdanie.

- Tak szczerze chętnie spędziłbym ten wieczór z tobą niż z tymi debilami. – Puszcza do mnie oko. – Mogę cię przynajmniej podwieźć?

Podnoszę klucze i klikam przycisk, po czym auto stojące na początku podjazdu pod blok miga dwa razy światłami i wydaje odgłos odblokowania.

- No racja. W takim razie pozdrów ode mnie Patty. – Całuje mnie na pożegnanie.

- Patrick! Wracaj natychmiast do domu! Obiaaad! – Chłopaki wrzeszczą z okna i zanoszą się śmiechem. W kilku mieszkaniach obok rozbłyskują światła.

- Cholerni palanci. – Komentuje szeptem Patrick.

Staję na palcach by go pocałować, sama nie wiedząc po co, skoro jest niewiele wyższy ode mnie, a potem popycham go w stronę bloku.

- No idź już. Bo zaraz zaczną cię wołać na śniadanie i obudzą wszystkich sąsiadów.

- Racja. - Śmieje się.

Wsiadam do auta i poprawiam lusterko, po czym ruszam. W ostatniej chwili zauważam Patricka, który podnosi rękę, by się ze mną jeszcze raz pożegnać.

*** 

Wchodzimy po schodach, w dłoniach trzymając torby z zakupami. Sama nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się o tej godzinie wyjść do sklepu. Wydaje mi się, że zadecydowała o tym jedyna rzecz. Konkretnie chodzi o brak kawy. Skończyła się! Nie do wyobrażenia.

- On genialnie gra naćpanego człowieka! – Z entuzjazmem mówi Patty. – Naprawdę nie wiem dlaczego on nie dostał tego Oskara kilka lat wcześniej! Przecież ta rola jest świetna!

Oczywiście nie marnowałyśmy ani sekundy w ciszy. W drodze i sklepie zdążyłyśmy już skomentować prawie każdą scenę w filmie. Kasjerka spojrzała na nas krzywo, kiedy zaczęłyśmy się kłócić o to czy dyrektor szwajcarskiego banku, był postacią pozytywną czy negatywną.

- Wszystkie jego role są świetne. – Poprawiam ją.

- Tak, ale nie ukrywam, że ta jest moją ulubioną. Tylko ten koniec jest taki trochę do dupy. Ten poukładany Jordan to nie Jordan. – Śmieje się i wyciąga klucze z kieszeni.

- Brad też był ciekawą postacią. – Stwierdzam, gdy Patty otwiera drzwi.

- Tak! Do tego wszystko zaczęło się od Mark'a. – Odwraca się ode mnie i plecami popycha drzwi do środka. - Matthew McConaughey nie mógł dostać lepszej roli! Bez obrazy, ale w tym filmie coś się dzieje. W przeciwieństwie do Zjawy. Czołganie, półczołganie, czołganie i półczołganie. Serio! Też kurde mogę nagrać taki film. Tylko zmienię trochę scenariusz. Wszyscy będą się cały czas wspinać. Albo ćpać. Mniejsza. Ważne żeby robili to w kółko.

- Mieszkasz z jakimiś krasnoludkami? – Pytam gdy zauważam, że w przedpokoju zostały tylko kartony. Wszystkie śmieci zniknęły!

- Co? Dobrze się czujesz? – Pyta Patty, wciąż odwrócona do mieszkania tyłem. – Absolutnie nie pijesz już dzisiaj kawy. Wiem! Będą ciągle pić kawę! W moim filmie! Prawda, że genialnie!

W przedpokoju pojawia się jakiś chłopak. Zamykam oczy. Przecież nie oszalałam. Otwieram je, ale on dalej tam stoi.

- Zapraszałaś kogoś? – Skoro ten ktoś jest prawdziwy i włamał się do mieszkania, nie powinnam raczej zachowywać takiego spokoju. Ale co mi pozostaje? Nie będę przecież z krzykiem uciekać na dół. Nawet mi się nie chce.

- Nie. Skąd ten pomysł?

- Ktoś jest u ciebie. – Wskazuję na chłopaka.

Patty błyskawicznie się odwraca, uderzając łokciem we framugę drzwi.

- Gregory! – Pospiesznie stawia zakupy na pudłach i rzuca się w jego objęcia. – Weź mnie do cholery nie strasz!

- Wybacz. – Przechyla głowę z przepraszającym uśmiechem i spogląda na mnie. Patty podąża za jego spojrzeniem, masując miejsce, w które się uderzyła.

- Ah... Tak. To jest Debby. – Mówi, a Gregory wyciąga do mnie rękę. – Moja najlepsza przyjaciółka.

- Ta która uznała mnie za krasnoludka? – Pyta.

- Tak to ja. – Zgadzam się.

Wszyscy zaczynamy się śmiać.

- Gregory to mój brat. – Kontynuuje dziewczyna. – I nie mam niebieskiego pojęcia co tu robi i dlaczego wyręczył mnie w sprzątaniu tego bałaganu.

- Wpadłem cię odwiedzić. A posprzątałem dlatego, że dbam o bezpieczeństwo mojej młodszej siostrzyczki i dzięki mnie unikniesz teraz głupiej śmierci poprzez potknięcie o opakowanie po pizzy. – Gregory wypina pierś do przodu z dumą.

- Jakiś ty za bardzo wykształcony jesteś. – Kiedy brat rzuca Patty spojrzenie spod uniesionych brwi, dodaje: - Oczekiwałam raczej jak zwykle odpowiedzi: „Bo tak". Pomijając fakt, że normalnie byś nie posprzątał za mnie. – Dziewczyna podnosi palec wskazujący do góry. – Naprawdę jesteś moim bratem? – Pyta z uśmiechem.

Gregory łapie Patty za podbródek i zbliża do swojej twarzy.

- Co myślisz Debby? Podobni?

- Moesz przeszać, baanie? – Pyta niewyraźnie dziewczyna, próbując uwolnić twarz od uścisku brata. Kiedy potwierdzam, że są podobni, chłopak puszcza siostrę. – Tylko przyjechałeś, a już mnie krzywdzisz. – Mówi Pat z wyrzutem, zanosząc zakupy do kuchni.

- Ojej! Przepraszam. – Gregory i ja idziemy w jej ślady. Chłopak siada na krześle i patrzy jak Patty przygotowuje mi kawę. W moim ulubionym zielonym kubku oczywiście. – Babski wieczór? – Pyta po chwili.

- Nawet mnie nie denerwuj. Nie rozumem dlaczego ludzie sobie podzielili wieczory na babski i męski! Co to kurde za różnica? Wieczór to wieczór! – Wydzieram się na całe pomieszczenie.

- Czyli jednak jesteś zła, mój filozofie? – Pyta Patty.

- Nie. Nie jestem zła. No może troszeczkę. – W ciszy przeglądam wiadomości, aż nagle wybucham. – No dobra! Jestem cholernie zła! Ale nie na Patricka czy Joe'go tylko na ten chory podział wieczorów. Uduszę człowieka, który to wymyślił. – Patty i Gregory powstrzymują śmiech.

- Pewnie jakiś Francuz albo Włoch. – Wtrąca chłopak. – Oni mają coś z tymi wieczorami. Jednakże... Chciałbym poznać tą całą historię, która tak cię wzburzyła.

- To całkiem zabawna historia... - Zaczynam, a Patty podaje nam kubki z napojem.


***

- Naprawdę?! Tak po prostu wyrzucił cię z nie swojego mieszkania? – Pyta Gregory.

- Cały Joe. – Komentuje Patty.

- Ta... Joe. – Zgadzam się, upijając łyk kolejnej kawy.

- Hym... Skoro nie robicie babskiego wieczoru ani męskiego... To może zrobimy sobie po prostu wieczór? – Pyta chłopak.

- W sensie? – Pat chyba trochę się zagubiła.

- W sensie... Na przykład obejrzyjmy film? To chyba nie jest ani babskie, ani męskie. – Patrzy na mnie, oczekując potwierdzenia.

- W sumie... Trudno się nie zgodzić. – Kiwam głową, stawiając pusty kubek na stole.

- Okay. Kto wybiera film? – Patty wstaje i zmierza do swojej sypialni, a my za nią.

- Na wieczorze ani babskim ani męskim film wybierają wszyscy razem. – Odpowiada jej brat.

- Nie wiedziałam, że są jakieś reguły... Ale jeżeli ja i Debby mamy wybierać film razem, to nigdy się nie dogadamy. Jestem za zniesieniem tej zasady. – Dziewczyna staje na łóżku z podniesioną ręką.

- Przekonajmy się! – Gregory wskakuje na łóżko. – Au! Co do cho... - Sięga za siebie i podnosi do światła z lampki nocnej ołówek. – Cholerne narzędzie pracy pani projektant! – Rzuca przedmiotem w Patty.

- Nie! Ty krzywdzicielu! Jak śmiesz rzucać Jonem?! Jak! – Oburza się dziewczyna i schyla się, by go podnieść.

- Jon? To z tobą jest już tak źle, że dajesz imiona ołówkom? – Gregory bacznie przygląda się siostrze.

- Nie tylko. Wszystko w tym domu ma imię. – Wyjaśniam po cichu.

- Jest! Mój kochany Jon! – Patty całuje ołówek i kładzie go na biurku.

- Okaaay... Udam, że tego nie słyszałem i nie widziałem. I usunę z mojego mózgu myśl, że moja siostra jest wariatką. – Chłopak sięga po laptop z szafki nocnej. – A teraz może zajmijmy się czymś... NORMALNYM.

Razem z Patty siadamy na brzegu łóżka, po obu stronach Gregory'ego i zastanawiamy się nad kwestią filmu.

Koniec końców udaje nam się wybrać, odpowiedni dla wszystkich film. Każdemu z nas spodobał się jego tytuł. Labirynt.


You are reading the story above: TeenFic.Net