Część 2

Background color
Font
Font size
Line height

Lotnisko w Londynie po prostu przeraziło Markusa. Przepych i gwar, jakie tam panowały, powodowały u bruneta niemal atak paniki. Nie dając jednak po sobie nic poznać, chwycił swoją i Dominika walizki w ręce. Młoda omega szła koło niego. Był chyba równie przestraszony co on. W swojej małej piąstce zaciskał kant swetra dominata. Wyglądali po prostu komicznie - on miał ponad metr dziewięćdziesiąt oraz był potężnie zbudowany, a omega miał niewiele ponad metr pięćdziesiąt i, gdyby nie mocno odstający ciążowy brzuszek, to po jego posturze ktoś śmiało mógłby powiedzieć, że ma maksymalnie jedenaście lat. Za nimi szły dwie podekscytowane alfy, dyskutujące w obecnej chwili o tym, ilu przez te dwa tygodnie poznają potencjalnych partnerów. Obaj wesoło wymieniali uwagi na temat cech, jakie powinni mieć przyszli rodziciele ich dzieci.
- Myślisz, że ktoś mnie zechce? - spytał go przestraszony chłopak, wolną dłonią gładząc się w typowo matczyny sposób po wypukłości.
- Na pewno, jesteś wspaniałym młodym mężczyzną. - Markus wiedział, że ciężko będzie znaleźć szesnastolatkowi nie tylko partnera dla siebie, ale i ojca dla dziecka, które nosił. To właśnie dla niego tu przyjechał.
Nie potrafił się pogodzić z myślą, że jeśli chłopak przed porodem nie znajdzie alfy, to, mimo że został tak mocno skrzywdzony, czeka go także wykluczenie ze stada. Był nawet gotowy sam wziąć Dominika, jeśli omedze nie uda się z kimś związać, jednak na razie nie mówił mu tego. Wolał, by chłopak poświęcił się poszukiwaniom tego jedynego albo przynajmniej kogoś na tyle odpowiedzialnego, że dziecko, które nosi ciężarny, nie będzie dla niego problemem.
Pojawili się niemal idealnie na czas. Właśnie zaczęto wpuszczać na salę, w której miał się rozpocząć przemową cały ten cyrk. Dominik siedział koło Markusa i z szeroko otwartymi oczami kręcił się na krześle.
- Hej, mały, bo zaraz ci głowa odleci - zaśmiał się, smyrając go po policzku.
Co prawda powinien siedzieć po drugiej stronie sali, tam, gdzie omegi, ale alfa trochę bał się go tam zostawić. Widział jakimi ciekawskimi spojrzeniami obdarzali ich inni, ale miał to gdzieś. Najważniejsze, że członek jego stada był bezpieczny. Po tym całym "kabarecie" wziął walizkę nastolatka i skierował się na odpowiednie piętro. Większość przybyłych gnieździła się w wieloosobowych pokojach, ale, zważywszy na stan Dominika, dostał on dwójkę z jakimś innym uprzywilejowanym.

***

To oczywiste, że Julian się spóźnił. Zirytowany wszedł na powitalne przyjęcie, kiedy to jego ludzie wnosili jego rzeczy do prywatnego pokoju, a przynajmniej tak sądził. Liczył na to, że jego opiekun zapewnił mu odpowiednią kwaterę. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że miałby z kimś dzielić pokój. Organizatorzy mieli jednak inne zdanie, a, mając na uwadze dużą frekwencję w tym roku, nie mogli sobie pozwolić na jedynki.
Julian rozejrzał się po pomieszczeniu. Większość omeg była od niego starsza. Mimo nacisków, by znalazł sobie alfę z powodu wieku, to tak na prawdę był dopiero po drugiej rui, miał zaledwie 17 lat.
Znudzony oparł się o ścianę, słuchając słów organizatora tego spędu. Miał wrażenie, że nikt z zebranych nie zwraca uwagi na prowadzącego. Omegi niby niewinnie rozglądały się po pomieszczeniu, niekiedy wysyłając zalotne spojrzenie co przystojniejszym alfom. Dominujące samce w większości skupiły się na zapachach, próbując z tej mieszaniny wyłowić ten właściwy. Dobrze wiedział, że jego zapach był słodko-kwaśny, połączenie truskawek i trawy cytrynowej. Nie raz już słyszał od innych, że pachnie fenomenalnie, więc i teraz zauważył sporo twarzy zwróconych w swoją stronę.
W końcu całe przedstawienie się skończyło. Julian wrócił zatem do swojego, choć chyba nie całkiem własnego, pokoju. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to dwa łóżka i stojące koło jednego z nich jego rzeczy.
- To jakaś pomyłka - mruknął pod nosem, patrząc na dwójkę siedzącą dość blisko siebie na drugim posłaniu. Już szczególnie zdzielił wzrokiem alfę, która powinna być w swoim sektorze.
- Nie zamawiałem pokoju trzyosobowego - warknął, po czym oparł się o framugę drzwi. Wyglądał jak chodzący aniołek, ale nie był nim w żadnym stopniu, a zwłaszcza teraz, gdy był tak wytrącony z równowagi.
- Spokojnie - dominat posłał albinosowi miły uśmiech. - Tylko pomogłem mu wnieść bagaże i chyba troszkę się zasiedziałem. Uważaj na siebie i w razie czego dzwoń - pogłaskał Dominika po włosach i nim wyszedł jeszcze raz przyjrzał się współlokatorowi członka jego stada. Uważał, że chłopak nie dość, że pachniał naprawdę dobrze, to jeszcze był prześliczny. - Trzymajcie się chłopaki, powodzenia - pomachał im na odchodne, mierząc jeszcze raz pochyloną nad walizką sylwetkę.
Szybko opuścił tę część skrzydła, kierując się do swojego sześcioosobowego pokoju.
Julian spojrzał za nim, zaciekawiony jego rasą. Był zupełnie inny niż wszyscy, których do tej pory poznał. Było w nim coś dzikiego i pierwotnego, co działało w dziwny sposób na jego wilka. On miał te „zimne korzenie". Pomyślał, że ciekawie oglądało się takie kontrasty.
- W takim razie, czy możesz wyjaśnić mi dlaczego wylądowaliśmy razem w pokoju? - spytał nieco grzeczniej, szanując jego błogosławiony stan. W końcu dla zmiennych rodzina była bardzo ważna i w życiu nie zrobiłby nic omedze w takim stanie.
- Ja jestem Dominik - wyciągnął rękę, ciężko podnosząc się z łóżka. - Ten wielkolud to przyszły główny alfa naszego stada. Dba o mnie, ale nie jest mój - chłopak widział jakim wzrokiem obdarzył tamtego brunet. - Chciałbym mieć takiego partnera - wolną dłoń położył na szczycie swojego odstającego brzucha. - Organizatorzy powiedzieli, że nie ma jedynek i umieścili mnie tutaj, bo Markus uważał, że nie powinienem być w zbiorowej sypialni, gdzie będę narażony na niepotrzebne uwagi.
- Dlaczego tu przyjechałeś? Jesteś w ciąży, powinieneś mieć partnera - oznajmił, patrząc na niego nieco zakłopotany. Westchnął, bo wiedział, że będzie się musiał pogodzić z mieszkaniem z nim. No cóż, może chociaż trochę dowie się więcej na temat „dlaczego alfa, który go zapłodnił nie chce mieć z nim dziecka?" Zagryzł wargę, zerkając mu w oczy i czekając na odpowiedź.
- Pierwszej rui dostałem na imprezie w mieście. - Oczy szesnastolatka zaszły łzami. - Domyślasz się co było potem. Całe stado nie chce mieć ze mną nic wspólnego, tylko on nie pozwolił, by mnie wyrzucili. - Rozkleił się całkowicie, zwijając w kulkę na swoim łóżku. Grimme westchnął cicho. Nie chciał zrobić młodszemu przykrości, po prostu nie spodziewał się, jak ta rozmowa się potoczy.
- Współczuję - wręcz wyszeptał, bał się powiedzieć to głośniej. Poruszyła go historia mniejszego i teraz intensywnie zastanawiał się w jak prozaiczny sposób poprawić mu humor. Jedyne na co wpadł... - Masz ochotę na francuskie czekoladki? - spytał nieco nieśmiało, podając mu pudełko. Rzadko był dla kogoś specjalnie miły. Zagryzł lekko wargę, zdenerwowany przez ten fakt.
- Na czekoladę zawsze - Dominik uśmiechnął się przez łzy. - Wiesz, jak mnie tak bronił... - zawahał się na moment - myślałem, że mu się podobam i mnie weźmie jako swojego. Jednak przywiózł mnie tu i cały czas mówi, że kogoś znajdę. - Wsadził do ust kolejnego łakocia z bombonierki.


***
Korekta: 13

You are reading the story above: TeenFic.Net